fot. Piotr Kin
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Retro speedway, czyli wracamy do dalekiej przeszłości. Dziś wspominamy w nietypowy sposób mecz Włókniarza Częstochowa z Unią Leszno z 17 września 1978 roku.

 

Witam Was! Nazywam się Paweł Hubka. Urodziłem się 54 lata temu w małej Częstochowie, która chwilami bywała wielka. Nie tylko w temacie żużla, o którym dzięki uprzejmości i zaproszeniu redakcji, od czasu do czasu postaram się napisać. W Częstochowie dorastałem, pobierałem nauki, tutaj żyję i pracuję. Nie jestem i nie byłem Dziennikarzem ani nawet dziennikarzem. Nawet kierunkowo nie, bo jestem filologiem języka polskiego…

Od wieków jestem technokratą. Takie odebrałem szkoły. Przez 10 lat stawałem się ,,człowiekiem z żelaza”, a przez ostatnie 20 lat staram się realizować ideę ,,szklanych domów” Stefana Żeromskiego. Jednak, co ciekawe, od końca lat 70. ubiegłego wieku, gdy pierwszy raz zobaczyłem zawody żużlowe na żywo, dzięki darowi ,,fotograficznej” pamięci przez te 45 lat moja głowa kolekcjonowała różne wspomnienia z żużlowych aren. Ponieważ nie chcę tego dusić w sobie, ale raczej wykrzyczeć wszem i wobec, popełniając coś w rodzaju intelektualnego striptizu, chciałem zaprosić Was do strefy ,,Retro Speedway”. Do czasów innych systemowo… Do czasów innych żużlowo… Do czasów, gdy kluby tworzyli ,,chłopaki z naszej ulicy”, do czasów, gdy inne były tory i motocykle. Do czasów, kiedy nie było telewizji na meczach i już w poniedziałek ludzie w fabrykach, biurach, szkołach żyli meczem, który miał się odbyć dopiero w kończącą tydzień niedzielę…

A gdy już ta niedziela nastała, na stadion podróżowały całe miasta. Robiąc operację ,,copy/paste”, chciałbym przekazać Wam, co według nas, obserwujących, czuli zawodnicy, trenerzy, mechanicy, klubowi działacze i my wszyscy, których serca biły w takt motocyklowego ,,brum bruuum”. Serdecznie zapraszam na wspólne wspominanie! Przeżyjmy to jeszcze raz!

paweł hubka

To wydarzyło się 17 września 1978 roku. Wtedy pierwszy raz obejrzałem ligowy mecz na żużlu. Miałem jedenaście lat i choć w szkole byłem prymusem, jeszcze niewiele wiedziałem o życiu, a o żużlu nic. Jesienna niedziela przesycona wilgocią, tak jakby ktoś cały czas psikał sprayem. Ale z rana lało… Tłumy w ,,13″ jadącej z Tysiąclecia na stadion, a tam mokra nawierzchnia, siatkowa banda, drewniane ławki i ten zapach metanolu i oleju rycynowego! W głośnikach na przemian ,,One Way Ticket” zespołu Eruption z ,,Sun Of Jamaica” grupy Goombay Dance Band. Mecz z Lesznem. Czytam program i za cholerę nikogo z Leszna nie kojarzę, poza chyba Bernardem Jąderem (z wcześniejszej wizyty na jakimś sparingu). Wtedy znałem tylko Cieślaka, Jancarza, Rembasa, Nowaka (Drużynowe Mistrzostwa Świata 1977 we Wrocławiu), no i jeszcze Plecha (Indywidualne Mistrzostwa Świata 1976).

Zawodnicy grzeją motocykle. Obsługa wypuszcza Cieślaka na motocyklu, ten jedzie pod prąd prostą i zawraca do parku maszyn. Nie ma kasku, jest ubrany w nowy niebieski kombinezon z napisem ,,gulf” i z biało-czerwonym paskiem na nodze i ramieniu. Prezentacja w formie fajnego marszu defiladowego. Później ten marsz widziałem setki razy, był magnesem sprowadzającym kibiców na stadion, a potem wprowadzono ,,ulepszenia”. Ludzie szepczą, że Cieślak przywiózł z UK nowego weslake’a. Dziwnym trafem nie jedzie ani Jurczyński, ani Goszczyński (pewnie leczyli połamania). W pierwszym biegu Marek na pierwszym łuku notuje defekt, Jankowski z kumplem przywożą 5:1, Cyganek ostatni. Drugi bieg i Józek z Nocuniem 5:1, bo to bardzo nieudane zawody Jądera (1,0), potem chyba 2:4 dla gości. Nie układa się, a szkoda, bo jest szansa na srebro (za tydzień wtopa w Świętochłowicach i tylko [!] brąz).

Drugi bieg Marka i znów defekt na pierwszym łuku. Mecz wyraźnie odjeżdża. Ale potem trener wstawia do pary Markowi i Józkowi Daniela Chmielewskiego (15) i Mirka Błaszaka (16). Cieślak doskonale taktycznie zamyka na pierwszym łuku rywali i Daniel po zewnętrznej może jechać bez stresu. Przywożą bodajże dwa razy 5:1. To samo czyni Jarmuła z Błaszakiem… Ale jest jeszcze cichy bohater, Włodek Tomaszewski. Dla mnie, żółtodzioba, to człowiek znikąd, ale wyrasta na bohatera meczu. Przed ostatnim, 16. wyścigiem, a właściwie przed 18. (bo wlicza się 2 biegi młodzieżowe), remis! O wszystkim decyduje ostatni. Ale Cieślak i Jarmuła już nie wystartują, bo mają po 6 biegów.

Ostatni bieg idzie, że tak powiem, ch…wo (przepraszam za określenie, ale przypasowało mi). Prowadzi młodziutki ,,Jankes”, ale Tomaszewski naciska, choć według mnie nie ma nadziei. Trzeci Włodek Heliński, nie pamiętam już, kto czwarty. Tomaszewski atakuje na wyjściu z drugiego łuku – nie dał rady. Mecz do końca oglądamy na stojąco. Po ostatnim biegu sędzia, bodajże Kozioł z Krakowa albo senior Najwer z Gliwic, oznajmia, że Jankowski nieprzepisowo zablokował Tomaszewskiego i zamiast 2-4 jest 4-2, zwycięża Tomaszewski i Włókniarz wygrywa 55:53. Walczymy o srebro za tydzień w Świętochłowicach (przegrany mecz, kasuje nas Wybrzeże!).

Wracamy do domu ,,trzynastką” pełną ludzi, jeden drugiemu leży na plecach, wszyscy szczęśliwi. Wygraliśmy, jadąc w osłabieniu, na deszczowym torze. Ja z wrażenia milczę. Jestem zachwycony, choć czuję, że Kozioł (lub Najwer ojciec) ten mecz dla nas „wydrukował”…

PAWEŁ HUBKA