Abramczyk Polonia Bydgoszcz poinformowała we wtorek, że to właśnie jej barw w sezonie 2025 będzie bronił Szymon Woźniak, któremu dotychczasowy klub, ebut.pl Stal Gorzów, dał w niedzielę przyzwolenie na szukanie nowego pracodawcy. O rozstaniu ze Stalowcami, startach w Grand Prix oraz powrocie do macierzy w poniższej rozmowie z byłym indywidualnym mistrzem Polski.
Szymon, zacznijmy od oceny kończącego się sezonu. Był on jednym z najcięższych w Twojej karierze?
Nie. Myślę, że nie. Miewałem w swojej karierze cięższe momenty. Sezon się dla mnie jeszcze też nie skończył. Przede wszystkim wszystko wskazuje na to, że ten rok przejechałem bez kontuzji i to jest dla mnie sprawa nadrzędna. Jeśli chodzi o wynik sportowy, to wiadomo, że oczekiwania moje, kibiców czy włodarzy klubu były większe. Sport to nie jest jednak koncert życzeń i trzeba akceptować to, co nam w danym momencie przynosi.
W rozmowie z trenerem Chomskim usłyszałem opinię, że do kończącego się sezonu byłeś przygotowany bardzo dobrze pod każdym względem.
Czasami jest tak, że wtedy, kiedy do jakiegoś „wyzwania” chcemy się przygotować nie dobrze, a bardzo dobrze to zaczynamy się w tym wszystkim „spalać” i za mocno chcieć. Wtedy przychodzi frustracja i sumarycznie to nic dobrego ostatecznie nie wnosi. Jeśli chodzi o ten sezon, to wiedziałem jakie wyzwanie przed sobą postawiłem, chciałem jemu bardzo sprostać, do sezonu przygotowałem się bardzo solidnie i jestem z tego dumny. Mogę podziękować z tego miejsca swojemu teamowi, rodzinie oraz sponsorom, bo wykonaliśmy wspólnie w tym elemencie kawał dobrej roboty, abym mógł w cyklu Grand Prix pokazać najlepszą wersję siebie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale jak już wyżej mówiłem, sport, a w tym żużel, to nie koncert życzeń. W cyklu Grand Prix albo gra wszystko na sto procent i można robić wynik, albo przytrafi się słabszy moment i zaczyna brakować pewności siebie, a rywale bezwzględnie to wykorzystują.
Byłeś debiutantem w cyklu Grand Prix. Coś Cię w nim zaskoczyło?
Myślę, że nie. Zdawałem sobie sprawę, że poziom sportowy jest tam bardzo wysoki i miałem rację. Czułem się na to wyzwanie gotowy. Myślę, że pomimo faktu, iż na koniec sezonu wyszło źle, to było parę aspektów, z których mogę być zadowolony. Bardzo wiele się nauczyłem i wierzę, że ta nauka oraz wnioski będą procentowały do końca mojej kariery.
Wielu kibiców i nie tylko zastanawia się nad tym, co wniósł do Twojego zespołu Greg Hancock i czy ten ruch był sensowny…
To pytanie jest mi zadawane ostatnio często i moja odpowiedź jest zawsze podobna. Dziwię się osobom, które nie widzą nic dziwnego w tym, że oceniają moją decyzję o współpracy z Gregiem niemal rok po jej rozpoczęciu. To jest trochę tak, jak w grze w trzy kubki. Po odsłonięciu trzeciego każdy wie, który był właściwy. Na początku podjęcia współpracy niektórzy ruch ten nazywali transferem roku, a teraz, kiedy mam za sobą bardzo trudny sezon każdy wskazuje to jako tego przyczynę. A co by było gdybym pojechał bardzo dobry sezon? Wtedy wszyscy by mówili, że to był doskonały ruch. Mamy chyba taką narodową tendencję do oceniania czyichś decyzji po fakcie. Wtedy mądry jest każdy. Ja szukałem osoby, która pozwoli mi przejść przez pierwszy rok w Grand Prix i ma w tym doświadczenie. Myślę, że lepiej z wyborem trafić nie mogłem. Tak czy owak, od Grega Hancocka nauczyłem się sporo rzeczy i to, podobnie jak starty w Grand Prix, będzie w przyszłości procentowało.
Tydzień temu byś się pewnie nie spodziewał, że dziś będziesz zawodnikiem bydgoskiej Polonii.
Absolutnie nie. Powiem Ci tyle, że ostatnie dni to był dla mnie emocjonalny „rollercoaster”. Już ostatnie tygodnie były trudniejsze. Docierały do mnie doniesienia medialne, ale było to ze strony klubu dementowane. Tym samym tego, co pisano, po prostu nie brałem na poważnie. Wiadomo jednak, że ostatni tydzień to był jeden z gorszych momentów w moim życiu.
W rozmowie z trenerem Chomskim wyczułem, że ma pretensje do siebie, iż nieświadomie wprowadzał Ciebie w błąd odnośnie Twojego pozostania w Gorzowie.
Ja nie mam do trenera absolutnie żadnych pretensji czy żalu i chcę, aby jasno to wybrzmiało. Wiem, że tylko przekazywał mi to, o co prosił go prezes. Trener chciał dobrze. Trenerowi Chomskiemu jestem bardzo wdzięczny i dziękuje, iż czytając doniesienia medialne odnośnie zakontraktowania Andrzeja, sam z siebie pytał w klubie czy to prawda, czy nie. Chciał sam wiedzieć, na czym stoi w tamtym momencie, jeszcze wtedy, drużyna trenera Chomskiego.
Nie chcę już „kopać” Waldemara Sadowskiego. Masz do niego po ludzku żal?
Myślę, że słowo żal nie jest dobrze dobrane. Powiem inaczej. Myślę, że całą sprawę można było załatwić kompletnie inaczej. Pomimo ważnego kontraktu, nie byłem do Stali przywiązany łańcuchem. Wystarczyło zatem usiąść do stołu i poważnie porozmawiać, jak mężczyźni. Postawić sprawę jasno. Ja bym zaoszczędził sobie parę tygodni nerwów i stresu. Chyba też z perspektywy wydarzeń wszystkim stronom wyszłoby to tylko na dobre. Najgorsza była właśnie dla mnie ta cała niepewność. Czuję się mocno rozczarowany sposobem, w jaki się o tym wszystkim dowiedziałem. Wszyscy wiedzą już, jak z mojej perspektywy chronologicznie to wyglądało. Co innego słyszałem w poniedziałek, a co innego prawdą okazało się w niedzielny wieczór. Uważam, że można było załatwić to w lepszy sposób.
Domniemuję, że czytałeś mój artykuł na temat Twojego opuszczenia Stali. Jak go skomentujesz?
Czytałem. Skomentuję krótko. Obiektywny i rozsądny kibic wyciągnie z niego wnioski.
Przejdźmy do „weselszych” tematów. Jerzy Kanclerz mówi: „Szymon dotrzymał słowa, wrócił do Polonii Bydgoszcz”. Miło wracać po latach do klubu, w którym zaczynałeś swoją karierę?
Muszę przyznać, że bardzo miło. Widzę, że to się tak wszystko poukładało i spięło okolicznościami, że wypada tylko powiedzieć: tak chyba miało być. Począwszy od finału Polonii, poprzez moją formę i przez to, co później się wydarzyło w moim klubie. Tak miało widocznie po prostu być. Tak do tego z żoną podchodzimy. Głowa – owszem. Podpowiadała, aby iść do Ekstraligi, bo czuję, że tam jest moje miejsce, serce z kolei mówiło, żeby spojrzeć na wszystko szerzej i opuścić nazwijmy to „strefę komfortu”. Podjąć rękawice i zadbać o swoją przyszłość, tworząc wspólnie coś fajnego w Bydgoszczy.
Nie chcę Cię męczyć. Wspominałeś, że spędzasz czas na oddzwanianiu na numery nieodebranych połączeń. Czego wypada Ci zatem życzyć?
To prawda. Możemy rozmawiać. Nie ma problemu, ale tak, teraz wziąłem się za oddzwaniane, bo połączeń nieodebranych miałem wczoraj i dziś chyba ponad 40. To, co się wczoraj i dziś wydarzyło, przerosło moje oczekiwania. Za wszystkie dobre słowa bardzo wszystkim dziękuję i pozdrawiam kibiców. Czego mi życzyć? Zdrowia, ono jest w życiu najważniejsze.
Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA
Żużel. Dramat Stali na koniec sezonu! Poważny wypadek lidera
Żużel. Lider Apatora z dwuletnią umową! „Jestem bardzo podekscytowany”
Żużel. Oni dostaną dzikie karty? Znów ma być wiele krajów
Żużel. Został dziś ogłoszony, a… prowadzi rozmowy z innymi klubami! Saga z Sadurskim jeszcze potrwa
Żużel. Do trzech razy sztuka. Apator w końcu pokona Stal na Motoarenie?
Żużel. Wilki odkrywają karty! To on poprowadzi krośnian