Szymon Woźniak Foto: Tomasz Przybylski // GESS.PL
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W zaległym meczu jedenastej kolejki PGE Ekstraligi Moje Bermudy Stal Gorzów pokonała ZOOleszcz GKM Grudziądz 54:36, inkasując dwa punkty meczowe i bonus. Jednym z ojców sukcesu gorzowian był Szymon Woźniak, który zakończył zawody z dorobkiem dziewięciu „oczek”.

 

Szymon, dobre biegi przeplatałeś słabszymi. Z czego to wynikało?

Tak, dokładnie. Cały czas bardzo ciężko pracuję, żeby doszlifować moją formę, aby była ona lepsza niż jak zaczynałem sezon. Cały czas jeszcze trochę gubię się w tym wszystkim. Wydaje mi się, że powoli zaczynam rozumieć o co chodzi z bezdętkowymi kołami, ale postaram się to potwierdzić jeszcze na najbliższych treningach. Mecz z Grudziądzem dał mi cenną wskazówkę.

Na czym polega ta różnica z oponami bezdętkowymi?

Przede wszystkim nie mogę złapać dobrej prędkości ze startu, przez to mieszam z ustawieniem i czasami gubię prędkość po trasie. Muszę znaleźć coś, co sprawi, że moje starty będą dobre i powtarzalne, a potem już tę prędkość na trasie bez problemu sobie znajdziemy. Naprawdę muszę się mocno spiąć, żeby przed tą najważniejszą częścią sezonu ten temat dopracować, bo nie chciałbym wracać do starego rozwiązania. Mimo wszystko chcę się uprzeć, postawić na swoim i popracować nad tym, co wiem, że może być lepsze, tylko muszę po prostu znaleźć to, czego ja akurat potrzebuję.

Nie dało się nie zauważyć, że po Twoim drugim starcie, kiedy pewnie zwyciężyłeś, poczułeś ulgę.

Zdecydowanie. Wiedziałem, że mam przygotowane dwa rozwiązania i jeśli pierwsze nie zagra, to drugie już tak. Pierwszy bieg kompletnie nie wyszedł po mojej myśli. Trochę żałuję, że nie skorzystałem z próby toru, a mogłem, ale trochę przestraszył mnie deszcz i nie chciałem jeszcze bardziej pomieszać sobie w głowie. Podjąłem kilka złych decyzji, ale jak z każdego gorszego meczu wyciągam wnioski. Wiem, że jestem coraz bliżej tego, czego szukam. Mam nadzieję, że mam dobre przeczucia.

W jedenastym wyścigu mało brakowało, a Przemysław Pawlicki „zabrałby” Cię ze sobą i mogło dojść do poważnego karambolu. Był tam  kontakt między wami?

Tak. Zdecydowanie czułem, że mój motocykl zaczyna odprostowywać dlatego z całej siły przeniosłem ciężar ciała na lewą stronę i liczyłem, że jego motocykl po prostu się ze mnie wyhaczy. Cieszę się, że nie upadłem.

Dziękuję za rozmowę.

ROZMAWIAŁA: DOROTA WALDMANN