Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W tegorocznych rozgrywkach ligowych kadra Aforti Startu Gniezno w dużej mierze została oparta na zawodnikach rodem ze Skandynawii. Aż pięciu reprezentantów drużyny z Pierwszej Stolicy Polski to na co dzień mieszkańcy północnej części Europy. Jednym z nich jest Timo Lahti, który od samego początku kreowany był na lidera ekipy dowodzonej przez menedżera Rafaela Wojciechowskiego. Czy wywiązuje się z tej roli należycie?

 

Dla Fina jest to już drugi sezon spędzony w gnieźnieńskim klubie. W pierwszej części bieżących rozgrywek potrafił wcielić się w rolę lidera z prawdziwego zdarzenia, jak choćby w spotkaniu wyjazdowym przeciwko ekipie ROW-u Rybnik, jednak zdarzały mu się również przeciętne występy, w których tak zwane „trójki” przeplatał „zerówkami”. Menedżer Rafael Wojciechowski zdaje sobie sprawę z faktu, że jego podopiecznego stać na lepsze wyniki.

– W przypadku Timo Lahtiego jeszcze trochę brakuje do pełnego zadowolenia. Owszem, był kreowany na lidera, który w niemal każdym meczu miał zapisywać na swoim koncie dwucyfrową liczbę punktów. Początek zeszłego sezonu też nie był dla niego łatwy i liczę na to, że i tym razem runda rewanżowa będzie lepsza w jego wykonaniu. Mam nadzieję, że uporał się już z problemami sprzętowymi. Po wczorajszym (czwartkowym) treningu jestem pełen optymizmu i liczę na to, że w dalszej części sezonu będziemy oglądać takiego Timo Lahtiego, jakiego byśmy chcieli – mówi.

W zeszłym roku Fin osiągnął średnią nieznacznie przekraczającą dwa punkty na bieg. Menedżer Wojciechowski przyznaje, że planem minimum na ten sezon było powtórzenie tego wyniku. – Owszem, odbyliśmy taką rozmowę przed sezonem, jednak nie uregulowaliśmy nigdzie „na papierze”, jaką średnią ma osiągnąć nasz zawodnik. Średnia dwóch punktów na bieg miała być wyznacznikiem i planem minimum, choć liczyliśmy na to, że uda się ją nawet poprawić. Najważniejsze, żeby Timo ustabilizował formę, podobnie zresztą, jak i reszta drużyny – zaznacza opiekun „czerwono-czarnych”.

Gnieźnieńscy kibice liczyli na to, że w meczu domowym przeciwko ekipie ROW-u ich ulubieńcy zdołają przerwać fatalną serię trzech porażek z rzędu i tym samym powrócą na zwycięską ścieżkę z początku sezonu. Jednym z architektów triumfu miał być właśnie Timo Lahti, którego celem było skopiowanie świetnego wyniku, jaki osiągnął na torze w Rybniku. Fin rozpoczął jednak mecz bardzo słabo, bowiem w pierwszym wyścigu, po przegranym starcie znalazł się na ostatniej pozycji. Co prawda, zdołał dowieźć do mety jeden punkt, lecz uczynił to kosztem swojego kolegi z pary – Petera Kildemanda, co oznaczało podwójną, biegową porażkę Aforti Startu.

Zdecydowanie lepiej spisał się w wyścigu 5, w którym pewnie zwyciężył, przywożąc za plecami między innymi Siergieja Łogaczowa, rewanżując mu się tym samym za porażkę w pierwszej gonitwie dnia. Z kolei w biegu 10 stoczył zaciętą walkę o drugą pozycję z Michaelem Jepsenem Jensenem, jednak lepszy w tym starciu okazał się Duńczyk. Fin powetował sobie to niepowodzenie dwa wyścigi później, kiedy to zapisał przy swoim nazwisku kolejną „trójkę”.

W nagrodę za solidną postawę otrzymał od menedżera Wojciechowskiego szansę w pierwszym z biegów nominowanych. Początkowo wiózł do mety punkt z bonusem, jednak do spółki z Frederikiem Jakobsenem dał się ograć na trasie wspomnianemu wcześniej… Łogaczowowi i ostatecznie nie zdobył ani jednego punktu. Jak się później okazało, porażka ta kosztowała gnieźnieński Start utratę punktu bonusowego w dwumeczu. Podsumowując, można zatem śmiało pokusić się o stwierdzenie, że występ Lahtiego był mocno sinusoidalny, podobnie zresztą, jak i jego forma w pierwszej części bieżącego sezonu.

Na zakończenie warto dodać, że reprezentant Startu Gniezno był nie tak dawno bliski wywalczenia awansu do cyklu SEC. Lepszy w wyścigu dodatkowym na torze w Pardubicach okazał się Patrick Hansen, jednak Fin ostatecznie otrzymał od organizatorów „dziką kartę” i powalczy o tytuł mistrza Europy. Możliwość rywalizacji z zawodnikami pokroju Nickiego Pedersena, Leona Madsena, czy też Patryka Dudka może pozytywnie wpłynąć na formę 28-latka. – Cieszę się, że Timo otrzymał nominację do cyklu SEC. Być może wpłynie to pozytywnie na jego wyniki. W każdym razie żywię głęboką nadzieję, że tak właśnie się stanie – kończy menedżer Wojciechowski.

JORDAN TOMCZYK

Czytaj także:

Żużel. Zmarnowana szansa Startu, ROW wydarł punkt bonusowy