Od środy całe środowisko żużlowe żyje sprawą Nickiego Pedersena. Duńczyk został zawieszony przez organ dyscyplinarny Duńskiej Federacji Motocyklowej i do 10 grudnia nie może brać udziału w zmaganiach żużlowych. Postanowiliśmy więc skontaktować się z Jorgenem Bitschem, prezesem DMU, który krótko skomentował całą sytuację.

 

Kara Pedersena dotyczy wydarzeń z półfinału Pucharu ligi duńskiej. Pedersen został wykluczony tego dnia z aż trzech wyścigów. Decyzje sędziego wyraźnie nie podobały się trzykrotnemu mistrzowi świata. – Jak wiadomo, decyzje w tej sprawie podjął niezależny sąd. Nie podaje on żadnych dodatkowych wyjaśnień odnośnie zmiany kary. Głównym problemem w tej sprawie jest zachowanie Nickiego wobec sędziego podczas meczu – komentuje Jorgen Bitsch.

Duńczyk odwoływał się już w tej sprawie, jednak jego działania doprowadziły tylko do zmniejszenia kary. Teraz Pedersen zapowiedział kolejne odwołanie, tym razem do duńskiego komitetu olimpijskiego, czyli najwyższej instytucji sportowej w kraju ze stolicą w Kopenhadze. Jak długo zatem żużlowiec będzie czekał na decyzję w sprawie?

– Spodziewamy się szybkiego procesu, ale nie umiem do końca odpowiedzieć na to pytanie. Musimy poczekać. Będzie to sprawa przed kolejną niezależną instancją – zaznacza szef duńskiego żużla.

Zarówno po pierwszym, jak i drugim zawieszeniu Duńczyka w Polsce pojawiły się opinie wskazujące na to, że Duńczycy chcą pokazać, iż ich głos również może być ważny w światowym speedwayu. Zdaniem naszego rozmówcy takie komentarze nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

– Takie rozumienie sytuacji jest bardzo błędne. Nikt w Danii nie chce niszczyć żużla ani w Polsce, ani w żadnym innym kraju. Całej DMU zależy na rozwoju żużla. Sprawa Nickiego niestety wywołuje różne niepotrzebne plotki – podkreśla Jorgen Bitsch.

Dodajmy, że sprawie Nickiego Pedersena z niepokojem przyglądają się wszystkie osoby związane z grudziądzkim żużlem. 22 sierpnia Duńczyk miał wziąć udział w arcyważnym meczu ZOOleszcz DPV Logistic GKM-u z Eltrox Włókniarzem Częstochowa. Bez 44-latka ekipa Janusza Ślączki będzie miała bardzo utrudnione zadanie w walce o utrzymanie w PGE Ekstralidze.