Sławomir Kryjom, Fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W nadchodzącej kolejce PGE Ekstraligi eWinner Apator Toruń podejmie Fogo Unię Leszno. O sytuacji Byków i Aniołów, zbliżającej się konfrontacji oraz prognozach na dalszą część rozgrywek rozmawiamy ze Sławomirem Kryjomem, który przed laty był menadżerem jednej i drugiej ekipy.

 

W ostatnich latach Fogo Unia Leszno zdominowała rozgrywki w polskiej lidze. Na Panu robi to wielkie wrażenie?

Trudno, żeby osobie wywodzącej się z Leszna coś takiego się nie podobało. Największe marki sportowe w innych dyscyplinach, chociażby w piłce nożnej, również seryjnie zdobywają tytuły mistrzowskie i śrubują statystyki. Skoro „Byki” potrafiły do tego nawiązać, to tylko dobrze o nich świadczy. Myślę, że stawanie cztery razy z rzędu na najwyższym stopniu podium oraz wywalczenie w sumie 18 złotych medali pozwoliło Unii wypracować bardzo silną pozycję. To może być pewnego rodzaju wzór do naśladowania dla pozostałych klubów. Każdy chciałby dojść do takich wyników. Wiadomo, że dominacja leszczynian nie wszystkim się podoba. Niektórzy są zazdrośni i sfrustrowani, bo chcieliby, żeby to ich drużyna wreszcie wdrapała się na szczyt. Fakty są jednak takie, że w ostatnich latach to Unia znacząco odskoczyła swoim rywalom i była zespołem nie do złapania. Czy w tym roku będzie kolejne mistrzostwo? Tego dowiemy się we wrześniu.

W tym roku Unia nie jest już takim hegemonem. Jakie nastroje panują wśród leszczyńskich kibiców?

Muszę powiedzieć, że to jest całkiem ciekawe zjawisko. Z moich obserwacji wynika, że społeczność Leszna podzieliła się na dwa obozy. Pierwszą grupę tworzą malkontenci, którzy przyzwyczaili się do dominacji Unii i wychodzili z założenia, że zawsze już tak będzie. Wśród nich można wyczuć potężne niezadowolenie. Z drugiej strony jest jednak spore grono osób żądnych sportowych emocji. Oni nie rozpaczają z powodu tegorocznej postawy drużyny i mają nadzieję, że wiele będzie się działo. Jakiś czas temu rozmawiałem ze swoimi leszczyńskimi przyjaciółmi, którzy byli zachwyceni niedawnym niewysoko wygranym meczem z Włókniarzem Częstochowa. Wszyscy przyznali, że od dawna nie widzieli w Lesznie takiego widowiska, które do ostatniego biegu trzymałoby w napięciu i miało tak duży ciężar gatunkowy. Niektórzy kibice po prostu stęsknili się za zaciętymi spotkaniami, bo ostatnio przychodzili na stadion i jedynie zastanawiali się jak wielkie będą rozmiary zwycięstwa. Brakowało im dramaturgii, dlatego teraz przyglądają się występom drużyny ze znacznie większą ekscytacją. Wygląda na to, że wszystko zależy od punktu widzenia i każdy potrafi po swojemu odbierać obecną sytuację.

Przed sezonem z Leszna odeszli dwaj wychowankowie – Bartosz Smektała i Dominik Kubera. Pana zdaniem to był duży cios dla klubu?

Gdyby w sierpniu ubiegłego roku ktoś powiedział mi, że Bartek i Dominik zdecydują się na taki krok i opuszczą Unię w tym samym czasie, to chyba popukałbym się w głowę. Kiedy dotarły do mnie informacje, że obaj prowadzą dosyć zaawansowane rozmowy z innymi klubami, to byłem bardzo zaskoczony i nie chciało mi się w coś takiego wierzyć. To wydawało się nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę jak silnie byli związani z Lesznem oraz jak wielu mieli tu sponsorów i przyjaciół. Życie napisało jednak inny scenariusz. Myślę, że obaj wiele zawdzięczają macierzystemu klubowi, ale są młodymi ludźmi i mają prawo do poszukiwania własnej drogi. Bez wątpienia swoje zrobił przepis o konieczności posiadania w składzie zawodnika do 24. roku życia. Przez to wzrosło zapotrzebowanie na takich żużlowców jak oni, więc obaj mogli liczyć na atrakcyjne oferty. Z Leszna też wyszły jakieś propozycje, ale zapewne nie były tak dobre i panowie z nich nie skorzystali. Trzeba sobie powiedzieć, że Unia nie jest dzisiaj najbogatszym klubem w ekstralidze. Na dodatek w pandemicznych warunkach trudno jest pozyskiwać dodatkowe środki finansowe, zatem nie można pozwolić sobie na przesadne podbijanie ceny. To była decyzja zarządu, który jest odpowiedzialny za klub i wybiera najlepsze rozwiązania. Ja jednak nie wykluczam, że za jakiś czas Bartek i Dominik wrócą do domu. Jeżeli będzie taka możliwość to podejrzewam, że nikt nie będzie zamykał przed nimi drzwi.

Wszystko wskazuje jednak na to, że Unia nie wyszła najgorzej na odejściu Smektały i Kubery, ponieważ dzięki temu do drużyny trafił Jason Doyle, który okazuje się silnym punktem zespołu.

Wydaje mi się, że wybrano tańszą opcję, ale niekoniecznie gorszą sportowo. To faktycznie można postrzegać jako plus całej tej sytuacji. Jason Doyle jest zawodnikiem wysokiej klasy i potrafi udowodnić to na torze. W tym roku jeździ naprawdę fantastycznie i okazuje się potężnym wzmocnieniem. Jego wartość sportowa jest w tym momencie niepodważalna. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Unia zajmowałaby wyższą pozycję w tabeli, gdyby w składzie nadal byli Bartek Smektała i Dominik Kubera? Moim zdaniem nie, więc drużyna na tym nie traci, a może nawet zyskuje. Mam wrażenie, że Jason jest obecnie lepszym zawodnikiem niż wspomniana dwójka i może dać więcej zespołowi. Podejrzewam, że gdyby nie ten ruch transferowy, to Unia znajdowałaby się dzisiaj w dużo większych tarapatach. Trzymajmy się tego, że wszyscy na tym skorzystali. Wygląda na to, że Jason bardzo dobrze wkomponował się w zespół i szybko się odnalazł. W Lesznie jest sprzyjający klimat dla Australijczyków, więc to pewnie nie pozostawało bez znaczenia. Czy wyniknie z tego wieloletnia współpraca? Wiemy, że ten zawodnik startował już w wielu zespołach, dlatego nie dałbym sobie ręki obciąć, że Unia będzie jego ostatnim klubem, ale na razie nie widzę powodu, żeby ten związek miał zostać szybko zakończony.

Czy Unia Leszno może mieć w tym roku problem z awansem do play-off? W tej chwili drużyna znajduje się na granicy, a wyniki z ostatnich tygodni chyba nie dały zbyt wielu powodów do optymizmu.

Odnoszę wrażenie, że leszczynianom będzie teraz sprzyjał terminarz, ponieważ w większości będą mierzyć się z rywalami znajdującymi się w dolnych rejonach tabeli. Najtrudniejszy wydaje się domowy mecz z Betard Spartą Wrocław, która przeważnie dobrze czuje się na Stadionie im. Alfreda Smoczyka, a dodatkowo dysponuje w tym roku sporą siłą rażenia. Oczywiście nie twierdzę, że pojedynki z drużynami walczącymi o utrzymanie będą łatwe i przyjemne, ale jeżeli Unia chce się jeszcze liczyć w tym sezonie, to powinna wyciągnąć z nich wystarczająco dużo punktów. Lepszej okazji już na pewno nie będzie. Warto wspomnieć, że w nadchodzących kolejkach czołówka wielokrotnie będzie rywalizować między sobą, więc ktoś potraci punkty. Dzięki temu Unia będzie miała szansę umocnić się w strefie gwarantującej walkę o medale, o ile oczywiście sama po drodze nie pogubi zbyt wielu oczek.

W nadchodzącej kolejce Byki jadą na mecz ligowy do Torunia. Jakich rozstrzygnięć możemy spodziewać się w tym spotkaniu? Leszczynianie ostatni raz przegrali na Motoarenie w 2016 roku.

Myślę, że to będzie bardzo wyrównany pojedynek, który może rozstrzygać się w samej końcówce. Obie drużyny walczą o zupełnie inne cele, ale to nie znaczy, że możemy wskazać zdecydowanego faworyta. Unia chciałaby umocnić się w czołowej czwórce, natomiast Apator marzy, żeby odsunąć się od strefy spadkowej. Nie ulega wątpliwości, że jedni i drudzy potrzebują punktów, dlatego przed nami spotkanie o ogromnym ciężarze gatunkowym. Po obu stronach możemy znaleźć wiele atutów, ale też słabych punktów. Wiele wskazuje, że kiedy dojdzie do konfrontacji na torze, to może być bardzo interesująco. Jestem pewien, że leszczynianie przyjadą do Torunia po trzy punkty do tabeli, które będą mogli zdobyć za sprawą choćby jednopunktowego zwycięstwa. W drużynie jest wielu zawodników, którzy dobrze czują się na Motoarenie. Ostatnie kolejki pokazują, że Apator jest do pokonania na własnym torze, co daje nadzieję Bykom. Warto jednak pamiętać, że torunianie przegrali w Lesznie różnicą zaledwie czterech oczek. Dla nich to może być pokusa, żeby odrobić niewielkie straty i oprócz zwycięstwa zgarnąć też punkt bonusowy. Wygląda na to, że w obu obozach możemy spodziewać się stuprocentowej mobilizacji i walki o pełną pulę. Moim zdaniem nikt nie stoi na straconej pozycji, dlatego zacieram ręce na to spotkanie i jestem ciekawy kto będzie miał więcej argumentów na torze.

Czy Apator może się martwić o utrzymanie? Między drużynami z dołu tabeli jest straszna ciasnota.

Torunianie na pewno nie muszą jeszcze na nikogo się oglądać i mogą wziąć sprawy we własne ręce. Nadchodzące mecze zapewne nie będą łatwe, ale do zdobycia u siebie wciąż jest sześć punktów plus ewentualne bonusy. Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że bardzo ważny będzie również mecz w Grudziądzu, który można postrzegać jako kolejną okazję do podreperowania swojego konta. Najlepiej walczyć tam nie tylko o bonus, ale też o zwycięstwo. Jeżeli każdy dorzuci wystarczająco dużo punktów, to wszystko jest możliwe. Torunianie zapewne zdają sobie sprawę, że wydarcie jakichś oczek w najbliższych meczach pozwoli im złapać głębszy oddech oraz zabezpieczyć się na wypadek, gdyby bezpośredni rywale w walce o utrzymanie niespodziewanie zdobyli jakieś dodatkowe punkty. Jeżeli torunianie chociaż w części wykorzystają nadarzające się okazje do sięgnięcia po kolejne oczka, to wszyscy raczej będą mogli spać spokojnie. W przeciwnym wypadku trzeba będzie spoglądać co robią rywale z dołu tabeli i liczyć, że nie zapunktują na kimś z czołówki, co mogłoby się skończyć zepchnięciem na koniec stawki i spadkiem. Tylko od zawodników zależy, którą drogą będą podążać. Pierwsza z nich na pewno jest bezpieczniejsza, natomiast na drugiej wszystko może się zdarzyć. Trudno mi powiedzieć jak wielkie rezerwy kryją się w Toruniu, ale Tomasz Bajerski jest już na tyle ukształtowanym szkoleniowcem, że na pewno bardzo mocno popracuje ze swoimi podopiecznymi i spróbuje wydobyć z nich wszystko co najlepsze na finiszu rozgrywek. Nie spodziewam się, żeby torunianie cokolwiek przespali i pogrzebali swoje szanse. Moim zdaniem Apator powinien utrzymać się w lidze.

W przeszłości pracował Pan w klubach z Leszna i Torunia. Czy nadal podchodzi Pan emocjonalnie do występów tych drużyn czy po latach nabrał Pan nieco większego dystansu?

Gdybym powiedział, że te dwa kluby nie rodzą we mnie emocji, to po prostu bym skłamał. W Lesznie wszystko się zaczęło. To właśnie tam żużlowo dojrzewałem i pełniłem różne funkcje. Unia zawsze będzie najbliższa mojemu sercu. Myślę, że nie ma w tym nic dziwnego. Chciałbym jednak zaznaczyć, że w Toruniu spędziłem świetny okres i wyniosłem stamtąd wiele miłych wspomnień. Poznałem tam masę niesamowitych ludzi i zawsze z przyjemnością wracam do tego miejsca. Toruń to piękne miasto, w którym zawsze bardzo dobrze się czuję. Często zachęcam swoich znajomych, żeby przyjechali tu chociaż na weekend. Zawsze bez wahania stwierdzam, że Leszno i Toruń znaczą dla mnie zdecydowanie najwięcej na żużlowej mapie Polski. Za każdym razem jak nie mogę oglądać meczów na żywo, to sprawdzanie wyników zaczynam od Unii i Apatora. Nie da się zapomnieć o tych ośrodkach, ponieważ z nimi wiąże się znaczna część mojego życia. Na pewno życzę im jak najlepiej i trzymam kciuki za pomyślne wyniki.

Rozmawiał KAROL ŚLIWIŃSKI