Kibice Sparty Wrocław, fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Koronawirus sprawia, że jestem coraz bardziej nerwowy. Mam go serdecznie dość, podobnie jak kibice, którzy chcieliby już sezonu żużlowego i zapomnienia o codziennych liczbach, raportach itd. W trakcie gdy ligi zastanawiają się nad strukturą sezonu 2021, wciąż trwa ożywiona dyskusja na temat mikro-ruchów.

23 lutego mieliśmy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Piszę o tym w felietonie na portalu żużlowym, ponieważ mam przekonanie, że trzeba ten problem nagłaśniać przy każdej możliwej okazji. Wśród kibiców, którzy czekają na pierwsze treningi, sparingi i mecze ligowe jest mnóstwo tych ciężko znoszących życie w zamknięciu. Koronawirus zmienił życie wielu z nas w wyjątkowo nikczemny, brutalny sposób. Ci, którzy już wcześniej zmagali się z „czarnym psem” wiedzą co przeżywają nowi członkowie załogi Latającego Holendra. Dlaczego akurat tego statku? Stanisław Staszewski, ojciec znanego i lubianego wokalisty Kazika świetnie opisał problem depresji, związany z zalewaniem się alkoholem. Piosenka nazywa się właśnie tak jak statek kapitana Jonesa.

Ktoś może spytać ponownie – ale po co o tym pisać i pokazywać jakąś muzykę w felietonie na temat żużla? Po raz kolejny – po to, abyśmy sobie zdawali sprawę ze skali problemu. To dotyczy fanów speedwaya, krykieta, futbolu i innych bobslejów. Nie bójcie się o nim mówić! To podstawa. Prosta, a jakże trudna. Znam kilku ludzi i chyba mogę szczerze sam o sobie powiedzieć, że zaliczam się do tych, którym przez pandemię zaczęło odbijać. Stałem się szorstki, agresywny, nie potrafię uwierzyć tym, którzy przekonują, że lockdown jest dla naszego dobra. A może dostrzegacie takie nietypowe zachowania u innych? Reagujcie. Proszę was – niedzielnych kibiców, działaczy, wszystkich.

A skoro o niedzielnych kibicach mowa, to przejdźmy do rzeczy stricte żużlowych. Jednym z najlepszych wywiadów jakie ostatnio przeczytałem (oczywiście oprócz naszych, wiadomo!) był ten Marcina Musiała z Marcinem Kuźbickim na portalu WP Sportowe Fakty. Panowie pochylili się nad tematem znanych i niekoniecznie lubianych mikro-ruchów. Reporter Eleven Sports jest w tym teamie co ja – nie wprowadzajcie panowie szefowie przepisu, który nie będzie wykluczał dotykających taśmy! Kuźbicki tłumaczył to m.in. frustracją niedzielnego kibica, który tego nie zrozumie. Tu chciałbym się zatrzymać. Konkretnie przy kontrze zadającego pytania.

– Dla mnie niedzielny kibic to nie argument. Regulamin jest po to, by dyscyplina miała sprawiedliwe zasady. Gdyby chodziło o to, czy „niedzielny” kibic je rozumie, w piłce nożnej nie byłoby spalonego, a w skokach narciarskich dodawanych punktów za wiatr. A są, bo kibic się przyzwyczaja do zmian – twierdzi Musiał.

Marcina aktywność śledzę nie od dziś i bardzo cenię, ale tutaj się kompletnie nie zgadzam.

Po pierwsze – niedzielny kibic to ktoś, kto powoduje, że ta dyscyplina mimo swoich dziwactw z ostatnich lat jeszcze jakoś hula. Niedzielny kibic płaci za wejście na stadion, płaci sporo za telewizję, kupuje pamiątki, kiełbaski (polecam te z Rawicza) i tak dalej. Żużel mimo konkretnej transformacji ze sportu w biznes nadal powinien przede wszystkim zaspokajać potrzeby pana Wojtka, Janusza i pani Haliny.

Po drugie – a co w wykluczaniu sprowokowanego przez innego zawodnika jest niesprawiedliwego? Można tak założyć, ale moim zdaniem tylko w przypadku, gdy uznamy, iż psychologia nie odgrywa w sporcie większego znaczenia. Otóż odgrywa i zawsze tak jest. Pamiętam jak na starym stadionie w Toruniu przy ul. Broniewskiego stary lis Jason Crump wpuszczał „w maliny” Krystiana Klechę. Tata mówił mi wtedy, że „doświadczenie wygrywa”. Ja to kupuję. Wykluczania kogoś innego niż winnego zerwania taśmy zupełnie nie.

Wróćmy do koronawirusa. Cały czas trwają dyskusje związane ze startem sezonu w polskich ligach. Czy ruszać zgodnie z planem, czy czekać na czerwiec i mieć nadzieję, że lato ubije koronawirusa. Mój znakomity kolega Bartek Rabenda ustalił w rozmowie z Przemysławem Szymkowiakiem, że przesuwanie 1. kolejki jest mało prawdopodobne. A ja rzecz jasna muszę się wypowiedzieć, bo w końcu jestem taki mądry, choć bywa, że zmieniam poglądy.

Tak jest w tej kwestii. Jeszcze nie tak dawno byłem wielkim zwolennikiem poczekania na kibiców. Moje podejście zmienił miłościwie nam panujący minister zdrowia Adam Niedzielski, który po wycieczkach Polaków na Krupówki już ogłosił trzecią falę. A zatem mamy do czynienia z sytuacją, w której nigdy nie wiemy, kiedy znowu coś walnie. Czwarta, ósma, a może siedemnasta fala? Rządzący mogą je zakomunikować z dnia na dzień i nic specjalnie z tym nie zrobimy. W Anglii wierzą, że w maju uda się powitać fanów na stadionach, ale gwarancji nie ma, tym bardziej u nas. Zatem nie widzę sensu w ryzykowaniu. Jak słusznie zauważył Marcin Majewski z nSport+, ostatni sezon był dogrywany na oparach, a dobitnymi i przykrymi obrazkami były sceny z finału Speedway of Nations w Lublinie. Powtórki takiego cyrku bym nie chciał.

KONRAD MARZEC