Już w tę niedzielę rozpocznie się finałowa rywalizacja w eWinner 1. Lidze o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Cellfast Wilki Krosno podejmą na własnym torze Stelmet Falubaz Zieloną Górę. O przedmeczowych nastrojach i nie tylko porozmawialiśmy z prezesem krośnieńskiego zespołu, Grzegorzem Leśniakiem.
Panie prezesie, na początku zapytam, jakie panują nastroje w klubie tuż przed pierwszym meczem finałowym?
Nastroje są oczywiście adekwatne do tego, w jakim dwumeczu przyjdzie nam rywalizować. Pełna mobilizacja, skupienie i zdajemy sobie sprawę, że jest to jeden z najważniejszych meczów w 70-letniej historii krośnieńskiego żużla. Przychodzi nam rywalizować z bardzo mocnym zespołem, który przed sezonem był przez większość obserwatorów określany, słusznie zresztą, mianem faworyta rozgrywek, ponieważ nie ma w I lidze innej drużyny, w której jeździłby stały uczestnik cyklu Grand Prix, a wiemy, że Stelmet Falubaz opiera siłę swojej drużyny właśnie na Maxie Fricke’u.
Część obserwatorów nie daje nam większych szans, bukmacherzy skreślili nas w tej rywalizacji, lecz to jest sport i mamy swoją receptę na pokonanie zielonogórskiej drużyny. Każdy z naszych zawodnik wie, że stać go na bardzo dobrą jazdę i wyłącza się z myślenia negatywnego. Skupiamy się tylko na tym, aby dobrze podejść do tego pierwszego meczu, bo on może być tutaj kluczowy, jeśli chodzi o losy tej finałowej rywalizacji.
Po raz drugi z rzędu awansujecie do finału eWinner 1. Ligi, co jest świetnym wynikiem. W poprzednich rozgrywkach przegraliście rywalizację o awans z Ostrovią. Jakby Pan porównał siłę rażenia obu ekip?
Fakt, że jesteśmy drugi sezon z rzędu w ścisłym finale eWinner 1. Ligi jest bardzo dużym osiągnięciem, to już sportowy sukces. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że Krosno to niespełna 50-tysięczne miasto, obok Rawicza najmniejszy ośrodek żużlowy w Polsce, a już na tę chwilę jesteśmy wyżej, niż wiele bardziej utytułowanych klubów, z bardzo dużymi miejskimi dotacjami. Robimy coś wielkiego w niewielkiej miejscowości i jesteśmy takim “underdogiem” w pierwszej lidze, który pozytywnie zaskakuje żużlową społeczność w całym kraju.
Jeśli chodzi o porównanie zespołów z Ostrowa i Zielonej Góry – myślę, że mocniejsza na dzisiaj jest drużyna Stelmet Falubazu. Ostrowianie mieli lepszą formację młodzieżową jak na pierwszoligowe warunki, natomiast zielonogórzanie mają Maxa Fricke i Krzysztofa Buczkowskiego, a to są zawodnicy ekstraligowi. Do tego Piotr Protasiewicz – wielkie doświadczenie, więc tak, myślę że są mocniejsi niż Ostrovia, natomiast to nie oznacza, że my się poddajemy i prosimy o jak najniższy wymiar kary. Podejmujemy tę rywalizację i z optymizmem patrzymy na to, co się wydarzy w najbliższą niedzielę w Krośnie.
Czy drużyna Cellfast Wilków względem ubiegłorocznych rozgrywek jest mocniejsza?
Jesteśmy mocniejszą drużyną niż w ubiegłym sezonie, ze względu na to, iż wówczas nie mieliśmy wsparcia formacji młodzieżowej. Teraz mamy Franciszka Karczewskiego i Krzysztofa Sadurskiego, a to bardzo dobrzy jak na ten poziom rozgrywkowy juniorzy. Formacja seniorska jest równie mocna, co w poprzednim sezonie, natomiast wzmocniliśmy się w trakcie obecnych rozgrywek Keynanem Rew, który zastąpił niezbyt dobrze spisującego się Rafała Karczmarza. Australijczyk zdobywa te punkty, na jakie bardzo liczyliśmy.
Chyba nie można było sobie wyobrazić większej dramaturgii w finale, biorąc pod uwagę “niedoszły” mecz rundy zasadniczej w Krośnie pomiędzy tymi drużynami. Czy ma Pan jakiś żal do zielonogórskiego klubu za te wydarzenia sprzed paru miesięcy?
Trochę czasu upłynęło, zanim otrząsnęliśmy się psychicznie po tym, co wydarzyło się podczas tego niedoszłego spotkania. Finansowe straty były bardzo dotkliwe. Łącznie kosztował nas ten walkower 500 tysięcy złotych. Złożyły się na to kary finansowe oraz straty ze sprzedaży biletów. To jest bardzo dużo. Taka strata w trakcie sezonu jest nie do załatania. Tylko dzięki wsparciu naszych sponsorów i kibiców udało się to zminimalizować, choć to nie jest tak, że ta strata nie boli. Jesteśmy natomiast klubem już na tyle poukładanym, że obronną ręką z tego wyszliśmy i teraz skupiamy się tylko i wyłącznie na tej sportowej rywalizacji. W tamtym meczu zawodnicy Stelmet Falubazu chcieli jechać, nie chciał tego natomiast sztab szkoleniowy zielonogórskiej drużyny. Jury podjęło wówczas niejednogłośną decyzję, że mecz się nie odbędzie. Jednak to już zostawmy.
Czy to, że Falubaz nie jechał na krośnieńskim torze jest dla waszej drużyny handicapem?
Zobaczymy, jak to wyjdzie Stelmet Falubazowi, bo nie zapoznali się w tym sezonie z naszym torem. Max Fricke nie miał okazji startować na krośnieńskim owalu, a Piotr Protasiewicz jeździł na nim jeszcze na czarnej nawierzchni. Z dużą ciekawością będziemy spoglądać, jak poradzą sobie na naszym obiekcie. Oczywiście z pełną pokorą podchodzimy do tego dwumeczu, bo to wciąż Stelmet Falubaz będzie faworytem i my zdajemy sobie z tego sprawę. Oni też koniecznie muszą awansować. My tylko możemy, jednocześnie bardzo byśmy tego chcieli. Nasi zawodnicy też chcą ten awans wywalczyć. Wszyscy z nich mają przecież ekstraligową przeszłość i każdy z nich chciałby w niej zagościć.
Czy miał Pan obawy o finał podczas półfinałowego meczu z orłem u siebie w Krośnie? Zwłaszcza w 15. biegu, gdy łodzianie wyszli na podwójne prowadzenie.
W tym wyścigu wszystko toczyło się tak szybko, że było za mało czasu, by nabrać tych obaw (śmiech). Oczywiście było to bardzo trudne spotkanie i obawialiśmy się tego, bo w żużlu dużo trudniej odrabia się straty, niż broni przewagi – taka jest specyfika tej dyscypliny. Wiedzieliśmy zatem, że odrobić tę stratę będzie bardzo trudno. Jednocześnie goście do maksimum wykorzystali Luke’a Beckera pod nr. 8, który w ten dzień był w znakomitej dyspozycji. Plusem tego spotkania jest to, że takich emocji w Krośnie nikt nie pamięta i była to prawdziwa huśtawka nastrojów przez cały mecz. Nie dziwi zatem fakt, że bilety na niedzielny mecz rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, bo wszyscy ponownie chcą przeżyć coś wielkiego i taki mecz, mam nadzieję, czeka nas w niedzielę.
Andrzej Lebiediew zdecydował się na przedłużenie kontraktu z Cellfast Wilkami. Co z Tobiaszem Musielakiem? Nie brakuje głosów, że po sezonie pożegna się z krośnieńskim zespołem i przeniesie się do Ostrovii.
My wiemy, że Tobiasz Musielak z ostrowskim klubem jeszcze niczego nie podpisał. Na pewno ma stamtąd bardzo dobrą propozycję, bo w tym mieście chcą zbudować mocny skład na przyszłoroczne rozgrywki. My natomiast wraz z Tobiaszem skupiamy się na tym, by ten sezon zakończyć najwyżej jak tylko się da i na razie wszelkie rozmowy wstrzymane są do zakończenia rozgrywek.
Czyli w przypadku awansu można spodziewać się, że Tobiasz nadal będzie “Wilkiem”?
Wówczas obie strony będą musiały usiąść do stołu i porozmawiać. My się umówiliśmy, że jedziemy do końca sezonu i po ostatnim meczu będziemy rozmawiać, a później zobaczymy, jak ułoży się ta sytuacja.
Formacja młodzieżowa jest w tym sezonie mocną stroną Cellfast Wilków. Jak zatem będzie wyglądać w przyszłorocznych rozgrywkach?
Franciszek Karczewski będzie w przyszłym sezonie zdobywał punkty dla ekstraligowego klubu z Częstochowy, natomiast Krzysztof Sadurski zostaje z nami do końca wieku juniorskiego i liczymy, że jego wyniki pójdą w górę, bo przeprowadzka to była dla niego nowość. Ten sezon ma być na aklimatyzację, natomiast głęboko wierzymy, że w przyszłym roku jego wyniki będą lepsze.
Jeśli chodzi o skład na przyszły sezon, to jest o wiele za wcześnie, by mówić o szczegółach, ponieważ nie wiemy jeszcze, w jakiej lidze przyjdzie nam startować. Skupiamy się na tym, co się wydarzy przez te dwa tygodnie.
A jak z perspektywy prezesa Cellfast Wilków Krosno wygląda na ten moment rynek transferowy? Bo można odnieść wrażenie, że niemal wszystkie karty zostały rozdane.
Rynek transferowy ekstraligi jest ułożony w 85%, natomiast pierwszej ligi w 60%, zatem trochę może się jeszcze wydarzyć. Są na rynku zawodnicy, którzy nie mają ustalonej przynależności klubowej na przyszły sezon, więc myślę, że jeszcze będziemy świadkami pewnych ruchów w tym aspekcie.
Czy w przypadku braku awansu projekt pod tytułem “Wilki Krosno” dalej będzie rozwijał się zgodnie z planem? Nie zniechęci was dwukrotna porażka w finale?
Nikt tu nie zamierza się zatrzymywać i będziemy chcieli być coraz mocniejsi. Myślę, że dotychczasowymi działaniami pokazujemy, że od pierwszego sezonu startowego realizujemy kolejne cele. W tamtym roku celem było utrzymanie się w rozgrywkach, a otarliśmy się o PGE Ekstraligę. W tym roku planem był minimum półfinał, a jesteśmy w finale. Krok po kroku czynimy sportowe awanse, choć jeszcze nie myślimy o przyszłym sezonie, bo mamy pełne predyspozycje do tego, by wygrać ten finałowy dwumecz.
Myślę, że Andrzej Lebiediew jest pewny tego awansu przedłużając kontrakt z Wilkami. Sam przyznał, że chce się ścigać z najlepszymi w PGE Ekstralidze, więc chyba nie macie wyboru.
Tego sobie życzmy, ale to się samo nie zrobi. Oczywiście, że chciałby tam wrócić, bo już jeździł w najwyższej klasie rozgrywkowej i chciałby to uczynić razem z naszą drużyną. My oczywiście nie mamy nic przeciwko (śmiech). Andrzej to człowiek, którego rozpiera energia i jest świadom swojej sportowej wartości. Myślę, że prędzej czy później znajdzie się z nami w PGE Ekstralidze.
Tego Panu życzę i bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również.
Rozmawiał JAKUB MRÓZ
[…] Żużel. Underdog czy legenda? Prezes Wilków zapowiada walkę o PGE Ekstraligę (WYWIAD) […]
[…] Żużel. Underdog czy legenda? Prezes Wilków zapowiada walkę o PGE Ekstraligę (WYWIAD) […]
[…] Żużel. Underdog czy legenda? Prezes Wilków zapowiada walkę o PGE Ekstraligę (WYWIAD) – Po… […]
Żużel. Co za słowa Kurtza! Sparta zostanie wystawiona do wiatru?!
Żużel. Mrozek zakpił z komentatora! Nie boi się Polonii!
Żużel. ROW bliżej Ekstraligi! Perfekcyjny mecz Kurtza! (RELACJA)
Żużel. Spora kontrowersja w Rybniku! Buczkowski nie powinen być wykluczony?
Żużel. Zagar nie kończy kariery! Znów pojawi się na torze
Żużel. Były gwiazdor Wybrzeża wraca na tor! Namawiano również… Hancocka!