Żużel. Pływał na Olimpijskim i bał się radzieckiego samolotu, czyli historie Kelvina Tatuma

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jego największy sukces to brązowy medal indywidualnych mistrzostw świata wywalczony w 1986 roku w Chorzowie. W 1991 roku walnie przyczynił się do awansu Sparty Wrocław do najwyższej klasy rozgrywkowej. Cztery lata później natomiast wywalczył mistrzostwo świata na długim torze.

Mowa oczywiście o Angliku Kelvinie Tatumie. Urodzony w Epsom zawodnik siedmiokrotnie startował w finałach światowych na torze klasycznym. Najlepsze wspomnienia były żużlowiec ekipy Bradford ma z Chorzowa. 

– Do każdego finału podchodziłem w ten sam sposób. Na podium udało mi się stanąć tylko raz. Widocznie zawsze czegoś brakowało – wspominał po latach zawodnik, który przez lata uznawany był za skrytego, aroganckiego wręcz żużlowca.

W 1995 roku wywalczył tytuł mistrza świata w innej odmianie żużla… tej na długim torze. 

– Wtedy wygrałem po biegu dodatkowym z samym Simonem Wiggiem, który był wielkiej klasy zawodnikiem. Ta wygrana dała mi wiele satysfakcji. Jak ja wchodziłem w ściganie na długim torze, to Simon swoją przygodę z nim powoli kończył – mówił Tatum. 

W lidze angielskiej reprezentował barwy wielu klubów. Zaczął w Wimbledonie, zahaczając o Coventry oraz Bradford. Ligowe ściganie zakończył w barwach Areny Essex w 2004 roku. 

W 1991 pojawił się z kolei w polskiej lidze. Przez dwa sezony jeździł dla Sparty Wrocław, której mocno pomógł w awansie do żużlowej Ekstraklasy. W 1992 wraz z Tommy Knudsenem stanowił parę obcokrajowców zespołu Sparty. To właśnie wtedy, gdy Tatum ścigał się na wrocławskim owalu słychać było słynny zwrot spikera Andrzeja Malickiego: „Proszę Państwa, Kelvin Tatum niczym jacht płynie po naszym torze”.

Do Wrocławia Anglika sprowadzał ówczesny menadżer dolnośląskiego klubu, Bartłomiej Czekański.

– Tatum od początku do końca był moim pomysłem. Na sezon 1991 miałem do Sparty ASPRO (byłem menedżerem firmy ASPRO do spraw sportu, a głównie żużla i Sparty) dobrać stranieri poza tymi, którzy już byli, czyli Czechami, np. Vaclavem Milikiem seniorem. Prezes Maciek Marcinkowski chciał mieć w składzie aktualnego IMŚJ, tylko nie wiedział kto nim jest. Był nim wówczas Chris Louis. Ja z kolei postawiłem na mistrza Anglii – bo byłem zakochany w tamtejszym speedwayu – Kelvina Tatuma. Obaj jednego dnia przyjechali do Wrocławia, bodaj samochodem, by podpisać kontrakty. Na sezon 1992 z kolei szukaliśmy jeszcze mocniejszego straniero i wtedy Tatum polecił nam Tommy’ego Knudsena. Tatum często bywał u mnie w domu, bo mieszkał obok w hotelu Panorama. Piliśmy małą wódeczkę i moja żona uczyła go jeść… grzyby – wspomina były działacz wrocławskiego klubu. 

Podczas startów Tatuma we Wrocławiu nie brakowało humorystycznych akcentów związanych z Anglikiem. Jednym z takich był sławetny lot na mecz do Gdańska.

– Jechaliśmy jakiś mecz, który został przełożony, w środku tygodnia w Gdańsku. Walczyliśmy o Ekstraklasę. Tatum z Louisem przylecieli na Okęcie z Anglii. My wynajęliśmy samolot AN-2, aby z kolei z Warszawy dolecieli do Gdańska. Pamiętam, że im bardziej zbliżaliśmy się do tego starej daty  samolotu na płycie Okęcia, tym bardziej Kelvin bladł. Mówiłem mu, że ten radziecki samolot wojnę wygrał (śmiech). Louis całą sytuację znosił dzielnie, a Tatum mocno to przeżywał. Siedział  blady na ławeczce dla…spadochroniarzy. Po prostu się bał. Do Gdańska dolecieliśmy. Mecz przegraliśmy 51:39, a między biegami Tatum wciąż się pytał czy będzie musiał tym samolotem wracać. Niestety musiał ponieważ był to środek tygodnia i miał zaraz znów mecz w Anglii. W tamtym meczu Tatum „ujechał” dziesięć punktów, czternaście zdobył Louis. Generalnie ze stwierdzeniem, że był arogancki i niesympatyczny się nie zgodzę. Tatum to był fajny facet i profesjonalista. Od sezonu 1993 w meczu mógł startować jeden stranieri. Ryszard Nieścieruk postawił wtedy na mocniejszego Knudsena – podsumowuje Bartłomiej Czekański. 

Z sympatią Anglika wspomina również klubowy kolega, były zawodnik Sparty, Grzegorz Malinowski.

– Kelvin to był miły, po angielsku dostojny i uczynny gość. Profesjonalista. Wiadomo, że w niego czy w Louisa byliśmy zapatrzeni. Lubiłem z nim jeździć – mówi nam popularny Malina.

Po zakończeniu czynnej kariery zajął się komentowaniem zawodów żużlowych dla telewizji, co z powodzeniem robi do dziś.