Z lewej Dariusz Śledź. FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

We Wrocławiu na pewno nastały dobre czasy dla czarnego sportu, ale do pełni szczęścia wciąż brakuje złota DMP, na które sympatycy miejscowego klubu czekają od 2006 roku. Być może w tym sezonie „Spartanie” zdołają spełnić swoje największe marzenie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ostatnio Betard Sparta Wrocław stała się najpoważniejszym kandydatem do mistrzowskiej korony. Niebawem przekonamy się czy drużyna będzie w stanie utrzymać świetną dyspozycję do końca rozgrywek.

 

W tej chwili Betard Spartę Wrocław bez wątpienia zalicza się do absolutnej czołówki polskiej Ekstraligi żużlowej. W ostatnich sześciu latach „Spartanie” za każdym razem wjeżdżali do fazy play-off i tylko raz nie zmieścili się na podium DMP. W tym czasie zapisali na swoim koncie trzy srebra i dwa brązy. Niektórzy mogliby pozazdrościć wrocławianom takich osiągnięć, ale oni zawsze mierzyli jeszcze wyżej. – Cieszyliśmy się ze wszystkich zdobywanych medali, ale jednocześnie czuliśmy też pewnego rodzaju niedosyt, że nie sięgaliśmy po ten najważniejszy krążek. Mówi się, że drugi to pierwszy przegrany, a w sporcie chodzi przecież o to, żeby wygrywać – stwierdza trener dolnośląskiej drużyny, Dariusz Śledź.

Wrocławianie praktycznie za każdym razem zaliczali się do grona faworytów ligi, ale zawsze coś stawało im na przeszkodzie, żeby wdrapać się na szczyt. Raz była to nieudana rywalizacja półfinałowa, a innym razem piekielnie mocna Fogo Unia Leszno, która w dwumeczu finałowym okazywała się zespołem nie do pokonania. We Wrocławiu nie tracą jednak nadziei, że w końcu uda się zrealizować najważniejszy dla wszystkich cel. Ludzie związani z klubem robią co tylko mogą, żeby się do niego zbliżyć. W tym roku mija dokładnie piętnaście lat od czasu ostatniego mistrzostwa, więc to wydaje się idealny moment, żeby ponownie zasiąść na tronie i zaspokoić głód sukcesu. – Poprzeczkę stawiamy sobie wysoko i celujemy w najwyższą lokatę. Myślę, że każdy sportowiec celuje w wygraną. Wiadomo, że w końcowym rozrachunku może być różnie, ale startujemy z przeświadczeniem, że liczy się tylko zwycięstwo – zdradza szkoleniowiec „Spartan”.

„Artem stał się integralną częścią naszego zespołu”

W okresie transferowym włodarze wrocławskiego klubu zadbali, żeby drużyna dysponowała jeszcze większą siłą rażenia niż we wcześniejszych latach. Do zespołu sprowadzono Artema Lagutę, czyli dotychczasowego lidera ekipy z Grudziądza. To był jeden z najgłośniejszych przedsezonowych ruchów kadrowych w całej PGE Ekstralidze. Ostatecznie ten transfer okazał się jedynym wzmocnieniem „Spartan”, ale za to bardzo solidnym. Rosjanin po sześciu latach startów dla ekipy spod znaku gołębia postanowił zmienić otoczenie, ponieważ był już zmęczony rokrocznym kończeniem sezonu po rundzie zasadniczej oraz niemożnością wywalczenia awansu do fazy play-off.

Wydaje się, że Artem i Betard Sparta potrzebowali siebie nawzajem. Zawodnik chciał trafić do drużyny, dzięki której będzie mógł powalczyć o wysokie lokaty w polskiej lidze, a przede wszystkim zapewnić sobie kilka meczów więcej za sprawą fazy play-off. We Wrocławiu szukali natomiast żużlowca, który zagwarantuje pokaźne zdobycze punktowe i przyczyni się do zwiększenia mocy zespołu. Gołym okiem widać, że jedno pasowało do drugiego. Można było jedynie zastanawiać się, czy Rosjanin szybko odnajdzie się w nowym środowisku i podtrzyma swoją formę z okresu startów dla GKM-u. – Artem momentalnie stał się integralną częścią naszego zespołu. Nie było żadnego problemu, żeby wkomponował się w drużynę i złapał wspólny język z kolegami. To jest naprawdę świetny facet. Jesteśmy zadowoleni z jego wyników na torze i postawy poza torem. Kogoś takiego potrzebowaliśmy – ocenia Śledź.

„Trzeba wszystko umiejętnie poukładać”

Obok Artema Laguty w składzie wrocławskiej drużyny znajdują się jeszcze Maciej Janowski i Tai Woffinden, czyli główne motory napędowe z ostatnich sezonów. Śmiało można powiedzieć, że Betard Sparta dysponuje piekielnie mocną trójką liderów, którzy są nie tylko czołowymi zawodnikami polskiej ligi, ale również uczestnikami cyklu Grand Prix oraz żużlowcami liczącymi się w rywalizacji na arenie międzynarodowej. – Myślę, że posiadanie takich zawodników to jest duży komfort dla trenera, ale też pewnego rodzaju wyzwanie. Trzeba wszystko umiejętnie poukładać, żeby każdy mógł wydobyć z siebie to, co najlepsze – przyznaje trener ekipy z województwa dolnośląskiego. Często można spotkać się z głosami, że nazwiska nie jeżdżą, a kontraktowanie tak wielu klasowych zawodników w jednej drużynie nie zawsze wychodzi na dobre. Wrocławianie na razie jednak nie mają powodów do narzekań. Cała trójka liderów jedzie na miarę własnych możliwości i wywiązuje się ze swojego zadania.

Na szczególne wyróżnienie zasługuje „Magic”, który zbudował naprawdę wysoką formę i obecnie jest najskuteczniejszym zawodnikiem ligi ze średnią przekraczającą 2,6 punktu na bieg. – Maciek wydaje się bardzo zdeterminowany. Wszyscy wiemy jak wielki to jest talent. Mam wrażenie, że w tym roku po prostu pokazuje na co tak naprawdę go stać. Wierzę, że on zdoła utrzymać taką skuteczność przez cały sezon i nie zdarzy mu się jakaś nagła obniżka formy. W tym momencie chyba nikt nie ma wątpliwości, że to jest kandydat do medalu Mistrzostw Świata – mówi Śledź, podkreślając jednocześnie, jak wiele ten zawodnik znaczy dla Sparty. – Każdej drużynie życzyłbym takiego kapitana. To jest człowiek orkiestra, który na każdym kroku pokazuje swoje zaangażowanie w sprawy drużyny – dodaje nasz rozmówca.

„Można wiązać z nimi nadzieje na przyszłość”

Dopełnieniem seniorskiego składu Betard Sparty Wrocław są młodzi i perspektywiczni Gleb Czugunow oraz Daniel Bewley. Gołym okiem widać, że obaj zrobili postępy w stosunku do poprzedniego sezonu i kilkukrotnie pokazali, że potrafią dowozić pokaźne zdobycze punktowe. – Każdy z nich wykonuje dobrą robotę, więc oby tak dalej. Myślę, że oni zdążyli już udowodnić, że są wartościowymi zawodnikami i można wiązać z nimi nadzieje na przyszłość – komentuje krótko Śledź. Oczywiście w dalszym ciągu zdarzają się im słabsze występy, ale wrocławianie raczej nie muszą martwić się, że nie będą mogli liczyć na wsparcie z ich strony.

Wydaje się, że najbardziej nieprzewidywalnym punktem wrocławskiego składu jest formacja juniorska. Najmłodsi zawodnicy dolnośląskiej ekipy potrafią notować całkiem niezłe występy, ale jednocześnie nie brakuje też tych niespecjalnie udanych. Sparta nie dysponuje tak mocnymi młodzieżowcami jak chociażby Motor Lublin czy Eltrox Włókniarz Częstochowa, ale na tle pozostałych rywali nie wygląda najgorzej. Przemysław Liszka zdobył już trochę doświadczenia w najwyższej klasie rozgrywkowej, co powinno procentować, natomiast Michał Curzytek jest postrzegany jako obiecujący zawodnik. Problem polega jednak na tym, że atuty wrocławskich juniorów nie zawsze uwidaczniają się na torze. – Cały czas pracujemy nad ich skutecznością. Zdobycze punktowe w niektórych spotkaniach pokazują, że jest jeszcze trochę do zrobienia. To są jednak młodzi zawodnicy, dla których to jest dopiero początkowa faza przygody ze speedway’em. Na tym etapie nie zawsze wszystko się układa, ale jeszcze wiele przed nimi. Na pewno podchodzimy do nich ze spokojem i wiemy, że mają spory potencjał – opowiada trener „Spartan”.

„Wszyscy mamy jeden cel”

Skład wrocławian na pewno robi wrażenie i wygląda na mocny. Osoby zarządzające klubem uznały jednak, że w walce o wysokie lokaty przydadzą się nie tylko skuteczni zawodnicy, ale też skuteczny doradca w parku maszyn. Włodarze Betard Sparty namówili na współpracę czterokrotnego Mistrza Świata, Grega Hancocka. Amerykanin jakiś czas temu zakończył swoją bogatą karierę ze względu na poważne problemy zdrowotne żony i odsunął się trochę od czarnego sportu. Teraz jednak uznał, że znowu może pozwolić sobie na bycie bliżej dyscypliny, która w największym stopniu zdeterminowała jego życie. „Herbie” jest na większości meczów Betard Sparty, podczas których stara się być dobrym duchem, motywatorem oraz źródłem cennych wskazówek. Na dodatek pracuje też z młodzieżowcami i pomaga im w rozwoju.

Widać, że nowe aktywności żużlowe sprawiają mu sporą przyjemność, bo często informuje o nich za pośrednictwem social mediów. – Grega chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ten facet ma ogromne doświadczenie i wnosi bardzo dużo do naszej drużyny. Myślę, że każdy z nas może skorzystać na jego pomocy. Nie posiadamy żadnego ścisłego podziału obowiązków. Wszyscy mamy jeden cel i wspólnie staramy się go zrealizować – wyjaśnia Dariusz Śledź, który zapewne też daje drużynie wiele od siebie, ale podchodzi do tego bardzo skromnie. – Myślę, że o moją pracę najlepiej byłoby spytać zawodników oraz zarząd klubu. Mnie trudno jest oceniać jak bardzo wpływam na postawę drużyny. Ja mogę jedynie powiedzieć, że dobrze pracuje mi się z chłopakami. Uważam, że mam pod swoimi skrzydłami naprawdę świetną drużynę – przyznaje nasz rozmówca.

„Cieszę się, że mogłem wrócić do Wrocławia”

Dariusz Śledź dodaje także, że Wrocław ma dla niego szczególne znaczenie. Przed laty startował tu przecież jako zawodnik. To było w sumie dziesięć sezonów. W żadnym innym klubie nie jeździł tak długo. – Spędziłem tu naprawdę sporo czasu i dobrze poznałem to miejsce. Być może dzięki temu teraz jest mi trochę łatwiej. Cieszę się, że mogłem wrócić do Wrocławia w roli trenera. Na pewno czuję się tu bardzo dobrze. Klubem w dalszym ciągu zarządzają świetni ludzie, a na dodatek mamy piękny, wyremontowany stadion, który znacząco odmienił swoje oblicze – słyszymy od opiekuna wrocławian.

Warto wspomnieć, że w latach 1993-1995 Śledź jako zawodnik zdobył ze Spartą trzy złote medale z rzędu. Teraz może próbować powtórzyć ten wyczyn w roli szkoleniowca. – Nie myślę o tym za dużo, ale nie ukrywam, że byłoby miło. Coś takiego na pewno można by uznać za znaczące osiągnięcie – stwierdza bez wahania. Nawet gdyby nie udało się ustrzelić trenerskiego hat-tricka, to chociaż jednorazowe wdrapanie się na szczyt też powinno smakować wyśmienicie.

„Kontuzje niestety się zdarzają”

Osoby odpowiedzialne za wrocławski żużel bez wątpienia stworzyły warunki do walki o mistrzostwo. Wydaje się, że zespołowi nie brakuje narzędzi, dzięki którym można myśleć o atakowaniu szczytu. Żużel ma jednak to do siebie, że czasami zaskakuje nieprzyjemnymi zdarzeniami losowymi, które potrafią rozbić nawet najlepiej zmontowaną machinę. „Spartanie” w początkowej fazie sezonu musieli zmierzyć się z kontuzją Tai’a Woffindena. – Wszyscy zdajemy sobie sprawę jakim sportem jest żużel. Kontuzje niestety się zdarzają. Oczywiście wolelibyśmy tego uniknąć, ale los chciał inaczej i musieliśmy się z tym pogodzić – mówi Śledź.

Pierwsze chwile bez Brytyjczyka na pokładzie okazały się trudne. Betard Sparta przegrała mecze w Grudziądzu (44:45) i Lublinie (38:52). Niektórzy sugerowali nawet, że wszystkie ambitne plany wrocławian legną w gruzach, bo drużynie będzie brakowało mocy i narobi sobie strat. Potem jednak podopieczni Dariusza Śledzia zaczęli wygrywać mecz za meczem i nikomu nie dali się ugryźć. „Spartanie” niemalże do perfekcji wykorzystywali zastępstwo zawodnika za „Woffy’ego”. To nie był pierwszy przypadek w ostatnich latach, kiedy drużyna ze stolicy Dolnego Śląska spisywała się bardzo dobrze, pomimo braku jednego z kluczowych ogniw składu. – Mamy naprawdę dobrych zawodników, dlatego byliśmy w stanie chociaż częściowo zastąpić Tai’a. Za każdym razem bardzo się cieszyłem z wygranych spotkań. Wierzyłem, że chłopacy sobie poradzą i odnajdą się w tej niełatwej sytuacji – wspomina szkoleniowiec Betard Sparty.

„Drużyna spisuje się świetnie”

Wrocławianie na pewno mają powody do radości, ponieważ przetrwali trudny okres i nie znaleźli się na straconej pozycji. Kontuzja jednego z liderów nie przyniosła praktycznie żadnych poważnych konsekwencji. Z perspektywy „Spartan” najważniejsze wydaje się jednak, że Woffinden jakiś czas temu wrócił do ścigania i drużyna znowu może startować w pełnym składzie. – Tai’owi momentami dokucza jeszcze delikatny ból, ale na pewno jest w stu procentach gotowy do jazdy. Wszyscy dobrze wiemy, jakiej klasy to jest zawodnik. Widzimy, że po powrocie od razu był w stanie wskoczyć na wysoki poziom. Myślę, że z każdym kolejnym meczem może być jeszcze lepiej. Warto jednak podkreślić, że Tai to nie tylko punkty w programie meczowym, ale też osobowość w parku maszyn i dobry duch drużyny. Cieszymy się, że znowu jest z nami, ponieważ to jest bardzo ważna część naszego wrocławskiego organizmu – ocenia Śledź.

Wszystko wskazuje na to, że wrocławski organizm po chwilowym przestoju zaczął działać jak należy i obecnie nie trapią go żadne choróbska. Betard Sparta Wrocław jest niepokonana od ośmiu meczów i przesunęła się na pierwsze miejsce w tabeli. Wiele wyników „Spartan” może robić spore wrażenie. Drużyna bardzo pewnie wygrała chociażby spotkania w Częstochowie (52:38) czy Lesznie (49:41), a także bez problemów ograła u siebie ekipę z Gorzowa (52:38). Jakiś czas temu podopieczni Dariusza Śledzia rozbili również rywali z dołu tabeli, czyli zielonogórzan (63:27), grudziądzan (63:27) i torunian (54:36). Warto podkreślić, że pojedynki z Marwis.pl Falubazem i eWinner Apatorem odbywały się na wyjeździe, co tylko potęguje skalę tego wyczynu. – Drużyna spisuje się świetnie. Oczywiście zawsze znajdzie się coś do poprawy, ale ogólnie nie mamy zbyt wielu powodów do narzekań. Na pewno tworzymy zgrany i dobrze uzupełniający się zespół. Zawodnicy są bardzo otwarci i dobrze się dogadują – komentuje trener „Spartan”.

„Momentami pojawia się stres”

Czy po tym, co widzimy na torze, można mówić, że wrocławianie znajdują się na drodze do mistrzostwa? – Oczywiście, że będziemy walczyć o złoto, ale trzeba pamiętać, że jest jeszcze kilka innych drużyn, które mają takie same zamiary. Na ten moment jesteśmy jednym z kandydatów. Ja wychodzę z założenia, że warto stosować metodę małych kroków i nie należy wybiegać za daleko do przodu. Najpierw musimy spokojnie wjechać do play-off, potem przebrnąć przez półfinał, a na koniec spróbować zwieńczyć nasze dzieło w wielkim finale. Przed nami jeszcze sporo pracy – odpowiada Śledź.

Czy prowadzenie drużyny, która wydaje się bardzo mocna i ma zagwarantować korzystny wynik na koniec sezonu to duże obciążenie dla trenera? – Ja czerpię przyjemność z tej pracy, ale nie ukrywam, że momentami pojawia się też stres. To jest nieodłączny element sportu, którego nie da się uniknąć – słyszymy od naszego rozmówcy. Przed „Spartanami” jeszcze wiele spotkań, które zweryfikują ich potencjał, ale na ten moment można odnieść wrażenie, że drużyna jedzie zgodnie z oczekiwaniami i dysponuje naprawdę dużą siłą rażenia.