Oliver Berntzon, Artiom Łaguta i Wadim Tarasienko. Fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Oliver Berntzon na długo zapamięta turniej w Togliatti. Szwed nie odjechał wprawdzie spektakularnych zawodów, ale niewiele brakowało, a nie wystąpiłby w rosyjskiej rundzie. W przystąpieniu do zmagań pomogli mu rywale z Grand Prix.

 

Nie jest tajemnicą, że wyprawa do Togliatti to duże przedsięwzięcie logistyczne. Do Rosji zawodnicy podróżują samolotem, ale trzeba przetransportować także sprzęt. Spore kłopoty z dotarciem na turniej Speedway of Nations 2019 miała reprezentacja Polski. Biało-Czerwoni po locie z Warszawy do Moskwy musieli spędzić noc w stolicy Rosji i dopiero kolejnego dnia w grupach udali się do Samary.

Tym razem problemy napotkał zawodnik debiutujący w roli stałego uczestnika w cyklu Grand Prix. Podczas transmisji Canal+ Krzysztof Cegielski poinformował, że przez problemy z dostarczeniem sprzętu niewiele brakowało, a Berntzon w ogóle nie stanąłby pod taśmą w Togliatti. Pomoc Szwedowi na szczęście zaoferowali jednak Jason Doyle i Robert Lambert.

– Ta podróż to z pewnością będzie historia, którą będę opowiadał wnukom. Duże podziękowania dla Jasona Doyle’a, który pożyczył mi silnik, żebym mógł rywalizować w ten weekend. Podziękować muszę również Robertowi Lambertowi, dzięki któremu miałem rezerwowy motocykl. Jestem Wam dłużny – napisał Berntzon w mediach społecznościowych.

Dodajmy, że 28-latek spisał się na pożyczonym sprzęcie podobnie jak w poprzednich rundach cyklu. W Togliatti wywalczył trzy oczka i zajął czternaste miejsce. W klasyfikacji generalnej zajmuje piętnastą pozycję ex aequo z Krzysztofem Kasprzakiem.