Stanisław Chomski i Marcin Kuźbicki.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niedawno obchodził urodziny. Zacne. Na szczęście, w prezencie, odchorował koronawirusa i wyszedł dziarsko, jak sam mówi – na wolność. Nie będzie już zmuszony do zdalnego wykonywania obowiązków przez pośredników, choć dwa inauguracyjne zwycięstwa podopiecznych mogą sugerować, że taka specyficzna forma pracy niespecjalnie wadziła doświadczonemu szkoleniowcowi. Stanisław Chomski opowiada o spostrzeżeniach, przedwczesnym kreowaniu bohaterów i składa życzenia urodzinowe… sobie.

To jak długo jeszcze zamierzasz pracować zdalnie i udawać, że Cię nie ma?

No już mnie na szczęście wypuścili. To był spory, dodatkowy stres. Siedziałem przed telewizorem i stamtąd wydawałem dyspozycje na telefon. Miałem łącza z Piotrkiem (Paluchem – dop.red) i Orzełkiem (Krzysztof Orzeł, kierownik drużyny – dop.red). W sumie wyszło tak, że za wiele w tych meczach do roboty nie było. Cały zespół spisał się na medal. 

Zdajesz sobie jednak sprawę, że nie ważne jak mężczyzna zaczyna, ważne jak kończy. W poprzednim sezonie z piekła do nieba, a teraz wejście w sezon z przytupem?

Zawsze lepiej mieć zapas punktów niż gonić rywali. Jestem spokojny i nastawiony optymistycznie. Nic dwa razy się nie zdarza. W ubiegłym roku uciekaliśmy spod topora, a skończyło się prawie bajecznie. W tym zaczęło się fantastycznie. Oby to dalej trwało. Przyda się trochę farta. Chwilo trwaj.

W odróżnieniu od poprzedniego sezonu, jedna zasadnicza zmiana w zestawieniu. W miejsce Kasprzaka Vaculik – druga armata?

W zasadzie gdyby porównać oba zestawienia, moc wygląda podobnie. Po Iversenie dziurę załatał nam w zeszłym roku Jack Holder. Teraz KeyKeya zastąpił Martin. Drugą taką newralgiczną pozycją jest zawodnik U24. Myślę, że obecność Vaculika bilansuje nam zestawienie. Niemniej uważam, że teraz mamy bardziej skonsolidowany zespół, ludzi dobrze się rozumiejących i współpracujących ze sobą także poza torem. 

Zamierzacie wnioskować o zmianę regulaminu sanitarnego, by nie dochodziło do takich przygód, jak ostatnio z Marcusem Birkemose?

Co my możemy wnioskować? Sądzę, że każdy ma świadomość niedoróbek. Są władze Ekstraligi i bieżące reagowanie to ich rola. Nikt nie jest doskonały w tworzeniu przepisów, ale myślę że mają oczy otwarte i wiedzą co się dzieje w praktyce i co można, czy wręcz należy poprawić. Wszyscy się uczymy tej nowej sytuacji. Niby rok doświadczeń, ale ciągle coś nas zaskakuje. Mam nadzieję, że sytuacje, które pojawiają się w sezonie, będą brane pod uwagę na bieżąco. Ja nie zamierzam niczego sugerować. Wierzę w rozsądek zarządzających. Obserwują, a życie czasami weryfikuje pewne sytuacje. Zawsze wtedy można pomyśleć o jakichś udogodnieniach. Korektach istniejących przepisów. Skupiam się na swoich zadaniach. Nie zamieram publicznie z nikim dyskutować. Im mniej gadasz, a robisz swoje, tym lepiej. A przepisy, jakie by nie były, musimy akceptować i umieć się dostosować. Coś co dla nas stanowi problem, dla innych może nim nie być.

Piotr Baron wskazał, że skład podaje się w czwartek, a testy wykonuje w piątek co nie daje najmniejszego pola manewru przy ustalaniu składu?

No jest kilka tych niedoskonałości do przemyślenia i poprawki. Przy tworzeniu przepisu coś może wydawać się najlogiczniejsze, a potem życie to weryfikuje. Ważne, by obserwować i reagować. Wszyscy chcemy działać swobodnie, ale też racjonalnie.

Przed Tobą mecz w Grudziądzu, gdzie nie wygraliście od czasu kiedy projektowano Zamek w Malborku.

(śmiech) Można to w ten sposób sparafrazować. Takie życie. Nie leży nam ten tor. Bywają obiekty mniej lub bardziej przyjazne. U teoretycznie trudniejszych rywali wznosisz się na wyżyny i nic ci nie przeszkadza, jak choćby w Lesznie ostatnio, a u innych coś nie pasuje i trudno to rozsądnie wytłumaczyć. Mam nadzieję, że kiedyś i ta grudziądzka zła passa się skończy. Może nawet w najbliższej przyszłości…

Stanisław Chomski. Foto: Stal Gorzów

Przewidujesz jakieś roszady w składzie?

Każdy zawodnik ma szansę wyjazdu na tor. A pod jakim numerem, to zależy od wielu czynników. Czy w podstawowym składzie będzie Marcus, czy Rafał, a który z nich w rezerwie, to jest najmniej istotne. Ważne, by ten który wystąpi na torze był w najlepszej dyspozycji, zaś rezerwowy, także w pełnej gotowości, czekał cierpliwie na swój czas, a potem potrafił go odpowiednio wykorzystać. Każdy musi być świadomy miejsca w zespole.

Jest taka teoria, że zbyt częste żonglowanie zawodnikami w składzie nie sprzyja budowaniu formy?

To wszystko zależy od okoliczności. Na pewno trzeba dawać szansę więcej niż jeden bieg czy mecz. Nie wszyscy chcą to jednak zaakceptować. Kibice często bywają niecierpliwi. Uważają, że po jednym słabszym występie już należy dokonywać rewolucji. Nie można traktować zawodników przedmiotowo. To przecież też są ludzie, którzy zmagają się ze swoimi słabościami, poświęcając ogrom czasu na przygotowanie do zawodów. Nie zawsze to wychodzi i należy to zrozumieć. Ocenę kreuje jednak wynik i jego również nie można zupełnie pomijać. To ważny aspekt. Niemniej trzeba mieć określoną strategię. Pomysł na to co się robi. Praca z ludźmi, to nie jest łatwe zajęcie jak sadzenie drzew, czy struganie w drewnie. Efekt zwykle osiągamy wówczas, gdy każdy włoży w swoja pracę maksimum wysiłku, ale też czyni to ze zrozumieniem. Role w drużynie są podzielone i każdy na swoim odcinku musi pracować z dużą świadomością. Przy emocjach jest to trudne. To jednak stanowi właśnie urok sportu. 

Do Grudziądza trafił Mateusz Bartkowiak – Twój człowiek. Pojedzie z dodatkową motywacją?

To już pytanie do niego. Czy będzie zmotywowany, czy bardziej zestresowany. Mateusz nie musi niczego udowadniać. Jest młodym zawodnikiem, który bardzo chciał wybrać taką drogę. Mnie troszkę zastanawia forma rozstania, ale… może lepiej to przemilczmy. Tak chciał, tak wybrał, a myśmy mu to umożliwili, z korzyścią wyłącznie dla niego, ryzykując potencjalne wzmocnienie rywala, ale też własne problemy, bo w żużlu dochodzi do różnych sytuacji. Patrzymy jednak dalej, widzimy perspektywę rozwoju tego juniora. Po kontuzji dostał komfort powrotu, wybrał własną drogę, która jego zdaniem bardziej mu się przysłuży, więc dostał zielone światło, a my będziemy go nadal obserwować w nowym miejscu. 

Zapytałem nie bez kozery. Pamiętasz ubiegłoroczny mecz w Rybniku i występ Kamila Nowackiego w barwach Rekinów, który przechylił szalę na rzecz gospodarzy?

Przechylił szalę? Tak mogą twierdzić wyłącznie ludzie nie rozumiejący sportu. Równie dobrze można powiedzieć, że gdyby Tudzież dwa razy nie przywiózł Iversena, to by Kamil tej szali nie przechylił. Niektóre rzeczy uwypukla się ponad miarę, podnosząc do rangi jakiegoś szczególnego wydarzenia, a inne, rzeczywiście istotne, pomija w komentarzach, spychając na drugi plan. Na pewno faktem jest, że te jego punkty w jakimś stopniu zaważyły na ogólnym rozrachunku, tak jak w innej sytuacji oczko, czy dwa kogoś innego. Jesteśmy przyzwyczajeni do zdobyczy Zmarzlika, czy pozostałych kluczowych zawodników, a nie jesteśmy zwyczajni punktów tych najmłodszych. Jeden udany wyścig czasami odmienia losy spotkania, jednak bez solidnego wsparcia ten pojedynczy sukces nie zostałby uwypuklony. Zauważ tylko, gdyby Kamil nie poszedł do Rybnika, nie objechał sezonu w elicie, to nie byłoby obecnego Kamila w Gorzowie. Ta nauka przynosi teraz efekty. Myślę, że w tym przypadku trzeba spojrzeć na rzecz w szerszym horyzoncie. Polityka startów tych najmłodszych jest szalenie ważna. Utrzymanie szerokiej ławki, umożliwienie rywalizacji, to procentuje, ale też czasem daje bezpieczeństwo, nie dając efektu sportowego. Rozsądniej pozwolić młodemu chłopakowi rozwinąć się na wypożyczeniu niż trochę „na siłę” kisić go na ławce.

Jako nieliczni macie za sobą dwie ligowe potyczki – to daje przewagę?

Trudno mi się odnieść. Jechaliśmy zgodnie z terminarzem, to fakt, ale też nasze przygotowania były mocno okrojone. Takie życie. Nie pojeździliśmy spod taśmy ile potrzeba i ile bym chciał. Nie było praktycznie sparingów. Odwoływano je gremialnie z powodu niesprzyjającej pogody. Były kłopoty z naszym torem, nie z powodu deszczu. To jednak doskwiera każdemu i trzeba sobie jakoś radzić. W ubiegłym roku też mieliśmy problemy z rozgrywaniem meczów u siebie, a skończyło się w miarę dobrze. Nie zawsze dyspozycja ma podstawowe znaczenie, bywa że decydują warunki zewnętrzne. W tym roku częściej niż u siebie trenowaliśmy na innych, gościnnych obiektach i może to, paradoksalnie, zaowocowało tym miejscem w którym się znajdujemy. 

Stanisław Chomski. Foto: Stal Gorzów

Dostojny jubilacie, czego więc życzyć Ci na urodziny, by było to oryginalne i mogło się spełnić?

Zawsze zdrowia i trochę fartu. Reszta sama przyjdzie. 

Ten fart, to na miarę mistrza?

(westchnienie i uśmiech) A to dlaczego nie. Byłoby pięknie. Tu jednak nie chodzi tylko o sport. Fart we wszystkim bardzo się przydaje. Po prostu – w życiu. Nic jednak nie uda się bez zdróweczka. Jak nie masz zdrowia to i fart nie pomoże. 

Życzę zatem, by te życzenia się spełniły i nie brakowało owego farta.

Przede wszystkim kibicom, żeby im się spełniło, bo to dla nich się ścigamy. Oby byli zadowoleni, gdy po ciężkim tygodniu pracy przychodzą w weekend, siadają przed telewizorem, mam nadzieję z czasem na stadionie i mogą się emocjonować, fascynować widowiskiem, ciesząc z wyników drużyny. 

Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat niechaj żyje nam, a jak majstra nie wyczwarzy, niech się w piekle smaży… (śpiew na znaną melodię – dop.red)

(serdeczny śmiech) Dziękuję za rozmowę i bardzo oryginalne życzenia.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI