Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fraser Bowes to syn byłego żużlowca, Shane’a Bowesa. 19-letni, pochodzący z Adelajdy Australijczyk, przybył już do Niemiec i czeka na początek żużlowego sezonu. O planach na ten sezon, nadziejach z nim związanych i pierwszych treningach w pandemicznym sezonie oraz o przyjaźni z Benem Ernstem w poniższej rozmowie.

Fraser, jak to się stało, że znalazłeś się w Niemczech i będziesz reprezentował barwy klubu z Wittstock?

Trzeba sobie wyznaczać nowe cele w rozwoju. Uznałem, że pora wyruszyć do Europy i tak też zrobiłem. Miałem już to w planach w ubiegłym sezonie, ale doszło to do skutku ze względu na pandemię. W tym sezonie wystartuje w polskiej lidze w barwach Wolfe Wittstock, a oprócz tego w rozgrywkach Team Cup, gdzie będę zawodnikiem zespołu z Gustrow. Takie są plany na ten sezon, a co będzie w przyszłym, to czas pokaże. Działaczom z Wittstock bardzo dziękuje za otrzymaną szansę.

Z tego, co mi wiadomo, to jesteś blisko związany z innym zawodnikiem niemieckiego klubu, Benem Ernstem…

Tak, to prawda. Jesteśmy przyjaciółmi, można powiedzieć. Mieszkam u Bena podczas pobytu w Niemczech i jest bardzo fajnie. Miasteczko Zarrendorf, w którym mieszkamy też jest urocze. 

Ostatnio z Benem trenowaliście w Chorwacji.

Tak. Byliśmy tam sześć dni. Fajnie było wsiąść na motocykl i pojeździć. Trenowaliśmy w Chorwacji oraz Słowenii i na pewno był to dobrze spędzony czas. 

Fraser, wylądowałeś w Niemczech, spędzisz tam kolejne miesiące. Jak Ci się ten kraj podoba i jak wygląda tu Twoja codzienność?

Niemcy, z tego co widzę, są bardzo w porządku. Dzień tak naprawdę nie różni się za bardzo od tego w Australii. Wstaję, pracuję zawodowo. Potem wybieram się na rower. Po powrocie pracujemy w warsztacie nad motocyklami, a wieczorem czas na Netflix (śmiech).

Dobrze zrozumiałem – wstajesz i pracujesz zawodowo?

Tak. Jestem w o tyle dobrym położeniu, że mogę pracować zdalnie. Mam wyrozumiałego szefa w Australii. Moje narzędzie pracy to laptop. Mam wykształcenie w kierunku marketingu w mediach społecznościowych. Z Niemiec zatem pracuję online dla agencji marketingowej w Adelajdzie.

Kto zajmuje się przygotowaniem Twoich motocykli?

Tu cię może zdziwię. My w Australii wszystko na początku swoich karier staramy się robić sami. Tak naprawdę to motocykle przygotowuję sobie sam i spędzam przy nich bardzo dużo czasu. Jednak muszę za Twoim pośrednictwem podziękować Benowi i jego całej rodzinie, która bardzo, ale to bardzo mi w tym wszystkim tutaj pomaga. Naprawdę robią wszystko, abym czuł się jak u siebie w domu. 

Czego oczekujesz od siebie w pierwszym roku startów w Europie?

Nie ma się co czarować. Lekko nie będzie. To będzie bardzo ciężki rok dla mnie. Chcę zacząć się ścigać, pokazać swoje możliwości i rozwijać się tutaj w kolejnych latach. 

Twoi sportowi idole to…

Bez dwóch zdań chciałbym kiedyś dojść do poziomu Taia Woffindena czy Jasona Crumpa. To są moi żużlowi idole. 

Co uznajesz za swój największy sukces żużlowy do tej pory?

Na pewno fakt reprezentowania Australii w test meczach z Anglią oraz indywidualne mistrzostwo zachodniej Australii,

Twoja rodzina ma mocno żużlowe korzenie...

Tak. Dziadek ścigał się w sidecarach. Z kolei tato, Shane był wieloletnim zawodnikiem angielskich klubów, a w 1990 roku wystąpił w finale mistrzostw świata juniorów we Lwowie. Chciałbym być co najmniej tak dobry jak on. Mam swoje żużlowe ambicje.

Zatem tego ci życzę i dziękuje za rozmowę. 

Dziękuje również i pozdrawiam wszystkich kibiców.