Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Definicja wywodzącego się z języka angielskiego słowa hate (hejt – dop.red.) mówi, że to forma mowy nienawiści stosowana w internecie. W „sportowym internecie”, również żużlowym, nie brak go w ostatnich latach. Mowa nienawiści jest niestety obecna także podczas dopingu na stadionach. O hejcie, jego skutkach i temu, jak można mu w żużlu zaradzać porozmawialiśmy z przedstawicielami środowiska. Zaznaczamy, że nie wszyscy nasi rozmówcy zgodzili się na publikację swoich danych osobowych. 

 

Trenerzy

Zanim zajmiemy się szerzej naszym, polskim podwórkiem zajrzymy na moment do Szwecji, gdzie przez lata przebywał i pracował w tamtejszym speedwayu były zawodnik, obecnie trener, Piotr Żyto.

– Hejt w szwedzkim żużlu? Zabrzmi to Łukasz pewnie dla Ciebie dziwnie, ale nie ma tam takiego zjawiska w ogóle. W Szwecji nikt po nikim nie jeździ, jak po łysej kobyle. Nie spotkałem się tam  z tym, aby były jakieś mocne pretensje do trenerów czy zawodników po przegranym meczu. Inaczej, nawet jak jest „niedosyt”, to się spokojnie pytają czemu było tak, a nie inaczej. Nie „jeździ” się po zawodnikach – mówi nam były zawodnik Kolejarza Opole. 

Zdaniem Piotra Żyto „spokój” w szwedzkim żużlu ma swoje proste uzasadnienie. – Wiesz, w Szwecji jest zupełnie inna kultura i mentalność. Inne podejście do żużla. Chodzą zupełnie inni charakterologicznie ludzie na żużel. Jest tak naprawdę jeden branżowy portal piszący o żużlu, nie ma zorganizowanych grup kibiców, wyrażających na stadionach swoje niezadowolenie. W Szwecji, jak przegraliśmy mecz, to kibice potrafią gratulować wygranym, bo byli lepsi, a działacze nie zwalniają od razu trenera czy zawodników. Inna sprawa, że w Szwecji każdy wie, że drużyny buduje się tak mocne, na ile pozwalają pieniądze. Tę świadomość, co ważne, mają kibice. Odejdę od tematu, ale tam nie ma kasy na przygotowanie. Kasa jest w granicach 50-60 tysięcy koron za mecz, to masz jakeś 24 tysiące złotych. Myślę, że aktualne miejsce szwedzkiego żużla na mapie tego sportu i inna mentalność decyduje, że póki co jest tam wielki spokój – dodaje Żyto. 

Wieniec pogrzebowy pod stadionem Stali Gorzów, zniszczony bus Patryka Dudka, czy potyczka byłego trenera Stali Gorzów z kibicami po meczu półfinałowym we Wrocławiu to tylko  tegoroczne „wydarzenia” w polskim żużlu. Mowy nienawiści nie brakowało również w poprzednich latach. Dotknęła ona chyba bezpośrednio większość osób obecnych w środowisku żużlowym.

– Hejt w Polsce, jak byłem trenerem? Było tego trochę, to oczywiste. Nie chcę do tego wracać. Kiedyś człowiek się pewnie tym przejmował, pobyt w Szwecji sprawił, że zmieniłem podejście do życia. Robię swoje i tyle. Niezadowoleni zawsze będą – podsumowuje Piotr Żyto. 

Tegorocznej wizyty we Wrocławiu do miłych nie zaliczy były trener Stali Gorzów, Stanisław Chomski. Prowadzony przez niego zespół przegrał, a on sam po meczu musiał stawić czoła grupie kibiców i inwektywom pod swoim adresem. Czy tak było w żużlu parę dekad wstecz?

– Na pewno było spokojniej z hejtem, ponieważ było mniej środków masowego przekazu, o internecie nie wspominając. Tym samym było mniej ocen okraszonych inwektywami, a jeśli były, to czasami w tłumie określoną twarz można było wychwycić. Teraz mamy zazwyczaj ostrą krytykę „zza parawanu” – w sieci. Rzadko wiemy kto i kim w niej tak naprawdę  jest. Niech Pan popatrzy jak było ze zbiórką na Stal. Niektórzy wpłacali po złotówce, co było swojego rodzaju „policzkiem”, choć mówią, że wdowi grosz się liczy. Nie mówiąc już o negatywnych wpisach. Myślę, że gdyby mieli wpisać się z imienia i nazwiska to pewnie większości wpisów i wpłat po złotówce by nie było. Zawodnicy i hejt? Oni w rozmowach mówią, że z reguły unikają czytania o sobie. Ja staram się robić podobnie. Jedna ważna rzecz. Co innego bezmyślny hejt, a co innego krytyka z imienia, nazwiska, choćby ze strony jakiegoś  dziennikarza. Pomimo tego, że się unika czytania to to, co się pisze dociera ostatecznie do zainteresowanych. Życzliwi poinformują. Nie brak tematów, które są „nakreślone” w stronę hejtu przez Was, dziennikarzy. Mój najcięższy przypadek live? Wrocław w tym roku. Parę razy przeżyłem utarczki słowne, ale we Wrocławiu w emocjach i nerwach poszło to za daleko. Szkoda, że taka „akcja” miała miejsce na koniec mojej trenerskiej przygody z żużlem – mówi nam Stanisław Chomski. 

Stanisław Chomski i Marcin Kuźbicki.

Zawodnicy 

Bez wątpienia najczęściej z mową nienawiści mają do czynienia ulubieńcy kibiców, czyli zawodnicy. W wypadku wygranej są wspaniali, po porażce przeżywają nierzadko naprawdę  ciężkie momenty. Nie brakowało w przeszłości   również skutecznych, niestety, prób samobójczych. „Tłem” do popełnienia kroku ostatecznego było właśnie zachowanie kibiców.

Najświeższy dosłownie przypadek hejtu to Vinnie Ford. Zaledwie osiemnastoletni Anglik przyznał, że przed meczem w Oxfordzie usłyszał od kibiców, że zostanie zabity. Groźby były „karą” za udział zawodnika w dwóch wypadkach podczas meczu w Poole, podczas których ucierpiały motocykle zawodników Oxfordu.

– Jestem naprawdę dobry w przekomarzaniu się. Nie biorę sobie tego do serca. Bardziej odbieram to jako motywację. Jednak są pewne granice, a w Oksfordzie ją przekroczono – mówił młody Anglik dla angielskiej prasy. 

Przez dwa dni o angielskim żużlu było w mediach głośno właśnie ze względu na powyższy przykład agresji. 

– Sam słyszałem to na przedmeczowym obchodzie toru. Ktoś też krzyczał do Vinniego: „Kogo dziś zabijesz?”. Słyszałem to ja, cały zespół to słyszał. Groźby były ekstremalne i nigdy wcześniej czegoś takiego w żużlu  nie doświadczyłem. To nie ma prawa się powtórzyć – komentował zachowanie kibiców manager Oxfordu. Peter Schroeck

Z groźbami tego samego kalibru musiał „uporać” się niedawno młodzieżowiec Wybrzeża Gdańsk, Miłosz Wysocki, któremu kibice mieli za złe niewłaściwe zaangażowanie w uprawienie żużla.

– Trener Jóźwiak wypowiedział się na ten temat w wywiadzie, jednak wywiad nie trafił prawie do nikogo. Spotkałem się z dużą krytyką od swoich kibiców. Były nawet groźby śmierci, kierowane do mnie i mojej dziewczyny. Ludzie zawsze wierzą we wszystko, zamiast dać się wypowiedzieć obu stronom. Hejt niszczy ludzi, a tym bardziej takie młode jak ja. Oprócz gróźb nie doszło do niczego więcej. Wiadomo, że buzuje krew, ale pisanie w czasie meczu wiadomości prywatnych o treściach, które nie są zbyt motywujące, nie pomaga. Nie raz spotykałem się z tym, że kibice zbyt śledzili moją osobę i naruszali moją prywatność – mówił w rozmowie z naszym portalem młody zawodnik.

– Na żużlu, jak wiesz, jeżdżę wiele lat i sporo przeżyłem. Zarówno tych momentów fajnych, jak i tych, które odcisnęły „swoje” na mojej  psychice. Dzięki pracy z psychologiem nauczyłem się jednego – aby starać się nie zwracać na hejt uwagi. Jak się w tym sam  „motałem”, to działało to na mnie jeszcze gorzej. Rodziły się kolejne problemy. Miałem jeden fatalny sezon, jeszcze w czasach, jak wszystko, co negatywne „brałem go na klatę” i rozwaliło mnie to kompletnie, serio. Im dłużej się zagłębiałem, tym bardziej „odjeżdżałem”. Jak „odjeżdżasz”, to zaczynasz mieć w pewnym momencie durne myśli i wtedy jest blisko, aby podjąć próbę zrobienia czegoś naprawdę głupiego ze swoim życiem. Najgorszego. Raz taka myśl przeszła przez głowę, więc masz obraz, że to nie spływało, jak po kaczce. Pod koniec tego czarnego sezonu nie nadawałem się do niczego, nawet normalnego funkcjonowania życiowego. Każdy na końcu jest tylko człowiekiem. Najgorszy przypadek? Parę było takich, które zostały w głowie do dzisiaj, ale nie będę ich przytaczał. To nie ma sensu. Bywało, że po nieudanym meczu „sp******* cieniasie” w swoim kierunku  mogłem uznać za „komplement” – mówi nam jeden z pierwszoligowych zawodników. 

Jak przyznaje nasz rozmówca, w trudnych momentach sprawdziła się życiowa maksyma, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. 

– Żaden, ale to żaden z kibiców nie wejdzie w naszą głowę. Mało który z nich wie jak naprawdę sama jazda jest niebezpieczna. Gdybyśmy nie chcieli wygrywać, to żaden z nas pod taśmą by nie stawał. Ja w najgorszym dla siebie momencie, w kwestii psychicznego samopoczucia, oparcie znalazłem wśród najbliższych, przyjaciół i paru oddanych  sponsorów. Poznałem wtedy dla kogo jestem ważny. Paru sponsorów, niby przyjaciół, mnie niestety opuściło. Myślę, że najważniejsze jest to, aby nie bać się psychologa. Ja  wychodziłem z założenia, że mi nie pomoże. W końcu mnie namówiono i skutecznie.  Otwierałem się parę spotkań, doszliśmy do „porozumienia” i to on w największym stopniu sprawił, że z momentu braku naprawdę jakiejkolwiek ochoty do życia, nie mówiąc o ochocie na żużel, bo jej też nie było, potrafiłem znów zacząć czerpać radość z jazdy, a pretensje kibiców zostawiać za sobą. Nawet w jakiś sposób staram się ich zrozumieć – dodaje nasz rozmówca, który zaznacza jednocześnie, że nie wszyscy z fanów żużla są „bezwzględni” po porażkach. 

– Są tacy fani, którzy jak zawalisz mecz, to rozumieją, że stało się i tyle. Szkoda, że wciąż jest ich zdecydowana mniejszość. Swoje robicie też wy, dziennikarze. Zdarza się, że po paru „słabszych” występach potraficie dop******* i sami na nas hejt kibiców rzucić. Ja od dwóch, trzech lat nie czytam artykułów na swój temat i tyle. Ta rada psychologa akurat dała mi sporo. Polecam to innym kolegom, choć znam takich, którzy wieczorami siadają do netu i czytają wszystko na swej temat. Po co? Nie wiem. Może to rodzaj niezrozumiałego masochizmu – dodaje ze śmiechem rozmówca.

Zawodnik drużyny z Ostrowa, Norbert Krakowiak, przyznaje, że odporność na hejt wzrastała z wiekiem, a pomoc w „obchodzeniu” się z nią przepracował z psychologiem.

– Myślę, że w tym momencie życia, w którym jestem obecnie hejt już na mnie tak nie wpływa, jak na początku moich startów na żużlu. Wtedy nie miałem takiej świadomości jak teraz i pomocnych narzędzi. Krytyka mocno na mnie wpływała i absolutnie nie pomagała. Dużo pomogła mi praca mentalna z psychologiem i uważam, że może ona wiele dobrego zrobić tym młodym chłopakom, którzy są na początkach swoich karier. Teraz jestem świadomy swoich umiejętności i potrafię sobie z hejtem radzić. Nie wyprowadza mnie z równowagi. Ważne, aby rozdzielić hejt od kulturalnej, konstruktywnej  krytyki, ale tą potrafi niestety wyrażać małe grono osób. „Spinki” z kibicami? Oczywiście, że miały miejsce. Powiem Ci, że w tym sezonie w Krośnie jeden Pan dosyć energicznie krzyczał w moim kierunku po meczu. Zwróciłem mu uwagę i o dziwo nie wszedł w dalszą polemikę. Niekiedy ta krytyka jest być może do momentu, kiedy sam zawodnik nie zareaguje. Ścigamy się dla kibiców, ten sport jest dla nich, ale nie zawsze mają pełen zasób wiadomości co z czego, choćby na torze, wyniknęło – twierdzi urodzony w Gorzowie zawodnik. 

– Nie chcę na ten temat się wypowiadać i nie będę szerzej się ustosunkowywał, bo nie ma to moim zdaniem, Łukasz, najmniejszego sensu. Czemu? Ci, którzy nie chcą zrozumieć, co może powodować hejt to nawet jak napiszesz artykuł nie zrozumieją, a Ci, którzy wiedzą nie muszą go czytać. Każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie. Moja opinia ma prawo się komuś nie podobać. Tak samo mi czyjaś. Jednak inny punkt widzenia nie znaczy, że ktoś jest zły. Powinniśmy bardziej uczyć się respektowania opinii innych i wzajemnego zrozumienia. To nie chodzi tylko o sport. Hejt mamy w tych czasach tak naprawdę wszędzie, w szkole, polityce czy biznesie – dodaje z kolei uczestnik cyklu Grand Prix.

Co może wydać się mało prawdopodobne,  niekiedy hejt potrafią wywołać sami działacze, którzy nie potrafią pogodzić się z przegraną swojego zespołu czy występem danego zawodnika. 

– Powiem Ci jedno, ale to wyłącznie anonimowo. Znam jednego kolegę prezesa, który nie wytrzymuje „ciśnienia” i potrafi po meczu dzwonić po mediach i załatwić u znajomych dziennikarzy artykuły, pod którymi idzie później mocny hejt na, uważaj… jego zawodnika, który jego zdaniem dał dupy .w meczu X czy Y. Dziennikarz swoją robotę zrobi, są kumplami z prezesem, a sam zawodnik ma dość wszystkiego. W kolejny weekend musi jechać i lepiej zapunktować. Dla mnie to niebywałe – mówi nam jeden z prezesów klubu żużlowego.

Nie brak na szczęście takich zawodników, którzy na inwektywy po meczu czy nieprzychylne komentarze w sieci reagują z dystansem. 

– Przyznam, że ja raczej się hejtem nie przejmuję. Komentarze niekiedy czytam, ale jakoś negatywnie na mnie nie działają. Często są to anonimowe osoby i nie ma jakiejkolwiek gwarancji, że na „temacie” się znają. Jeśli skrytykuje mnie jednak trener czy bardziej utytułowany zawodnik, to nie ukrywam, że biorę to do siebie i wyciągam wnioski. W tym przypadku to jest krytyka konstruktywna, która ma mi pomóc wyeliminować błędy.  Trudno podobnie postępować przy anonimowej krytyce. Zdarzały się „pyskówki” z kibicami po meczach, ale jakoś nigdy nie miałem z tym problemu w sensie „przeżywania”. Powiem więcej, czasami przy tej krytyce nierzadko powstrzymywałem śmiech, bo niekiedy kibice mieli niewiarygodne teorie – mówi nam Daniel Kaczmarek.

Temat hejtu nie jest również obcy, choć na szczęście nie bezpośrednio, Piotrowi Mikołajczakowi, byłemu dyrektorowi i menadżerowi klubów żużlowych. 

– Problem hejtu oczywiście, że jest w żużlu obecny. Mnie podczas mojej pracy na szczęście on nie dotknął na tyle, abym mógł coś wspominać. Czy on wpływa na zawodników? Oczywiście, choć właśnie ze względu na to zjawisko oni próbują się coraz bardziej odcinać od mediów społecznościowych w sensie czytania, komentowania itd. Wielu z nich stara się po prostu nie czytać komentarzy, choć niekiedy nie wytrzymują i z ciekawości „naciskają” enter. Nie zawsze jednak jest to możliwe. Hejtu się nie ukróci. „Anonimowi” znawcy żużla pozostaną i niestety, ale zawsze będą walić w zawodników jak w „dym”. Internetu i czasów nie zmienimy – mówi Piotr Mikołajczak 

Sędziowie 

Minęły niestety czasy kiedy sędzia żużlowy co najwyżej był wygwizdany a najgorsza inwektywa z jaką się spotkał to sędzia „kalosz”. Najdobitniej przekonał się o tym jeden z najlepszych arbitrów, Krzysztof Meyze. Po pamiętnym wykluczeniu Patryka Dudka w sezonie 2022 mocno poczuł na swojej skórze  do czego zdolni są kibice. Systematycznie pojawiały się groźby karalne a płynąca fala hejtu sprawiła zniknięcie społecznościowych profili prowadzonej przez sędziego hobbystycznej działalności

– Otrzymuję mnóstwo wiadomości. Ja, mój syn, moja żona, moi najbliżsi, w których ludzie życzą nam śmierci i wypisują okropne rzeczy. Tego, co się stało po meczu w Lesznie, to chyba żaden z moich kolegów tego nie przeżył. W poprzednim sezonie Paweł Słupski po meczu w Zielonej Górze dostawał telefony z opowieściami, że ma uważać, nie wychodzić z domu, a jak wyjdzie, to żeby się odwracał i dokładnie oglądał się za siebie. Zwyczajne groźby. Teraz jest jeszcze gorzej. Widzimy z kolegami, że jest coraz gorzej i to nawet nie jest tak, że dostajemy takie wiadomości, jak popełnimy błąd. Może być poprawna decyzja, ale na niekorzyść jednego z klubów – mówił w sezonie 2022 arbiter w rozmowie z naszym portalem.

– Zgadza się. Wtedy miałem największy „kocioł”. Wiesz ja to ja, ale wtedy została zaatakowana tak naprawdę  cała moja rodzina. Profile społecznościowe swojej działalności wyłączyłem. Ja i koledzy doskonale wiemy jaką pracę wykonujemy i z czym może się to wiązać. Po tamtym meczu jednak przeszło to najgorsze oczekiwania – mówi nam dwa lata po zajściu Krzysztof Meyze.

Mecz Unii Leszno z For Nature Solutions Apatorem Toruń nie był bynajmniej pierwszą „przygodą” arbitra z „ostrą” oceną swojej pracy.

– Do tego, że kibice pokrzyczą i wyrażą swoje niezadowolenie na stadionach jesteśmy przyzwyczajeni, to normalne. Im jednak bardziej rozrastają się media społecznościowe tym z hejtem jest coraz gorzej. Jeśli chodzi o mnie – nie czytam żadnych portali sportowych związanych z żużlem, nie czytam komentarzy kibiców, nie korzystam również z X ale z tego co wiem tam też jest niezłe „nakręcanie” i to nie tylko przez kibiców – komentuje arbiter.

Po spotkaniu nie brakowało kibiców, którzy pozwalali sobie przy pomocy sms czy mediów społecznościowych kierować w stronę sędziego „negatywne emocje” podchodzące pod określone paragrafy kodeksu karnego.

„Obyś k**** Nie sędziował żadnego meczu, koperta musiała być gruba” – atakował sędziego jeden z „fanów” żużla

„Życzę ci gnoju, abyś zdychał w męczarniach, życzę ci w ch** ciężkiej choroby, tobie i całej rodzinie – wtórował kolejny. Podobnych „życzeń” były setki.

Krzysztof Meyze zwraca uwagę na jedną, ważną rzecz. Współpracę i wspieranie się w „trudnych” momentach  samego  środowiska.

– Pamiętam, że jednym z zawodników, który wtedy mnie wsparł był Kacper Woryna, który przecież swego czasu z hejtem sam się mocno musiał zmierzyć i wie z czym to się „je” i jak gorzko „smakuje”. Wiem również, że wiele osób ze środowiska żużlowego boi się wypowiadać z imienia i nazwiska myśląc, że tym sposobem unikną hejtu. Nic bardziej mylnego! Jeśli tylko nadarzy się okazja oberwą dokładnie tak jak ja, Kacper czy wielu innych – – dodaje sędzia

Czy atmosfera nie przypomina powoli tej z piłkarskich stadionów i nie sprawia że niekiedy odechciewa się rozstrzygać żużlowe spory?

– Myślę, że niestety są stadiony, na których atmosfera i kibice przypominają tych piłkarskich. Czy można coś z zachowaniem  kibiców zrobić? Na pewno trzeba próbować a nie czekać jak stanie się coś gorszego, aniżeli wydarzyło się do tej pory. O wielu przypadkach hejtu niestety się nie mówi. Nie można jednak przechodzić obok tego tematu obojętnie i udawać że problem nie istnieje. Najpierw trzeba sobie zadać pytanie czy w „realu” kluby same w sobie chcą coś z tym zrobić. Jest monitoring na stadionach, można pewnych „delikwentów” wyłapać. Są karnety, miejsca numerowane. Kupując bilet czy karnet, wchodzący zgadza się z regulaminem panującym na obiekcie. Widziałeś kiedyś, aby jakiś kibic został wyproszony ze stadionu i dostał zakaz ponownego wejścia na obiekt?  Być może oko jest „przymykane”, bo kluby boją się zadzierać ze swoimi kibicami? Nie wiem. Myślę, że powinno się coś realnie robić w kierunku poprawy pewnych zachowań. Choćby dla przykładu – jednego, drugiego, trzeciego wyprowadzić z obiektu i dać mu do zrozumienia że jest persona non grata. Kluby dostają kary za race czy inne rzeczy, ale one uderzają w klub, a nie tych, którzy zajście sprowokowali. Kiedyś nie do pomyślenia była sytuacja z Gniezna, która wydarzyła się w tym roku, gdzie zawodnicy pokornie stali pod trybuną i musieli wysłuchiwać obelg pod swoim adresem. To zachowania wzięte z piłki nożnej. Dodajmy, że patologiczne zachowania.  Jeśli nie chcesz nie chodź na żużel, a jak idziesz to podtrzymuj atmosferę, z której ten sport jeszcze słynie. W sieci z kolei zawsze administrator danego profilu  może  zablokować delikwenta. Czy czasami  odechciewa się sędziowania? My tak naprawdę robimy to z pasji i zamiłowania do tego sportu, nie jest to nasz główny zawód. Jeżeli kiedyś przestanę sędziować, to będzie to tylko moja decyzja, możesz być pewien, że żaden sfrustrowany hejter tego nie spowoduje. Nie obrażamy się na krytykę, bo ona jest wpisana w sędziowanie. Zwracamy uwagę na głębszy problem jakim jest hejt, który dotyczy nie tylko nas – sędziów. Oczywiście jeśli mówimy o zachowaniach negatywnych musimy również  głośno mówić o zachowaniach pozytywnych. Tych jest naprawdę sporo. Zdarzały się przypadki, kiedy jadąc z meczu spotkałem się z kibicami jednej czy drugiej drużyny gdzieś w trasie, np. na stacji. Uwierz, że to są bardzo fajne rozmowy, gesty itd – dodaje arbiter

Krzysztof Meyze. fot. Jarosław Pabijan

– Hejt to tak naprawdę internet. Mowa nienawiści to stadion. Pewnie, że miałem mecze, kiedy kibice sobie na mnie „pokrzyczeli”, ale to jest wpisane w pracę arbitra. Najbardziej kibice dali mi się we znaki podczas meczu w Gorzowie. „Postawiło” Vaculika, za nim jechał zawodnik, który musiał położyć motocykl. Wykluczyłem Słowaka, ale od kibiców mi się wtedy mocno dostało. Na szczęście nie zdarzyło mi się otrzymywać gróźb uznawanych za karalne, a stadionu żadnego w obstawie policji opuszczać nie musiałem. Ja należałem do tych arbitrów, którzy czytali komentarze w internecie. Jednak jak byłem sędzią, to nie miałem swoich mediów społecznościowych, a najbliższych prosiłem, aby w swoich nie wstawiali zdjęć ze mną. Nie chciałem kusić złego – mówi nam były arbiter, Remigiusz Substyk.

Dziennikarze 

Mowa nienawiści dotyka nie tylko zawodników, ale i tych, którzy w mediach relacjonują żużlowe wydarzenia czy o żużlu piszą. Czasy dziennikarstwa prasowego i internetowego oraz różnice doskonale zna wieloletni dziennikarz sportowy, Bartłomiej Czekański, który przed dekadami na łamach tygodnika „Sportowiec” opisywał „niesnaski” pomiędzy kibicami Apatora Toruń i Polonii Bydgoszcz 

– To jest długi temat. Myślę, że nikt hejtu nie ma w dupie. Jesteśmy tak skonstruowani, że zawsze chcemy podobać się ludziom i każdy z nas chce mieć przy sobie pozytywną energię. To daje kopa do życia czy choćby pisania. Ja staram się nie zadawać z ludźmi, którzy gaszą mi uśmiech na twarzy. Nie ukrywam, że takich blokuje. Jeśli wiem, że w tym, co piszę jest prawda i mam rację bezwzględną, hejtem się nie przejmuję. Hejter nie ma określonego zasobu informacji. Gdyby miał, to być może by nie hejtował. Nie zgodzę się z opinią, że hejt powstał w dobie internetu i otaczającej go anonimowości. Bardzo złe rzeczy działy się już przed dekadami przy derbach Pomorza czy Lubuskich. Była równie mocna mowa nienawiści. Dla mnie niezrozumiałe, aby ganić kibiców rywali. Może mniej o tym było słychać, bo nie było internetu, choć w „Sportowcu” o tym pisaliśmy. Bywały bójki na ulicach, o których pisała lokalna prasa. Jak zaradzić hejtowi? Internet ma dwa oblicza. Łączy, ale i dzieli ludzi. Anonimowość stwarza możliwość „opluwania”. Aby było go coraz mniej to kwestia wychowania. Od małego rodzice powinni uczyć dzieci, że nie „kala” się drugiego człowieka. Każdy zasługuje na szacunek – mówi nam dziennikarz Tygodnika Żużlowego. 

Ponoć socjologicznie pięć procent danej społeczności w internecie to hejterzy. Nierzadko dotyka on i nas bezpośrednio 

– Rolą dziennikarzy jest rzetelne przekazywanie informacji i jako portal staramy się, aby ta rzetelność zawsze była u nas na pierwszym miejscu. W tekstach publicystycznych pozwalamy sobie na mocniejsze opinie, czasem krytykę. Wtedy nierzadko dostajemy „zwrotkę” w postaci wiadomości czy komentarzy od kibiców. Jakiekolwiek dostrzeżenie problemów ich ulubionego klubu potrafi mocno rozdrażnić i powoduje wyładowanie na autorach naszego portalu czy innych redakcji. Ostatnio nie brakowało takich głosów z Gorzowa, gdy dość jasno zajęliśmy stanowisko w sprawie zrzutki kibiców na zadłużony klub – dodaje Bartosz Rabenda, redaktor naczelny portalu PoBandzie. 

Nie brak również przypadków, kiedy to sami dziennikarze przekraczają granice, a pomówienia zawarte w ich artykułach mają swoje konsekwencje w sądzie. W roku 2021 były prezes gorzowskiej Stali pozwał jednego z dziennikarzy i sprawę wygrał.

– Były swego czasu artykuły o pobycie na Teneryfie, słynnym Kac Vegas, bodajże w tytule, który wiadomo co sugerował. Jako, że wiedziałem, iż artykuły były pisane na zlecenie postanowiłem pójść po sprawiedliwość i  sprawę wygrałem. Dziennikarz insynuował, a nie opierał się na pozyskanych dowodach, a to dla sądu stanowiło różnice. Skończyło się skazaniem karnym i nawiązką bodajże na WOSP. Wyrok otworzył z kolei drogę do sprawy z powództwa cywilnego i tym samym określone finansowo zadośćuczynienie, ale póki co tego kroku zaniechałem. Na ten tamten moment to nauczka dla Was wszystkich, aby nawet przy krytyce mieć w zanadrzu fakty, a nie domysły była wystarczająca – mówi nam Marek Grzyb, były prezes gorzowskiej Stali.

Sparta Wrocław Kibice

Kibice 

Jedno wiemy. Hejtu się nie pozbędziemy, ale należy robić wszystko, aby był jak najmniej dokuczliwy. Od zarania dziejów sport to rozrywka dla mas, a stadion to miejsce wyrażania swoich emocji przez uczestników widowiska 

– Od lat chodzę na mecze żużlowe. Żużel generuje zawsze emocje wśród kibiców. Idę kibicować kulturalnie, ale zdarza się że k**** poleci. To normalna sprawa, tym bardziej jeśli jest się fanem danej drużyny żużlowej – mówi nam fanka speedwaya, Pani Iwona z Gliwic, na co dzień szanowana urzędniczka”hejtowany” ZUS.

– Od dekad derby rządzą się swoimi prawami. Było przy nich gorąco i pewnie zawsze będzie. Na tym polegają derby – komentuje jeden z fanów Gorzowa

– W latach 80. i 90. była trochę inna perspektywa kibicowania. Wydaje mi się, że z racji tego, że zawodnicy byli bardziej lokalni i rzadziej zmieniali kluby to przywiązanie do żużlowców było większe. Za swoimi szło się jak w ogień, co też było widać na trybunach. Mam jednak wrażenie, iż mimo animozji właśnie wtedy panował większy szacunek do rywali. Dzisiejszy hejt, pisanie do zawodników wiadomości czy gróźb jest przesadą. Wtedy wszystko zamykało się na stadionie. Zdarzało się wyzywać tego czy innego zawodnika, nie ukrywam, ale właściwie wraz z końcem meczu był koniec wydarzenia. Dziś zawodnik bierze telefon do ręki, czyta komentarze i widzi co się dzieje. Na pewno na głowę dobrze to nie działa – mówi nam z kolei  jeden z zagorzałych kibiców zielonogórskiego zespołu.

Niekiedy jednak sprawiedliwość do kibica wraca szybciej, aniżeli on sam się spodziewa. Podczas jednego ze spotkań Ekstraligi kamery wyłapały nieletnią fankę żużla, która krzyczała „j**** sędziego”. Jak się okazało bohaterka niedługo po meczu sama musiała się zmierzyć z falą ogromnego hejtu pod swoim adresem. 

Można też cwaniakować „do czasu”. Znamy przypadek jednego z zawodników, który  systematycznie „hejtowany” przez kibica klubu południowej Polski swoimi sposobami pozyskał informację na temat miejsca zatrudnienia swojego „prześladowcy”. Finalnie po paru dniach niezadowolony z wyników zawodnika fan nie miał czasu na żużel. Zajmował się poszukiwaniem pracy.

– Słyszałem o tym. To było parę lat temu.  Czasami można trafić na kogoś, kto zada sobie trochę trudu i hejterowi odpłaci – mówi nam jeden z zawodników.

Recepta 

Czy jest sposób na zmiejszenie negatywnych emocji wśród kibiców żużla i negatwynch skutków u hejtowanych?

– Powiem tak. Trzeba się odcinać od hejtu. Nie jest to owszem łatwe, ale trzeba się starać tak robić. Tak mówią wyspecjalizowani   coachowie czy psychologowie sportu. Najlepiej nauczyć się nie czytania na swój temat. Mówi się, że kluby są winne określonym zachowaniom kibiców, ale nic się nie robi tak naprawdę, aby egzekwować zachowania niszczenia mienia czy pirotechniki. Takie mamy prawo. W Anglii mieliśmy lata bójek, teraz na meczach kibice siedzą jak w „teatrze”. Zna Pan finał przerwania meczu w Lesznie? Ja nie znam. Uważam, że powinny zostać wprowadzone odpowiednie przepisy, które pewne procedery by ukróciły. Kibic w pojedynkę jest „słabszy”, aniżeli w grupie. Kluby poinwestowały, zgodnie z obowiązkiem,  w monitoring na wysokim poziomie sporo pieniędzy, ale egzekwowanie jest prawie zerowe. Ochrona też na wielu obiektach jest jaka jest, policja nie zawsze chce się mieszać. Powinniśmy uczyć się wyciągania konsekwencji wobec „prowodyrów” od tych państw, w których na stadionach działa to skutecznie – mówi nam były trener gorzowskiej Stali.

– Przede wszystkim hejt ma zaboleć tego, do kogo jest kierowany, ale on reguluje emocje czy wewnętrzne frustracje tego, kto ten hejt tworzy. Trzeba edukować hejterów i tych, którzy są hejtowani. Na szczęście internet jest coraz mniej anoninomowy. Coraz częściej zawodnicy wrzucają na swoje media społecznościowe wiadomości, jakie dostają wraz z ich adresatami. Coraz częściej też zostają też takie sprawy zgłaszane do organów ścigania. Jest bardzo cienka linia między krytyką, a hejtem. Jednak każdy, kto wysuwa jakieś „ale” w stosunku do zawodnika powinien zadać sobie pytanie: Czy będąc na jego miejscu byłby nieomylny? Czy sportowiec nie ma marginesu błędu? Sportowiec to przede wszystkim człowiek, który wchodząc w świat profesjonalnego sportu musi nauczyć się odcinać od tego, co mu nie służy – a hejt nie służy – mówi nam psycholog sportu, Julia Chomska-Kuffel 

Coraz częściej zawodnicy korzystają z pomocy psychologów, którzy pomagają im z tematem „hejtu” się „oswoić”. Jak oswajanie się odbywa?

– Praca z psychologiem sportu zaczyna się od atutów sportowca, budujemy tak silną i stabilną pewność siebie, że zawodnik wie jakie ma silne strony bez względu na to czy pojedzie bezbłędnie, czy beznadziejnie. Może się zachwiać wiara w swoje umiejętności, ale pewność siebie powinna być stabilna. Ważne też, co słyszy zawodnik od swojego teamu, trenera, rodziców, najbliżej osoby. Tu zakres pracy nad komunikacją też powinien być dużo większy, by ten hejt filtrować – dodaje córka byłego trenera Stali Gorzów

Na koniec trzeba sobie postawić jedno pytanie i spróbować na nie odpowiedzieć. Jakie skutki niesie za sobą hejt?

– Byłam niedawno prelegentką na konferencji z psychologii sportu i opowiadałam o kryzysowych sytuacjach w żużlu. Szykując się do tej konferencji otwierałam oczy łącząc fakty u zawodników, którzy popełnili samobójstwa… nie będę tu wyrokować, bo bazuję na przekazach medialnych, ale jednym ze wspólnych czynnikiem był ogromny hejt w stosunku do tych zawodników. Ponadto człowiek, który styka się z hejtem systematycznie zaczyna negatywnie  analizować swoją wartość, czyli zaczyna powątpiewać w siebie. Zaczyna kwestionować siebie, swoje przygotowanie, swój team. Nie jest to pozytywne dla żadnego człowieka i finalnie może doprowadzić do różnych niestety zachowań – podsumowuje Julia Chomska-Kuffel.

My życzymy kibicom i całemu środowisku, aby słowo hejt pojawiało się jak najczęściej w zupełnie  innym znaczeniu.

HEJ, TU żużel, w którym wszyscy staramy się wzajemnie szanować.