Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W ostatnich dniach najgorętszym tematem w środowisku żużlowym jest bez wątpienia kwestia wybudowania odwodnienia liniowego na stadionie w Lesznie. Po unieważnieniu przetargu – ze względu na to, że najdroższa i najtańsza oferta pochodziła z jednej firmy – władze klubu oraz kibice z niecierpliwością czekają na rozstrzygnięcie kolejnego.  O tym, kto powinien odpowiadać za zrealizowanie inwestycji, problemach, które mogą się zrodzić przy ewentualnym późniejszym wyjeździe Fogo Unii na domowy tor, a także innych kwestiach związanych z leszczyńskim klubem porozmawialiśmy z jego byłym prezesem – Rufinem Sokołowskim.

 

Bardzo dużo dzieje się ostatnio wokół Pana ukochanego klubu, czyli Unii Leszno. Głównym tematem jest kwestia odwodnienia liniowego. Klub czeka na to aż miasto pomyślnie rozstrzygnie przetarg i rozpoczną się prace nad zrealizowaniem inwestycji. Część przedstawicieli rady miasta uważa jednak, że to klub sam powinien zadbać o spełnianie wymogów PGE Ekstraligi. Jaka jest Pana opinia w tym temacie?

Ja na wstępie muszę powiedzieć, że dla mnie istnieją dwie Unie. Ta, która działała jako stowarzyszenie w latach 1938-2004 oraz ta przekształcona w spółkę akcyjną, która teraz organizuje żużel w Lesznie. Różnice jeśli chodzi o relacje na linii miasto-klub w tych Uniach są potworne. Dopóki klub był stowarzyszeniem i skupiał 300 członków, to nigdy nie mógł liczyć na gigantyczne wsparcie miasta. Jak organizowaliśmy półfinał Drużynowych Mistrzostw Świata, to musieliśmy sami sobie wszystko zorganizować. Nikt nie kupował maszyny startowej, a jak trzeba było remontować ogrodzenie to robiliśmy to my. Gdy potrzeba było kupić nawierzchnię, to też robiliśmy to my.

Otrzymywaliśmy z miasta jedynie 96 tysięcy złotych na szkolenie młodzieży. Od chwili gdy jest sportowa spółka akcyjna, w której jest pięć osób, Unia otrzymała od 30 do 40 milionów złotych. Oprócz tego miasto wydało około 25 milionów na modernizację stadionu im. Alfreda Smoczyka. Za te pieniądze nie jest trudno zdobyć tytuły mistrzów Polski. Trzeba kupić Sajfutdinowa i utrzymać innych zawodników. Mogę powiedzieć, że klub działa w myśl zasady: „Barany należy przystrzygać krótko, aby porastały gęstą wełną”

Czyli, podobnie jak część radnych, jest Pan zdania, że to klub powinien wykonać system odwodnienia na stadionie?

Ja mam w tym temacie nieobiektywne podejście. Gdy ja odchodziłem, to ludzie tworzący spółkę krzyczeli, że klub powinien być prowadzony jak przedsiębiorstwo i powinien się utrzymywać bez żadnych dotacji. Mówiono, że żużel w Lesznie można utrzymać za 1 milion 200 tysięcy złotych, a ja potrzebuję 2,5 miliona. Zrobiono mi opinię, że zostawiłem klub w gigantycznych długach, a one wynosiły wtedy w bieżących pieniądzach 200 tysięcy złotych. Chciałbym się teraz dowiedzieć jak to jest, że ja potrzebuję 2,5 miliona na wicemistrzostwo Polski, a oni na czwarte miejsce w zeszłym roku 12 milionów. Co się wydarzyło przez te lata, że tak to wygląda. To metanol tak zdrożał czy o co chodzi? Czasy na leszczyńskim torze są na podobnym poziomie, co wtedy.

Drożsi są na pewno zawodnicy. Kluby nie powinny oferować coraz wyższych kontraktów żużlowcom?

Tu nawet nie chodzi o zawodników, tylko o sposób zarządzania. To miasto Leszno zdobyło te wszystkie medale, które drużyna wywalczyła w ostatnich latach. Miasto sfinansowało zakup gwiazd. Wiadomo, że one będą chciały coraz więcej i więcej, ale w klubie jest realizowana polityka zjadania własnego ogona. Wcześniej odeszli Kubera i Smektała. Teraz odszedł Sajfutdinow, a jego pensje podzielono, dzieli się ją na podwyżki dla Jasona Doyle’a, Piotra Pawlickiego czy Janusza Kołodzieja i bierze się Davida Bellego. Za rok odejdzie dajmy na to Kołodziej i będzie ta sama historia. Jest to niepokojące.

Jakiego końca tej historii z odwodnieniem się Pan spodziewa? Scenariusz, w którym miasto nie zrealizuje inwestycji, mimo wszystko, raczej nie jest zbytnio prawdopodobny.

Od 20 lat słyszę, że wcześniej prezes Józef Dworakowski, a teraz prezes Piotr Rusiecki szantażują miasto. W końcu w tym mieście powiedzą „nie” i się skończy. Myślę jednak, że nie teraz. Teraz zostanie dołożona ta kasa, odwodnienie będzie zrobione i na tym temat się skończy. Skoro jednak teraz kluby dostaną po sześć milionów z telewizji, to właśnie klub powinien się jakoś poczuć do tego, aby te wymagania zrealizować. Ludziom już się coraz mniej podobają takie działania. Jak się wejdzie na jakiś miejski portal, to można się przerazić, gdy czyta się komentarze dotyczące wspierania prywatnej spółki przez miasto. Zdecydowana większość komentarzy jest negatywna wobec klubu. Ludzie odwracają się od Unii i to widać na stadionie. Problem był z zapełnieniem stadionu nawet przy limitach pandemicznych. Nikt z tego nie wyciąga wniosków.

Jakie powinny być te wnioski?

Ci faceci myślą tylko o pieniądzach i tym, żeby bilans był dodatni. Nie rozumiem jak to jest, że się wykazuje w bilansie 500 tysięcy zysku, a potem się bierze milion kredytu. Nie wiem o co tu chodzi. Na stadionie pojawia się coraz mniej młodych ludzi. Oni nie chodzą na stadion. Boję się, że skończy się to tak, że będzie podobna sytuacja jak z Groclinem Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski. W pewnym momencie właściciel powie, że sprzedaje klub. Bogaty właściciel będzie wolał kupić klub niż budować go od zera. Ci panowie natomiast powiedzą, że dlatego sprzedali klub, bo miasto przestało go wspierać. Oni nie będą winni tylko miasto, bo nie płaciło na sportową spółkę akcyjną.

Przejdźmy do zagadnienia sportowego, poniekąd związanego z odwodnieniem. Bardzo możliwe, że przez prace na stadionie Unia później niż zwykle wyjedzie na domowy obiekt. To może być problem dla zawodników?

Ja podczas swojej pracy w klubie miałem sezon, w którym pogoda w Lesznie sprawiła takiego psikusa, że myśmy nie odjechali żadnego treningu na swoim torze przed rozgrywkami. Jeździliśmy po obcych torach, żeby chociaż trochę pojeździć. Skutek tego był taki, że przegraliśmy sześć pierwszych meczów w lidze. Zwyciężyliśmy dopiero w siódmej kolejce, ale się utrzymaliśmy, bo w drugiej rundzie byliśmy najlepszą drużyną.

Największy problem by był wtedy, gdyby Unia musiała odjechać kilka pierwszych meczów na wyjeździe. Może się tak ułożyć, że zespół przegra trzy czy cztery pierwsze mecze. W pewnym momencie ludzie przestają to zauważać, że drużyna jeździ tylko na wyjeździe. Tak było chociażby dwa lata temu z Gorzowem. Wszyscy mówią o porażkach, kibice zaczynają tracić wiarę, zawodnicy też są przybici. Każdy mówi o tym, że w tabeli jest 0 punktów. To może powodować nerwowe ruchy. To nie jest na pewno korzystna sytuacja. W temacie odwodnienia i problemu, o którym tu rozmawiamy mam jeszcze inne przemyślenia.

Proszę mówić.

Znając każdy centymetr toru w Lesznie mogę powiedzieć, że ten tor jest skanalizowany. Jest biała linia od wewnątrz, a za nią są płytki. To jest kanał, który jest zrobiony po to, żeby zebrać nadmiar płynącej wody i nie rozumiem po co jakieś inne rozwiązanie. Jeżeli będzie padać non stop, to i tak meczu nie będzie. Jeżeli będą plandeki, to tor i tak musi oddychać. W przypadku plandeki i tak będzie mokro, tylko inaczej. Będzie gliniaście. W Lesznie najwspanialszy tor zawsze był po ulewie. Mamy do czynienia z taką kwestią, kiedy ludzie, którzy się na tym nie znają zaczynają decydować. Tak się zabija żużel.

Co ma dokładnie Pan na myśli?

Ten żużel dzisiejszy w porównaniu z tym z lat 70., 80. czy 90. ma lepsze opakowanie, ono jest bardziej kolorowe. Tylko, że przedtem w środku była prawdziwa kiełbasa z prawdziwego mięsa, a teraz jest kiełbasa z mięsa oddzielanego mechanicznie. Są pomysły z komisarzami torów, którzy przyjeżdżają i myślą tylko o tym, aby kasować pieniądze od każdej imprezy i ubijają tor. Każdy z torów jest taki sam. Nie ma wyprzedzeń i decyduje tylko start. Umiejętności zawodników ograniczają się do tego, żeby odkręcić manetkę na starcie i zamknąć po przekroczeniu linii mety. To jest jednak temat do szerszej i innej dyskusji.

Dziękuję zatem za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA