Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

O tym, jak duża jest presja na odniesienie wyniku na żużlowym torze, zawodnicy wiedzą doskonale. Niejednokrotnie tę presję wywierają działacze. Udziela się ona również żużlowym tunerom. W dobie „szybkiego” żużla, to od ich pracy zależy bardzo dużo. 

– Sytuacja z Leonem Madsenem obiegła już całą żużlową Europę. Presja na wynik jest w Polsce bardzo duża. Zapominamy w tym wszystkim, że to jest tylko zwyczajny sport jak każdy inny. Raz można przyjechać pierwszym, a raz ostatnim. To powinno być w sporcie normalne. To też nie jest tak, że presja powinna być ponad wszystko. Ja rozumiem, że są pieniądze, sponsorzy, ale zachowajmy umiar – mówi uznany tuner, Marcel Gerhard. 

Mirosław Dudek (na zdj. z prawej) w towarzystwie Marcela Gerharda

Od lat za większość niepowodzeń obwiniani są zawodnicy, a także ich tunerzy. Zdaniem Szwajcara brak w tym jakikolwiek logiki. 

– Każdy zawodnik, który wyjeżdża na tor, chce wygrywać. Każdy bez wyjątku. Obecnie mamy już tak wyrównany poziom sprzętowy, że może przegrać i ten z najlepszym nazwiskiem. Zawodnik – abstrahując od jego ambicji – choćby poprzez podejście finansowe chce uzyskać jak najlepszy wynik. Tunerzy? Bylibyśmy samobójcami, gdybyśmy nie robili najlepszego sprzętu zawodnikowi. Wtedy też jest logiczne, że jak będzie niezadowolony, to zacznie szukać usług u kolegi po fachu. Czasami po prostu coś nie wychodzi i tyle. Powtarzam, jeśli jedzie na najwyższym szczeblu rozgrywek, czy Grand Prix czy w polskiej ekstralidze, czterech zbliżonych zawodników, to ktoś przegrać musi. W biegu wygrywa jeden. Czy to tak trudno zrozumieć? – pyta Marcel Gerhard.

Były tuner Grega Hancocka czy Piotra Protasiewicza nie ukrywa, że bywa i tak, że czasami nie do końca słusznie winę na ich pracę zwalają sami zawodnicy. 

– Tłumaczenie technicznych zawiłości jest zbyt długie. Powiem tak – znam takie przypadki, że zawodnik przywoził silnik, mówiąc, że jest do poprawki. Ja tak naprawdę nie poprawiłem nic, bo nie było co, a później dzwonił i mówił, że jest niesamowicie dobry. Są przypadki, że jeden zawodnik na danym silniku nie zrobi nic, a drugi na tym samym wygra z najlepszymi. Tak było, jest i będzie. Grunt to nie dać się zwariować. To jest tylko sport, a zawodnicy to nie maszyny. Nie róbcie z nich robotów – apeluje Gerhard.