Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sean Wilson wielkiej międzynarodowej kariery na żużlu nie zrobił, ale do dziś jego występy doskonale pamiętają kibice Kolejarza Opole. Jego największy sukces to brązowy medal w mistrzostwach świata juniorów w 1987 roku. Z okazji jego 54. urodzin przypominamy nasz niedawny wywiad z Brytyjczykiem.
 
***
Tekst oryginalnie opublikowany 5 lutego 2021 roku autorstwa Łukasza Malaki.
***
Brytyjczyk w rozmowie z naszym portalem opowiada o urokach żużlowego życia, o opolskim torze i problemach w karierze.
Sean, ciężko Cię złapać. Jesteś tak zajęty czy po prostu nie masz ochoty na rozmowy o żużlu?
(śmiech) Jak jest o czym rozmawiać, to ochota jest. Faktycznie prawda jest taka, że mam co robić i rzadko można się ze mną skontaktować. Wiesz co? Cały problem teraz polega na tym, że jak są telefony, media społecznościowe, to człowiek nie może się od tego odciąć i tym żyje. Ja staram się korzystać z tych dobrodziejstw jak najrzadziej. 
Co porabia teraz Sean Wilson?
Trzeba pisać, że Sean Wilson zabrał się w końcu poważnie za żużel. Tak na poważnie, to po zakończeniu swojej kariery w 2006 roku zacząłem zajmować się silnikami żużlowymi. Najpierw pracowałem w firmie Tornado, a później sam zająłem się przygotowywaniem silników dla innych zawodników w Anglii. Nie wykonywałem tej pracy, jaką robił Graversen czy Nischler, ale coś tam przy tuningu pomagałem. Wyobraź sobie, że teraz pracuję z angielską młodzieżą. Pomagam i będę pomagał młodym chłopakom w wieku dwunastu-czternastu lat w rozwijaniu umiejętności na żużlu. Uczestniczę w zajęciach z nimi na torze i tyle, ile mogę, to im pomagam. 
Czyli rozumiem doniesienia prasowe o tym, że Anglia zaczyna stawiać na młodzież są prawdziwe…
Słuchaj, ja powiem tak – swój charakter mam, ale po raz pierwszy zaczynam wierzyć w to, co mówią działacze. W końcu w Anglii zrozumiano, że jedyna droga do odbudowy żużla, to jest właśnie stawianie na młodzież. Jestem przekonany, że jeżeli nadal będziemy tak działali, jak ostatnio, to za parę lat będą u nas naprawdę nieźli zawodnicy. 
Widzisz już jakichś młodych chłopaków, którzy mają szansę pójść drogą Woffindena?
Mamy paru z potencjałem na przyszłość. Jest młody Sam Hagon. Mamy bardzo obiecującego Luka Harrisona czy braci McGurk. Jestem przekonany, że za parę lat będzie o nich głośno, o ile… nie zmienią swojego podejścia do tego, co robią obecnie. Oni są bardzo perspektywiczni. Teraz Hagon przesiada się z 250 ccm na 500 ccm i on jest bardzo, ale to bardzo dobry moim zdaniem. Jestem przekonany, że te dzieciaki za parę lat będą mogły skutecznie rywalizować z Waszymi młodymi zawodnikami na torze.
Wracamy do Ciebie. Twój największy sukces to brązowy medal mistrzostw świata juniorów w 1987 na torze w Zielonej Górze?
No pewnie, że tak. Kurczę, to było coś. Wiesz, jak dzisiaj oglądam zdjęcia z tego turnieju, gdzie jestem ja, Gary Havelock i Piotr Świst, to jakoś milej na sercu się robi. Ja miałem wtedy chyba dopiero siedemnaście lat i po tych zawodach myślałem, jak to młody chłopak, że zawojuję cały świat. To były zupełnie inne czasy. Pamiętam, że jechałem z rodzicami, a Gary ze swoimi. Moja mama chyba dwa dni w Londynie załatwiała potrzebne papiery, aby do Polski wjechać. Sama podróż z Anglii do Zielonej Góry trwała wtedy trzy dni. Do tego jeszcze to uczucie, wiesz, jak u młodych chłopaków, że jedziemy do komunistycznej Polski walczyć o medale dla Anglii. Te czasy już nie wrócą. 
Dziesięć lat po finale w Zielonej Górze znalazłeś się w zespole Kolejarza Opole. Sean, Ty wiesz, że oni w Opolu do dziś Cię wspominają?
Bardzo, ale to bardzo miło wspominam Opole. W szczególności kibiców, którzy byli po prostu wspaniali. Ten ich doping, to, jak mnie uwielbiali, to było coś naprawdę wspaniałego. Klub też wspominam dobrze, choć nie brakowało trudnych momentów. Wiesz jak to niekiedy bywało w Polsce z płatnościami. Bez dwóch zdań. Te sezony w Opolu były po prostu super. Poza tym faktycznie dobrze tam jeździłem. Pamiętam, że w swoim debiucie dla Opola wykręciłem chyba czternaście punktów. 
W pewnym momencie z Opola odszedłeś…
Tak. Poszedłem chyba do Lublina. Ja dla kasy nigdy tak naprawdę nie startowałem. W Opolu nie zarabiałem kroci. Jednak wiesz jak w Polsce jest. Szef ma dobry humor to płaci, zespół przegra, to wyjedzie ze stadionu i nie płaci. To nie było tak, że bez powodu zmieniłem klub. Później jednak wróciłem. 
Sean, jedno mnie zawsze ciekawiło. Jak ostro „robiłeś” punkty dla Opola, nie pojawiały się oferty z polskiej najwyższej klasy rozgrywkowej?
To było tak – ja w Opolu doskonale się czułem, to raz. A dwa – tak naprawdę poważnych ofert nie było. Jeszcze była jedna bardzo ważna rzecz. W tamtych czasach Anglicy jeździli do Polski samochodem. Ja kursowałem na trasie Sheffield – Polska praktycznie co tydzień. Ekstraliga to był też inny poziom. Należało trzymać w Polsce motocykle. Mnie nie było stać na wtedy na to, aby się doposażyć sprzętowo. 
Sean, a za Twoimi doskonałymi występami w Opolu nie stał czasem tor? Ten opolski był i jest dosyć krótki.
Tor był dla mnie oczywiście perfekcyjny. To najkrótszy tor w Polsce. Faktycznie to też miało też swoje znaczenie. Parę lat temu oglądałem w telewizji Grand Prix i patrzę, a obok Patryka Dudka stoi znajomy facet. Myślę, myślę i eureka! To przecież Sławek Dudek! Z nim się fajnie jeździło w Opolu, fajny równy gość.
W Anglii startowałeś w paru klubach. Który z nich wspominasz najlepiej?
Bez wątpienia klub w Sheffield. W nim zaczynałem swoją karierę i w nim zakończyłem. Do Sheffield mam największy sentyment. Sportowo z kolei chyba najlepiej było podczas moich występów dla Bradford. Tam był Simon Wigg, Kelvin Tatum i Gary Havelock. Dobra paczka chłopaków. 
Jak myślisz, z jakiego powodu nie zostałeś finalistą mistrzostw świata czy uczestnikiem cyklu Grand Prix?
Chcesz być miły i naokoło pytasz dlaczego sp… sobie karierę? (śmiech) Wiesz, powiem Ci tak całkiem szczerze, bo fajnie się rozmawia. Na pewno na mojej karierze zaważyły kontuzje. Miałem ich naprawdę sporo. Najgroźniejsza to była ta odniesiona w 1993 roku w Australii. Należałem do tych, którzy po ostrzeżeniu w postaci kontuzji może mieli lekkiego „kabla”. Wtedy dmuchanych band nie było. One dużo zmieniły. Z nimi zawodnicy czują się zdecydowanie bezpieczniej, aniżeli my kiedyś, mając siatkę czy deski obok. Druga kwestia czemu było tak, a nie inaczej, to fakt, że powiedzmy sobie szczerze – należałem do grupy tych zawodników, którzy uprawiali żużel, ale też bawili się życiem. Ten fakt bez wątpienia też miał wpływ na to, że skończyło się, jak się skończyło. Najdalej doszedłem do Grand Prix Challenge w Krsko i tam mocno poległem, ale w Challenge jeździłem (śmiech). Bawiłem się życiem i żużlem.
Co do tej wspomnianej zabawy. Taka trójka angielskich zawodników. Joe Screen, Gary Havelock i… Sean Wilson. Co Was łączyło?
No jak co? Wielki talent do żużla i zabawy. Masz wątpliwości? (śmiech)  Popatrz, kurczę. Joe to była światowa czołówka, Gary zdobył mistrza, a ja ani jedno, ani drugie (śmiech). Ten sport się mocno zmienił na przestrzeni lat. Nie ma miejsca na robienie karnawału, tak jak wspomniana przez Ciebie trójka. Teraz wszystko jest bardzo profesjonalne. Nie widać oficjalnie zawodników po knajpach i tak dalej. Prowadzą bardziej sportowy tryb życia. My swoje przeżyliśmy. Opowiadał nie będę, a byłoby co! (śmiech)  Gary, Joe i ja byliśmy chłopakami do ścigania i do ostrej zabawy, jak była okazja. Te czasy w żużlu minęły bezpowrotnie. 
Kto będzie kolejnym angielskim mistrzem świata po Taiu Woffindenie?
Jak patrzę na to, jak rozwija się Robert Lambert, to stawiam piwo na niego. On jest mocno poukładany i małymi krokami idzie do przodu. Wierzę, że niedługo będzie miały tytuł w rękach. Tego mu życzę. 
Sean, na koniec poproszę o najzabawniejszą historię z Twojej kariery.
Tak na szybko to wiesz – bez sensu. Z tych historii dobra książka by powstała. Jedną rzecz wspomnę. Delikatną. Jechaliśmy kiedyś z Gustrow do Leszna na zawody. Dojechaliśmy jakoś w sobotę rano, dzień przed zawodami. Wpadliśmy z mechanikiem na pomysł, żeby przed zawodami udać się do centrum i schłodzić gardła. Weszliśmy do baru i rozpoczęliśmy swoje zawody… z piwami. Barman chyba wiedział, kim jesteśmy. Piliśmy więcej i więcej. Obudziłem się następnego ranka, przed treningiem. Motocykle innych zawodników były już w parku maszyn, silniki się dogrzewały, wszyscy byli gotowi, a ja z moim mechanikiem leżeliśmy sobie  w hotelowych łóżkach. Nie mieliśmy sił, aby w ogóle się podnieść. Mechanik mówi do mnie: „zobacz, oni wszyscy są już w parku maszyn”. Wyszedłem jakoś z tego łóżka, ubrałem się, spojrzałem w lustro i stwierdziłem, że wyglądam jak g… Zeszliśmy do parkingu. Wystawiliśmy motocykle i…  starałem się stwarzać pozory normalnego i wypoczętego gościa. Oczywiście nie było to możliwe. Nigdy nie zapomnę, że obok mnie boks miał jeden z polskich zawodników i na spokojnie przed zawodami palił sobie jointa… Proponował mi: „zapal sobie, zapal, będzie ci lepiej”. Roześmiałem się, że nie, nie, ja nie potrzebuję. A w tych zawodach kuriozalnie byłem wysoko. W finale spadł mi łańcuch, a obsada była niezła, z Tomaszem Gollobem na czele. Także wiesz, kiedyś to był żużel…
Co powie opolskim kibicom zawodnik, którego oni wybrali najlepszym obcokrajowcem w historii klubu?
Powiem tyle, że ich pozdrawiam i że dawałem z siebie na torze wszystko. Jestem przekonany, że jeszcze w Opolu się kiedyś pojawię i będę mógł ponownie spotkać się z kibicami Kolejarza. Jak mnie nie zaproszą sami, to może wpadnę ze swoimi młodymi podopiecznymi potrenować w Polsce. 
Dziękuje za rozmowę.
To ja dziękuję. 

One Thought on Żużel. 54. urodziny Seana Wilsona. „Bawiłem się żużlem i życiem”
    stonowany
    7 Feb 2021
     2:25am

    Świetny wywiad. Teraz trochę brakuje tego luzu w żużlu. Wilson na tamte czasy to był naprawdę ciekawy zawodnik na tamtą klasę rozgrywkową. Był walczak. Kiedyś żużel miał klimat. Gdzieś to się zatraciło przy tych wygłaskanych torach, ładnych stadionach, komisarzach i innych cudach. Dobre czasy i dobry chłop. Taki turniej z Wilsonem, Screenem, Havelockiem, Gustafssonem, Drabolem, Puzonem, Skórą, Jackiem, Szuminą, Bridgerem… tam by się działo… 😀

Skomentuj

One Thought on Żużel. 54. urodziny Seana Wilsona. „Bawiłem się żużlem i życiem”
    stonowany
    7 Feb 2021
     2:25am

    Świetny wywiad. Teraz trochę brakuje tego luzu w żużlu. Wilson na tamte czasy to był naprawdę ciekawy zawodnik na tamtą klasę rozgrywkową. Był walczak. Kiedyś żużel miał klimat. Gdzieś to się zatraciło przy tych wygłaskanych torach, ładnych stadionach, komisarzach i innych cudach. Dobre czasy i dobry chłop. Taki turniej z Wilsonem, Screenem, Havelockiem, Gustafssonem, Drabolem, Puzonem, Skórą, Jackiem, Szuminą, Bridgerem… tam by się działo… 😀

Skomentuj