fot. Róża Koźlikowska - @FotRose
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Myślę, że nie znajdujemy się w najgorszym położeniu, ale jeśli mam być szczery, to szału też nie ma. Na pewno trochę mnie boli, że osiedliśmy w dolnych rejonach tabeli i nie zdołaliśmy odłączyć się od strefy spadkowej – mówi trener eWinner Apatora Toruń, Tomasz Bajerski, z którym rozmawiamy o tegorocznych wynikach drużyny, postawie poszczególnych zawodników oraz nadchodzących meczach i wyzwaniach.

 

Apator zaliczył obiecujące wejście w sezon i zebrał wiele pochlebnych opinii na dzień dobry. Co Pan sobie myślał po czterech pierwszych meczach, kiedy na własnym torze pewnie udało się pokonać drużyny z Zielonej Góry i Grudziądza, a przy okazji pokazać się z dobrej strony na trudnych terenach we Wrocławiu, a przede wszystkim w Lesznie?

Ja jestem człowiekiem, który zachowuje spokój i na pewno się nie podpala. Trochę lat spędziłem przy żużlu, najpierw jako zawodnik, a potem jako trener, więc widziałem już wiele rzeczy w tym sporcie. Ekscytacja czy zadowolenie może pojawić się dopiero po sezonie, a nie na starcie rozgrywek. Mecze u siebie trzeba było wygrać, najlepiej wyraźnie, żeby postawić pierwsze kroki na drodze do utrzymania. W tym wypadku zrobiliśmy po prostu, co do nas należało. Oczywiście cieszyłem się, że na wyjazdach również spisywaliśmy się dobrze, ale z drugiej strony nie mieliśmy z tego żadnych punktów, a wiadomo, że one są w tym wszystkim najważniejsze. Na szczęście cały czas możemy jeszcze zrobić użytek z tych spotkań i spróbować zawalczyć o punkty bonusowe w rewanżach na Motoarenie. Myślę, że wypracowaliśmy sobie całkiem niezłą pozycję do ataku.

Po serii dobrych meczów przyszła domowa porażka z Eltrox Włókniarzem Częstochowa. W przypadku zwycięstwa była szansa umocnić się w środkowej części tabeli i odskoczyć trochę rywalom z dolnych rejonów, ale sprawy potoczyły się inaczej.

Przyjechała do nas mocna drużyna, która była głodna punktów i zamierzała odbudować się po wcześniejszych porażkach. Liczyliśmy się z tym, że to nie będzie łatwe spotkanie. Na dodatek trochę poprzeszkadzała nam pogoda. Przed meczem sporo padało, a potem zrobiło się parno, więc nawierzchnia delikatnie się zmieniła. Warunki na pewno nieco odbiegały od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni. Nie możemy jednak zwalać na to winy i traktować tego jako głównej przyczyny porażki. Tamtego dnia byliśmy po prostu słabsi i nie mieliśmy tylu argumentów na torze, co nasi rywale. Wiadomo, że nie chciałbym, aby drużyna przegrywała na własnym stadionie, dlatego cała ta sytuacja bardzo mnie zabolała, podobnie jak wszystkich zawodników. Zdajemy sobie sprawę, że na wyjazdach może być nam znacznie trudniej o punkty, zatem musimy szukać ich przede wszystkim u siebie. Teraz już nie ma sensu za dużo dyskutować o tym, co się stało. To jest za nami i niczego nie zmienimy. Najważniejsze, że wiemy, co nie zagrało i postaramy się nie dopuścić do powtórki.

Niektórym mogło się wydawać, że to był jednorazowy wypadek przy pracy, ale niespełna tydzień później w Lublinie wcale nie było lepiej. W meczach z Włókniarzem i Motorem drużyna na pewno nie wyglądała tak dobrze, jak w początkowej fazie sezonu.

Moim zdaniem w Lublinie pojechaliśmy najsłabszy mecz w tym roku. Takie rzeczy czasami się zdarzają. W sporcie nie może być zawsze kolorowo. Kilka punktów zdobyliśmy tam dzięki sytuacjom losowym i problemom miejscowych zawodników. Tak naprawdę mieliśmy trochę szczęścia, że wynik meczu nie uciekł nam tak bardzo, jak mogło się wydawać po pierwszych biegach. Być może te słabsze chwile wynikały z faktu, że z Włókniarzem i Motorem jechaliśmy po nieco dłuższej przerwie spowodowanej przełożeniem jednego z naszych spotkań. Chłopacy przez jakiś czas byli bez jazdy na tym najwyższym poziomie i wiadomo, że nie zdołali nadrobić tego wyłącznie treningami. To nigdy nie będzie to samo, co poważne zawody. W takich chwilach niektóre rzeczy potrafią się delikatnie rozregulować i stracić swój rytm. W tamtym momencie sytuacja na pewno nie należała do najłatwiejszych, ale ja nie zamierzałem panikować ani podejmować jakichkolwiek nerwowych działań. Wspólnie to wszystko przemyśleliśmy i wyciągnęliśmy jakieś wnioski. Spędzamy naprawdę dużo czasu razem z chłopakami i rozmawiamy między sobą o wszystkich najważniejszych sprawach. Jeżeli coś się nie układa, to nie robimy niczego na dziko, tylko spokojnie staramy się to naprawić. Wiadomo, że wpadki są wpisane w ten sport i nie zawsze uda się wszystko dopasować, ale nasz atut na pewno polega na tym, że jesteśmy świadomi tego, co dzieje się z nami na torze oraz w parku maszyn. Myślę, że po tym chwilowym przestoju było widać poprawę przy okazji kolejnego meczu, który jechaliśmy w Gorzowie.

W minionej kolejce rozpoczęła się runda rewanżowa. Za wami mecz wyjazdowy w Zielonej Górze, który wydawał się bardzo ważny w kontekście walki o utrzymanie. Zapewne chcieliście wygrać i zgarnąć pełną pulę, ale ostatecznie ponieśliście niewielką porażkę i musieliście zadowolić się jedynie punktem bonusowym. Chyba trudno mówić o stuprocentowej radości.

Przyznam szczerze, że czujemy ogromny niedosyt. Wiadomo, że do każdego spotkania podchodzimy bardzo poważnie, ale ten mecz miał dla nas szczególną rangę. Wiedzieliśmy, że w przypadku wygranej złapiemy głębszy oddech i będziemy mieć nieco więcej spokoju w aspekcie walki o utrzymanie. Niestety znowu nie wykorzystaliśmy szansy, żeby trochę bardziej odskoczyć rywalom z dołu tabeli. W Zielonej Górze na pewno pogubiliśmy sporo punktów na trasie. Do tego doszło niewielkie wsparcie ze strony juniorów, Adriana Miedzińskiego i Chrisa Holdera. Ten mecz okazał się sporym wyzwaniem taktycznym, ponieważ musieliśmy rozgrywać go tak naprawdę trzema zawodnikami, którzy dawali radę wygrywać z rywalami. Staraliśmy się jednak zachować spokój i wszystko dokładnie analizować. Wszelkie decyzje podejmowaliśmy ze sporym wyprzedzeniem. Kilka biegów do przodu wiedzieliśmy, co będziemy robić. Daliśmy z siebie wszystko, ale niestety nie możemy być zadowoleni z wyniku końcowego. Nasza sytuacja na pewno delikatnie się skomplikowała, ale nie widzę powodu, żeby panikować. Przed nami jeszcze kilka meczów, w których możemy coś ugrać i podreperować nasz dorobek punktowy.

Jest Pan zadowolony z tegorocznej postawy Chrisa Holdera czy biorąc pod uwagę zmiany w jego sprzęcie oraz intensywne przygotowania do sezonu liczył Pan na więcej?

Myślę, że Chris generalnie spełnia nasze oczekiwania i dokłada cenne punkty do dorobku zespołu. W niektórych momentach chciałoby się jednak trochę więcej. Chris na pewno zawalił mecze z Włókniarzem i Motorem. Wygląda na to, że podejmował wtedy złe decyzje dotyczące ustawień sprzętu. Wydawało się, że w Gorzowie wyszedł na prostą, ale w Zielonej Górze znowu radził sobie nie najlepiej. Mogę zapewnić, że on nie jest zadowolony ze swoich wyników i dąży do tego, żeby się poprawić. Staramy się sprawić, żeby wrócił do tego, co było w początkowej fazie sezonu, kiedy po prostu robił swoje. Warto podkreślić, że Chris wnosi naprawdę wiele do naszej drużyny i cieszymy się z jego obecności. Nawet jak nie idzie mu na torze, to służy pomocą w parku maszyn i wspiera mentalnie kolegów. Można powiedzieć, że na różne sposoby stara się napędzać nasz zespół. Widać zaangażowanie z jego strony, dlatego nigdy nie było momentu, w którym bym w niego zwątpił.

Od początku sezonu widać, że Adrian Miedziński całkiem dobrze radzi sobie na Motoarenie, ale na wyjazdach ma problem, żeby się odnaleźć.

Można powiedzieć, że to jest składowa kilku czynników. Adrian bardzo dobrze wie, co jest nie tak i stara się z tym walczyć. Ja nie chciałbym za wiele opowiadać na ten temat, ponieważ to są nasze wewnętrzne sprawy, które załatwiamy między sobą. Tak naprawdę Adrian pojechał na wyjeździe tylko jeden w miarę dobry mecz. To było w Lublinie. Podejmujemy różnorodne działania, żeby uruchomić go również na innych torach, ale wiele zależy też od niego.

Nie żałuje Pan czasami, że w drużynie nie ma już Tobiasza Musielaka? Zwłaszcza, kiedy patrzy Pan na jego wyniki w pierwszej lidze?

Nie ma w ogóle takiego tematu. W początkowej fazie sezonu świadomie podjęliśmy decyzję, która z naszej perspektywy wydawała się najlepsza i teraz nie będziemy jej roztrząsać. Nie ma sensu porównywać wyników Tobiasza do rezultatów osiąganych przez naszych zawodników. Nie mamy żadnej gwarancji, że on jeździłby tak samo dobrze w ekstralidze i okazywał się skuteczniejszy chociażby od „Miedziaka”. Na wiosnę Adrian prezentował się zdecydowanie lepiej, zwłaszcza na toruńskim torze. To miało kluczowe znaczenie przy podejmowaniu ostatecznej decyzji. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mecze u siebie będą dla nas szczególnie ważne, dlatego musieliśmy postawić na zawodnika, który będzie w stanie zagwarantować w nich wystarczająco dużo punktów. Kiedy spojrzymy na występy Adriana na Motoarenie, to zauważymy, że ta decyzja się broni. Nawet jeśli nie idzie mu na wyjazdach, to przeważnie można stosować za niego rezerwy taktyczne. One akurat wychodzą nam całkiem nieźle i pozwalają nadrobić chociaż część strat. Mamy taką drużynę, jaką chcieliśmy i nie zamierzamy gdybać. Ja stoję murem za chłopakami i walczę razem z nimi do samego końca.

Przed sezonem mówił Pan, że waszym celem jest spokojne utrzymanie w lidze, tymczasem od niektórych zawodników słyszałem, że chcieliby spróbować zawalczyć o play-offy. Czy Pana zdaniem to nie były wypowiedzi trochę na wyrost?

Ja mogę się tylko cieszyć, że chłopacy podchodzą do sprawy w taki sposób. Nie mam żadnych podstaw, żeby im tego zabronić. To dobrze o nich świadczy, że nie zamierzają zadowalać się przeciętnym wynikiem, tylko zawieszają sobie poprzeczkę nieco wyżej. Tak naprawdę wyłącznie od nich zależy, gdzie zajedziemy na koniec sezonu, więc mają prawo do własnych przekonań. Ja widzę, że oni są niezwykle ambitni i waleczni. Nie będę ukrywał, że ich marzeniem jest awans do play-off i podejrzewam, że zrobiliby wszystko, aby się tam dostać. Obecnie jednak znajdujemy się w takiej sytuacji, że nie możemy za dużo marzyć, tylko musimy skoncentrować się na naszym podstawowym celu. Utrzymanie to plan minimum, który trzeba zrealizować w pierwszej kolejności. Najważniejsze, żebyśmy dopisywali do swojego konta kolejne punkty, a potem zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi.

W najbliższej kolejce wracacie na swój tor po niemal miesięcznej przerwie. Czy to może sprawić wam jakiś problem?

Trenujemy na Motoarenie dwa razy w tygodniu, więc cały czas mamy kontakt z tym torem. Na pewno nie kombinujemy za dużo z nawierzchnią. Staramy się sprawić, żeby była ona porównywalna i przewidywalna dla zawodników. Dzięki temu będą wiedzieli, jak zachowuje się ten owal, a co za tym idzie, łatwiej będzie im zdecydować co należy zrobić w danej sytuacji oraz jak dopasować motocykle. Myślę, że mamy ustalone jak chcemy przygotowywać ten tor. Od czasu do czasu wprowadzamy jednak jakieś drobne korekty, żeby wszystko było perfekcyjnie. Mecze u siebie mają dla nas szczególne znaczenie, dlatego kwestie torowe muszą być dopięte na ostatni guzik. Motoarena bez wątpienia jest naszym sprzymierzeńcem, ale trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że wielu naszych rywali również zna ten tor. Wszyscy wiemy, że odbywa się tu sporo imprez niezwiązanych z ligą, więc nasza przewaga na pewno nie jest tak wielka, jak w przypadku niektórych drużyn. Nie zamierzamy się jednak użalać. Musimy zaakceptować taki stan rzeczy i opanować nasz owal w każdym najdrobniejszym aspekcie. Cały czas nad tym pracujemy, ponieważ to jest klucz do korzystnych wyników.

Teraz do Torunia będą przyjeżdżać już tylko drużyny z czołówki, które zamierzają walczyć o medale. Jak ocenia Pan szanse Apatora w tych pojedynkach? Niektórzy twierdzą, że po przegranej z Włókniarzem może być wam trudno o jeszcze jakieś zwycięstwo przed własną publicznością.

Powtarzam wielokrotnie, że ja nie słucham tych głosów. Niech sobie eksperci i dziennikarze mówią, co tylko chcą. Żyjemy w wolnym kraju i każdy może przedstawić swoją opinię. My robimy swoje i nie zamierzamy przejmować się głosami z zewnątrz. Ja nie skupiam się na ocenianiu czy przewidywaniu, tylko na pracy, którą mamy do wykonania przed meczem oraz w trakcie meczu. Mocniejsi rywale na pewno nie zmieniają naszego podejścia i nie powodują dodatkowej mobilizacji. Trzeba zachować zdrowy rozsądek i traktować to normalnie. Żużel bywa nieprzewidywalny. Czasami z tym teoretycznie silniejszym przeciwnikiem jedzie się łatwiej niż ze słabszym. Naszym podstawowym celem za każdym razem będzie walka o zwycięstwo. Jeżeli nadarzy się okazja, to będziemy myśleć także o atakowaniu punktu bonusowego. Zdajemy sobie sprawę, że dobrze byłoby pokusić się o jak najwięcej punktów przed własną publicznością, żeby oddalić się od strefy spadkowej. Wiadomo jednak, że oprócz meczów na Motoarenie czeka nas jeszcze bardzo ważne spotkanie w Grudziądzu, które również będzie miało duże znaczenie dla układu dolnych rejonów tabeli. Musimy zrobić wszystko, żeby tam wygrać.

Jest Pan spokojny o utrzymanie?

Powiem szczerze, że trudno jest być w stu procentach spokojnym, bo nigdy nie wiadomo co przyniosą najbliższe tygodnie. Kiedy jednak patrzę na postawę drużyny oraz jej potencjał, to wychodzę z założenia, że nie powinniśmy mieć problemu z pozostaniem w ekstralidze. Bardzo mocno wierzę w nasz zespół, ale na pewno towarzyszą mi spore emocje. Nie będę ukrywał, że momentami pojawia się stres, ale na szczęście potrafię nad nim zapanować. Wiadomo, że walczymy o poważne cele i przyszłość klubu, więc nie da się podchodzić do tego w lekceważący sposób.

Rozmawiał KAROL ŚLIWIŃSKI