Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kluby żużlowe to nie tylko zawodnicy, prezesi oraz trenerzy. W ich cieniu działa sztab ludzi, którzy dbają o prawidłowe funkcjonowanie ekip czarnego sportu. Właśnie te osoby chcemy Wam przedstawiać w naszym nowym cyklu. Na pierwszy ogień rozmowa z dyrektorem Moje Bermudy Stali Gorzów – Tomaszem Michalskim. 

Panie Tomaszu, skąd u Pana pasja do żużla?

Najłatwiej wytłumaczyć to geograficznie. Pochodzę z Międzyrzecza, skąd jest oczywiście blisko do Gorzowa. Moi znajomi zawsze jeździli do Gorzowa na żużel. Ja zbyt często nie miałem takiej sposobności, aby gościć na stadionie, ale tym czarnym sportem się interesowałem. Pamiętam, że jako młody chłopak ścigałem się z rówieśnikami wokół piaskownicy, oczywiście a’ la żużlowcy.

Kim był wtedy na rowerze  Tomasz Michalski ?

(Śmiech). Wtedy startowałem zazwyczaj jako Piotr Świst.

Kiedy zamiłowanie do żużla zaczęło przeradzać się w aktywność  zawodową w tej dyscyplinie?

Ze sportem byłem związany już wcześniej. Trenowałem siatkówkę w międzyrzeckim Orle. Do Stali Gorzów trafiłem w 2016 roku, jako dyrektor biznes klubu. Moim zadaniem było utrzymywanie relacji oraz pozyskiwanie sponsorów dla gorzowskiego klubu. Mam satysfakcję, że Ci partnerzy, którzy za moją sprawą dołączyli do klubu są z nami do dzisiaj. 

Mało kto ma obecnie pracę, która jednocześnie jest pasją. Należy Pan do nielicznych szczęśliwców…

Na pewno coś w tym jest. Jednak oprócz przyjemności, to też wielkie wyzwanie społeczne. Klub sportowy to nie firma czy przedsiębiorstwo. Poczynania klubów mają siłą rzeczy większe audytorium, a co za tym idzie, odpowiedzialność wobec społeczeństwa, nie tylko tego lokalnego, jest bardzo duża. Stal to duży klub, wielosekcyjny i jego prowadzenie to naprawdę duże wyzwanie. Jednak jest to praca, do której idzie się z przyjemnością. 

Co należy do Pana obowiązków w klubie?

Jestem dyrektorem klubu. Na co dzień zajmuje się wieloma sprawami. Od dopilnowania sprawności, czystości infrastruktury stadionowej, po takie rzeczy jak rozliczenia finansowe klubu. Na pewno na brak pracy narzekać nie mogę. 

Ile godzin dziennie zajmuje praca na rzecz gorzowskiego klubu?

To nie jest łatwe do wyliczenia. Ta praca nie wygląda tak, że o szesnastej idzie się do domu i zamyka biuro. Klub to bardzo „żywy” organizm i tak naprawdę w kółko coś się w nim dzieje. Tym samym ciężko godzinowo to określić.

Z kim się Panu pracuje, pracowało lepiej? Z prezesem Zmorą czy prezesem Grzybem?

Trudne pytanie. Nie jest łatwo tutaj o ocenę. Każdy z prezesów ma swoje plusy. Z prezesem Grzybem razem zaczęliśmy przygodę w Gorzowie, ponieważ to moja osoba, nieskromnie mówiąc, przyczyniła się do obecności firmy Cashbroker w Gorzowie. Z prezesem Zmorą relacje były oczywiście zupełnie  inne. To był przełożony, który po prostu mnie zatrudnił. 

Marek Grzyb to wymagający prezes dla swoich podwładnych?

Tak. To dużej klasy profesjonalista. U prezesa Grzyba wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Jest wymagający, ale jednocześnie wyrozumiały.

Relacje macie bardziej koleżeńskie czy zawodowe?

Tak, jak mówiłem wyżej. Prezes Grzyb to biznesmen, który rozdziela sprawy prywatne od zawodowych. Jak pracujemy, to pracujemy, jak są inne okazje, to możemy porozmawiać prywatnie. W każdym calu profesjonalistą. Tyle w temacie prezesa. 

Męska wyprawa na ryby do Irlandii

Swego czasu krążyły plotki, że miał Pan budować potęgę innej Stali, tej rzeszowskiej…

To prawda. Miałem taką propozycję. Jednak nie była ona do końca rozważana, choćby ze względu na odległość, jaka dzieli oba miasta. O innych kwestach już nie wspominając. 

Największe wyzwanie z jakim mierzył się Pan w czasie swojej pracy w Gorzowie?

Myślę, że to był ten ostatni sezon. Jako dyrektor zarządzający klubem, byłem przygotowany na normalny sezon. Jednak ze względu na pandemię i ograniczenia, wiele rzeczy należało szybko zmieniać i dopasowywać pod obowiązujące regulacje prawne. Nie było to łatwe, ale myślę, że dobrze zadaniu podołaliśmy. 

Jakie są składowe faktu, że szybko stało się tak, iż o gorzowskim klubie większość osób ponownie ma dobre zdanie?

Moim zdaniem każda praca przynosi efekty i tak jest w tym przypadku. Na pewno swoje też robi duża transparentność działań, jaką na co dzień się kierujemy. Staramy się na zewnątrz pokazywać, że jesteśmy tylko ludźmi, a klub jest nasz wszystkich, całej lokalnej społeczności. 

Zawodowe marzenie Pana Tomasza Michalskiego?

Pracuję tu pięć lat. W tym czasie zdobyliśmy dwa srebrne medale i jeden brąz. Marzę o tym, aby wywalczyć złoty medal i to w sezonie 2021. 

Poza pracą, jakie ma Pan hobby?

Oj tu jednoznacznie wskazuję na wędkarstwo. Uprzedzam pytanie o sukcesy. Łowię stu centymetrowe szczupaki, był też 16-kilogramowy sum. Moim zdaniem miejsce ryby jest w wodzie. Złowię i ryba z powrotem trafia do wody. Jeśli chcę zjeść rybę, to po prostu ją kupuję w sklepie. 

Tomasz Michalski z małżonką Grażyną oraz córkami – Zosią oraz Lilianą

Łowi Pan w tych samych miejscach, co Bartosz Zmarzlik? Wymieniacie się danymi GPS, gdzie biorą ryby?

Raczej na te same jeziora nie jeździmy, ale wymieniamy się z Bartkiem wędkarskimi spostrzeżeniami. Nie zapominajmy, że nieźle „łapie” jeszcze Anders Thomsen. Jest w klubie z kim o wędkarstwie porozmawiać. 

To kiedy zatem zorganizuje Pan zawody wędkarskie – Łowimy z mistrzem świata – Bartoszem Zmarzlikiem? Marketingowych pomysłów Wam nie brakuje…

Staramy się działać jak najlepiej. Co do pytania, to jest ciekawe. O takich zawodach myślę od kliku lat i być może przyjdzie na nie pora. Nie ulega wątpliwości, że dla kibica żużla i wędkarza byłoby fajnie, gdyby mógł połowić z naszymi zawodnikami czy samym mistrzem świata. 

Co na Pana wzmożoną aktywność zawodową mówią żona oraz dzieci?

Dzieci bardzo się cieszą, kiedy tata jest ponownie w domu przed zmrokiem. Staram się im wtedy poświęcić tyle czasu, ile możliwe. Mam wspaniałą małżonkę, Grażynę, która sama wychowała się przy stadionie Stali i mogę jej tylko podziękować serdecznie za wyrozumiałość i akceptację tego, że realizuję się zawodowo jednocześnie spełniając marzenia. Bardzo jej za to dziękuje.

Słyszałem, że Tomasz Michalski to romantyk. Jaki najlepszy prezent podarował Pan żonie?

Faktycznie należę do osób, które mają frajdę jak robią i dają prezenty. Trudno mi wskazać ten prezent, który żonie sprawił najwięcej radości. Tutaj małżonka musiałaby się wypowiedzieć.

Ulubiona potrawa dyrektora gorzowskiej Stali?

Z braku czasu chyba tradycyjny polski kebab (śmiech). Jedzony na szybko.

Czego Pan Tomasz Michalski życzy kibicom w sezonie 2021?

Kibicom Stali życzę jak najwięcej zwycięstw, a pozostałym najlepszego w nowym roku. Oby jak najszybciej pandemia się skończyła, a kibice tłumnie powrócili na stadiony. 

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

CZYTAJ TAKŻE:

2 komentarze on Żużel. Tomasz Michalski: Z Bartkiem Zmarzlikiem nie jeździmy na te same jeziora. Marzę o złocie (WYWIAD)
    Żużel. Sylwester inny niż wszystkie także w środowisku żużlowym. „Dobrze jakby pojawiły się goloneczka i śledzik” | PoBandzie
    31 Dec 2020
     10:16am

    […] Żużel. Tomasz Michalski: Z Bartkiem Zmarzlikiem nie jeździmy na te same jeziora. Marzę o złocie… Bartosz Rabenda […]

    Żużel. Unia Leszno zdeklasowała rywali. Oto klasyfikacja medalowa dekady | PoBandzie
    31 Dec 2020
     1:43pm

    […] Żużel. Tomasz Michalski: Z Bartkiem Zmarzlikiem nie jeździmy na te same jeziora. Marzę o złocie… Bartosz Rabenda […]

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Tomasz Michalski: Z Bartkiem Zmarzlikiem nie jeździmy na te same jeziora. Marzę o złocie (WYWIAD)
    Żużel. Sylwester inny niż wszystkie także w środowisku żużlowym. „Dobrze jakby pojawiły się goloneczka i śledzik” | PoBandzie
    31 Dec 2020
     10:16am

    […] Żużel. Tomasz Michalski: Z Bartkiem Zmarzlikiem nie jeździmy na te same jeziora. Marzę o złocie… Bartosz Rabenda […]

    Żużel. Unia Leszno zdeklasowała rywali. Oto klasyfikacja medalowa dekady | PoBandzie
    31 Dec 2020
     1:43pm

    […] Żużel. Tomasz Michalski: Z Bartkiem Zmarzlikiem nie jeździmy na te same jeziora. Marzę o złocie… Bartosz Rabenda […]

Skomentuj