Rozpoczął się ligowy sezon w Polsce. PGE Ekstraliga, eWinner 1. LŻ ruszyły z kopyta. Większość dziennikarzy obserwowała go z kanapy. Niektórzy postanowili się tym chwalić w mediach społecznościowych. Czy słusznie? Wyroku nie będzie, ale moje zdanie już owszem. A potem przejdziemy do sportu. Bo on jest najważniejszy, prawda?
Połowa 1. kolejki sezonu PGE Ekstraligi 2021 przyniosła mnóstwo emocji. W końcu skończyło się marudzenie i przerzucanie się oskarżeniami ws. „Teneryfa gate”, które ustąpiło analizom związanym po prostu z samym żużlem. Fajnie, że telewizja stoi na wysokości zadania. Maciej Noskowicz rewelacyjnie jak zwykle komentował hit w Lesznie. Dostosował się do poziomu samego meczu. My grzecznie słuchaliśmy, dzieliliśmy się opiniami w mediach społecznościowych. Ruch na Twitterze był jak na Centralnym. Portal płonął od śmieszków, krwistych komentarzy oraz znanych i lubianych drwin. Pozostaje pytanie – czy to dobrze? Z jednej strony tak, bo żużel był w centrum uwagi. Sporo było aktywności ludzi niekoniecznie związanych z czarnym sportem. Z drugiej strony nie, bo ci ludzie powinni być na stadionach. Nie byli, bo przepisy nie pozwalają.
Telewizyjne rekiny rozkręciły w mediach społecznościowych hashtag #zuzelnakanapie. Jego założeniem miało być dzielenie się emocjami, przeżywanymi w domu przez kibiców. Zróbcie fajne fotki, pokażcie jak rodzinnie kibicujecie, my wrzucimy was do magazynu PGE Ekstraligi, zasmakujecie sławy w TV. Pomysł bardzo fajny! Dla młodych czy starszych fanów gratka – będę w telewizji! Niestety – według mnie – niektórzy dziennikarze za bardzo się wczuli. Czy naprawdę powinniście w tym uczestniczyć? Nie będę was pokazywał palcem, sami wiecie, kto postanowił się w to pobawić. Powiem co ja myślę – nie powinniście. W tym czasie należy zwracać uwagę, że nie jesteście na meczu, tylko w domu. A to problem. No chyba, że czujecie się bardziej kibicami. Macie do tego prawo.
Wróćmy na moment do samych przepisów. 6 dziennikarzy (foto+media) na stadionach. Sprawę i mój punkt widzenia przedstawiałem w odcinku nr 14 cyklu. Przyjrzał mu się też mój serdeczny kolega Stanisław Wrona, który na łamach „Tygodnika Żużlowego” wrzucił kilka kamyczków do ogródka. Zapytał PGE Ekstraligę, dlaczego nas nie chcą (nie mogą chcieć?) na stadionach. Odpowiedź, pod którą podpisał się Przemysław Szymkowiak, specjalista do spraw kontaktu z mediami najlepszej ligi świata, uważam za wymijającą i potwierdzającą argument – „nie da się i już”. Zacytuję kilka zdań.
– Specyfika sportu żużlowego jest zupełnie inna niż pozostałych dyscyplin w warunkach prowadzenia treningów i rozgrywek przy konieczności zachowania reżimu sanitarnego. Regulamin sanitarny, który został wprowadzony przed sezonem sprawdził się w całej rozciągłości, pozwolił na bezpiecznie przeprowadzenie rozgrywek w pełnym wymiarze, a tym samym biorąc pod uwagę aktualną sytuację epidemiologiczną w kraju, nie ma podstaw, aby go zmieniać. Dopuszczalna regulaminowo liczba przedstawicieli mediów w przypadku rozgrywania meczów bez udziału publiczności jest adekwatna co do zakresu ich własnego bezpieczeństwa, a także ogólnej liczby osób mogącej przebywać na stadionie – czytamy w odpowiedzi pana Szymkowiaka, umieszczonej w „Tygodniku Żużlowym”.
A tak w ogóle to Ekstraliga konsultowała to z sanepidem, Ministerstwem Sportu i prawdopodobnie również papieżem. Wiecie co ta odpowiedź oznacza? Że chcą nas zbyć banałami. Dla waszego bezpieczeństwa i wszystkich wokoło, nie da się stworzyć warunków do pracy 30 (powiedzmy) zainteresowanych dziennikarzy. No ludzie kochani, w ten sposób to my nigdzie nie dojdziemy. Staszek Wrona słusznie zwraca uwagę na media podczas meczów piłki ręcznej (już pal licho nożną na świeżym powietrzu!). Na meczach PGNiG Superligi może być ich kilkunastu. Krok naprzód? No byłby, tylko trzeba chcieć. A tutaj komuś się nie chce. No bo przecież tamto działało, to i po co? I tylko fotoreporterów i pasjonatów szkoda. Może spróbują na pocieszenie hashtagu i ktoś ich pokaże w telewizji.
……………………………………..
Pomarudziłem. Matko, ale ten fragment był długi. Przejdźmy do sportu. Panika w Lesznie. Czy uzasadniona? Oto wielki mistrz Polski, nazywany przeze mnie roboczo Bayernem PGE Ekstraligi – znalazł pogromcę już w pierwszej kolejce. Bartosz Zmarzlik robił show, świetnie jechali Vaculik z Thomsenem, a Karczmarz wyprowadził z równowagi Piotra Pawlickiego, któremu trzeba było nagotować sporo bigosu na uspokojenie. Co nam ten mecz mówi? Drodzy widzowie, gdy zamiast Smektały, Kubery czy nawet Szlauderbacha masz Pludrę (kto pamięta o magicznej średniej 3,00?) i Sadurskiego, to muszą wyrosnąć przed tobą konkretnej wysokości góry. Nagle okazuje się, że nie ma jak zmienić zawodzącego Lidseya, trzeba też wierzyć w przebudzenie niemrawego Kołodzieja. Dla Fogo Unii to poważny test, bo kibice też nie znają takich nerwów. Faze zasadniczą zazwyczaj przechodzili suchą stopą, śmiejąc się z problemów innych i chwaląc się w pubach, „hehe, dobrze, że nas to nie dotyczy”. Tym razem dostali kubeł zimnej wody – jeszcze przed lanym poniedziałkiem. Nagle może się okazać, że steki prezesa nie wystarczą, bo gdy zdarzy się kolejna porażka (ciężary, wyjazd z głodnym medali Włókniarzem) to atmosfera siłą rzeczy zgęstnieje. Tacy są sportowcy – nie ma wyniku, nie ma uśmiechu od ucha do ucha. A kibice też mogą zacząć się dąsać. Przyzwyczailiście ich do luksusów. Nie mówię, że zaraz Byki nie wrócą na dobre tory, bo jakość seniorów wciąż niejednego powali. Na razie muszą ochłodzić głowy i podejść do egzaminu dojrzałości. Przydałby się rachunek sumienia i spojrzenie w pierwszej kolejności na siebie. Nie na rywala, który był Bogu ducha winny. Patrzę na pana, panie Piotrze Pawlicki.
Czytaj też: Żużel. Piotr Pawlicki: Nie byłem winny w sytuacji z Karczmarzem
Fajnie ma Tomasz Bajerski. Wygrał pierwszy mecz, który wygrać musiał i zbudował tym samym atmosferę wśród Aniołów. Nagle Paweł Przedpełski znów kocha Toruń, „Miedziak” jest arcyważnym punktem zespołu, a drużyna ma jeszcze rezerwy w postaci Lamberta i Żupińskiego. Do kibiców i obserwatorów, tym Jacka Gajewskiego – ja wiem, że strzelanie w Miedzińskiego jest modne, daje dużo lajków oraz poklasku, ale! Kiedy „Gajes” mówił o tym, iż Adrian zrzuca winę za upadki tylko na innych, najzwyczajniej nie miał racji. W wywiadzie przed kamerami nSport+ zawodnik Apatora podkreślił, że cały problem wziął się z jego złego startu. Znaczne grono kibiców oceniając jego występ sprowadzało wszystko do upadku. Tymczasem jak słusznie zauważył „Bayer”, to właśnie wychowanek był jednym z bohaterów niedzielnych zawodów. Nie kupuję też narracji, że Apator mógł przegrać gdyby nie wypadek spowodowany przez Zagara. W 14 biegu torunianie mieliby nadal pola A i C, a z Zagarem nie startowałby Dudek tylko Protasiewicz. Nadal to Anioły miałyby spory handicap i zapewne dowiozłyby triumf, choć byłby on mniej okazały. Teraz podbudowany Apator jedzie do Wrocławia oraz Leszna. Tam wszyscy ich skazują na pożarcie, więc nie ma presji. Nawet jak będzie w trąbę – nikt nie zapłacze. Menedżer może ich przygotowywać do jednego z kluczowych spotkań – wizyty GKM-u Grudziądz w 4. serii spotkań.
I jeszcze na koniec kilka słów o szacunku. Kacprze Gomólski – biję ci brawo na stojąco. Za to jak po śmierci taty stanąłeś do rywalizacji z Wilkami z Krosna i w znakomitym stylu trzasnąłeś komplet (13+2). Jestem pewien, że ojciec jest z Ciebie dumny. ROW z takim „GinGerem” może mieć więcej takich pozytywnych chwil.
KONRAD MARZEC
Widzę Konradzie, żeś Pan „ranny ptaszek” haha (felieton o 6-tej rano ?)
No i właśnie Szanowna Redakcjo !
Fajnie chłopaki piszą, czyta się z przyjemnością, więc……
Po co „podpierać się” jakimś tam Rychardem ?????
Żużel. Co za kibic! Czekał na karnet Falubazu… całą noc!
Żużel. Wyróżnienie dla uczestnika cyklu SGP! Został nominowany do prestiżowej nagrody!
Żużel. Postrach Apatora z nowym klubem! Wystartuje w Krakowie!
Żużel. Więcej jazdy dla młodzieżowców. Przełomowa reforma!
Żużel. Rodzinka Janowskich w Dubaju, Hansen na strzelnicy i Tungate z Mikołajem
Żużel. Wielki talent uchronił się przed katastrofą! Był o krok od Stali!