Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Reg Freaman to były zawodnik żużlowy oraz późniejszy promotor angielskich klubów. Miał okazję poznać Lionela van Praaga czy Johnniego Hoskinsa. To właśnie on był inicjatorem ekspansji żużla na Bliski Wschód. Jak się okazuje ma również dużą sympatię do Polski. Zapraszamy na rozmowę z osobą, która w żużlu widziała chyba wszystko.

Reg, w Polsce nie tylko bywałeś jako promotor, ale masz również związki rodzinne z naszym krajem…

Tak. I od tego tak naprawdę chciałbym zacząć naszą krótką rozmowę. Otwarcie mówię, że z Polską i Polakami jestem bardzo związany. Moja szwagierka wyszła za mąż za Henryka Kranicha, który walczył podczas wojny w ruchu oporu. W czasie wojny musiał zmienić nazwisko na Daniłowicz, aby jego pochodząca z Torunia rodzina była bezpieczna. Jestem również w pełni świadomy okrucieństw, jakich na Waszym kraju dopuściła się Rosja oraz Niemcy. Polaków bardzo lubię. Wielokrotnie w swoim życiu bywałem w Polsce zarówno prywatnie, jak i zawodowo w czasach, kiedy byłem promotorem. Mieszkam w Leek i tutaj był po wojnie obóz, gdzie przebywało tysiące polskich żołnierzy, którzy nie wracali do Polski obawiając się represji ze strony Rosjan. W latach 50. ubiegłego wieku chodziłem tam do baru i miałem wielu polskich przyjaciół. Obóz później został zburzony i na jego miejscu postawiono wakacyjny camp. Później stanęła tam pamiątkowa tablica przypominająca młodemu pokoleniu, że to miejsce było kiedyś domem dla wielu Waszych rodaków. Zawsze kiedy byłem w Polsce, byłem miło przyjmowany. Wasz kraj po wojnie bardzo szybko się zmieniał i za każdym razem było widać, jak po wojnie się odbudowujecie. Polska to kraj i ludzie ciężko pracujący i bardzo cenię Polaków za to, że nigdy się nie poddają wbrew przeciwnościom, jakie los stawia na ich drodze. 

Masz za sobą tyle przeżyć związanych z żużlem, że ciężko pytać o to najlepsze..

Oczywiście. Tym bardziej, że już może i pamięć nie ta, co kiedyś. Najlepsze moje wspomnienia to próby jazdy na JAP-ie w kwietniu 1948 roku. Drugie to to, że w wieku siedemnastu lat odbyłem żużlowe tournee po Australii jako reprezentant Anglii. U nas były wtedy jeszcze racje żywnościowe. W Australii pełne słońce i pełne półki sklepowe. Jeśli dołożymy do tego rejs statkiem z Anglii do Australii to dla młodego chłopaka było to niezmiernie mocne przeżycie. 

Początki Freemana pod okiem Cliffa Watsona

Swoją żużlową karierę zaczynałeś w 1948 roku. Po jej zakończeniu byłeś promotorem oraz szefem BSPA

Myślę, że całe moje życie to tak naprawdę żużel. W 1946 chodziłem na stadion West Ham, aby zajmować rodzicom miejsce na stadionie. Taki był wtedy zwyczaj. Po wojnie angielską ligę – w co trudno dziś uwierzyć -oglądało około sześciu milionów widzów w sezonie. Później za sprawą dwóch australijskich zawodników, którzy u nas mieszkali w domu, zacząłem trenować żużel. To byli Aub Lawson oraz Cliff Watson. Przez trzy sezony mieszkali u nas w domu. Obaj byli bardzo fajni i to oni „zarazili” mnie totalną miłością do żużla. Pierwszy swój mecz zaliczyłem w 1948. Rodzice kupili mi JAP-a za 150 funtów. Zdobyłem bodajże jedenaście punktów, ale zostałem zdyskwalifikowany, ponieważ miałem dopiero  piętnaście lat i trzy miesiące. Jak uzyskałem odpowiedni wiek, to licencję  wręczono mi uroczyście podczas meczu ligowego przy 40-tysięcznej publiczności. To było wydarzenie. Po zakończeniu kariery zawodniczej zostałem przy żużlu. Jako promotor, później szef BSPA. Na końcu napisałem wspominkową książkę „Both Sides of the Fence”, której przeczytanie Ciebie nakłoniło do kontaktu ze mną. 

No właśnie, skąd pomysł na powstanie tej książki?

O żużlu powstało do tej pory wiele publikacji. Większość jednak jest o tym, ile dany zawodnik i gdzie wywalczył punktów. Moja opowieść jest trochę zakulisowa. Jak sam wiesz, są w niej poruszane ciekawe wątki, o których tak naprawdę mało kto dziś wie czy też pamięta.

Jesteś jednym z nielicznych żyjących, który miał do czynienia z pierwszym indywidualnym mistrzem świata, Lionelem van Praagiem… 

Tak. Jedyne co można powiedzieć o van Praagu to na pewno to, że pomimo różnych legend, jakie krążą, był doskonałym w tamtych czasach zawodnikiem. W życiu i na torze to były dwie różne postacie. Bardzo miły, fajny człowiek, ale jak wsiadał na motocykl to był twardy i nie miał w swoim zwyczaju „brać jeńców”. Jak skończył karierę to wielokrotnie z nim latałem, ponieważ miał firmę transportową i przewoził w Australii zawodników z miejsca na miejsce. 

Aub Lawson, Vic Duggan, Jack Parker

Przez wiele lat poznałeś chyba wszystkie znaczące postaci żużla w całej jego historii…

Można chyba tak powiedzieć. Dużo ważnych dla żużla nazwisk nie jest mi obcych. Hoskins, wspomniany van Praag czy inni. Hoskins to był chyba najlepszy promotor tego sportu. Jest taka legenda, że jak się na coś uparł, to dopiął swojego. Jak odradzał żużel w Canterbury, to ponoć się założył z kimś, że przed inauguracją żużla zabiją dzwony w tamtejszej katedrze. Oczywiście dopiął swego. To jest tyle historii, o których mało kto wie, że nawet moja książka ich wszystkich nie obejmuje. Jestem jednym z nielicznych pewnie żyjących, którzy znali Maxa Recha. To był pierwszy polski żużlowiec, który startował na żużlu w Anglii, choć nigdy nie jeździł w Polsce. Max podczas wojny latał w RAF-ie jako pilot bombowca Wellington w dywizjonie 300. Miał bardzo podobną podobną historię do van Praaga. W 1943 roku jego samolot został zestrzelony nad Morzem Północnym. Rech i jego kompan ewakuowali się i bodajże trzy tygodnie „dryfowali” po Morzu Północnym zanim zostali odnalezieni przez niemieckie Kriegsmarine. Rech trafił do obozu w Niemczech. On jako pierwszy Polak w 1950 ścigał się u nas na żużlu w zespole Fleetwood Flyers. Pod koniec lat 50. na Polaków otworzył się zespół Leicester. Startował w nim Kwoczała i chyba Kaiser. W 1965 roku odbył się z kolei mecz towarzyski Halifax – Rybnik. Wtedy bliżej poznałem Waszego menadżera, Jerzego Kubika.

Jak zmienił się żużel na przestrzeni dekad?

Bardzo mocno. Na pewno diametralnie zmieniły się motocykle. Zmieniły się skóry, kaski. Dziś wszystko jest kolorowe i bardziej bezpieczne. Wiesz co się nie zmieniło i pewnie nigdy nie zmieni? To, że mechanicy zawsze szukali w przeróżny sposób dodatkowej prędkości dla motocykli. 

Pierwszy Polak w angielskim żużlu- Max Rech

Wspominałeś, że bywałeś „zawodowo” również w Polsce. Ciekawych zdarzeń z pewnością nie brakowało…

Tak. Najlepiej wspominam 1974 rok, kiedy w Katowicach wygraliśmy Drużynowe Mistrzostwa Świata. Dwa lata później w tym samym miejscu Peter Collins wygrał Indywidualne Mistrzostwo Świata. Wtedy też odwiedziłem obóz koncentracyjny w Oświęcimu i nie zapomnę tej wizyty… Polska, jak wspominałem, przewija się bardzo często. Pamiętam w 1965 roku za transferem Woryny do ligi angielskiej stał nijaki biznesmen Lubaczewski, który prowadził interesy w Anglii. Raz polecieliśmy do Polski i na lotnisku u Was okazało się, że Dave Jessup i Chris Morton nie mają ze sobą ani swoich paszportów ani wiz. Zrobił się problem. Pomógł nam przedstawiciel PZM, Zbigniew Puzio. Ostatecznie obaj zostali wpuszczeni na Wasze terytorium pod warunkiem, że Puzio cały czas będzie miał na nich „oko”. Problem był jednak taki, że Morton i Jessup mieli jechać w dwóch innych kierunkach… Innym razem polecieliśmy z Lubaczewskim na spotkanie z PZM. We Wrocławiu zostaliśmy zakwaterowani w Hotelu Monopol w apartamencie, w którym przebywał kiedyś… Adolf Hitler. W łazience armatura mała jeszcze daty produkcji sygnowane na 1930 rok. Innym razem po sezonie przewoziliśmy ciężarówką motocykle polskich zawodników do Polski z Lubaczewskim. Na granicy z Polską wiele godzin nas kontrolowano. Bardzo dokładnie sprawdzano motocykle i wszystko, co mieliśmy na ciężarówce. W końcu nas puścili, wtedy spytałem Lubaczewskiego czy wzięli nas za przemytników. Odpowiedział, że pewnie i tak, ale słusznie. Jak się okazało, Lubaczewski przemycał ciężarówkę dla kolegi. Do Anglii wróciliśmy samolotem. Kolega Lubaczewskiego zadbał o bilety powrotne dla nas.

Mecz Halifax Rybnik 1965 rok

Jak oceniasz polski żużel i polskich zawodników?

W samych superlatywach. W Anglii od lat 60. ubiegłego wieku jeździło wielu znakomitych polskich zawodników. Zawsze pracowaliście bardzo ciężko. Woryna, Plech czy Jancarz to byli wielcy zawodnicy. Dziś bez wątpienia jesteście krajem numer, jeden jeśli chodzi o organizację i poziom żużla. Tylko tak dalej. 

Pod koniec lat 70. byłeś osobą, która zainicjowała pokazanie żużla na Bliskim Wschodzie. Myślisz, że to wciąż dobre rejony do ekspansji tego sportu? 

Na pojedyncze zawody pewnie tak. Nam się to wtedy dwa razy z rzędu udało. Jednak aby na stałe tam zagościł jako dyscyplina, to myślę, że nie. To jest inna kultura mieszkających tam ludzi oraz zbyt wysokie temperatury do uprawiania tego sportu. Ja zwróciłbym uwagę na Hiszpanię. Tam już parokrotnie gościł żużel. Nikt jednak nie zajął się nim na tyle, aby pozostał na stałe. Europejska kultura oraz wiele dni słońca w roku. Mało kto wie, ale parę lat istniał żużel w Hiszpanii. Tam Ian Hoskins na Majorce parę lat nawet prowadził regularnie szkółkę żużlową. 

Jak odrodzić żużel w Anglii?

Nie mam jakiegoś specjalnego pomysłu. Wystarczy popatrzeć ile zespołów było w latach 60. ubiegłego wieku i ilu kibiców na stadionach i porównać to do sytuacji obecnej. Coś gdzieś poszło nie tak. Myślę, że ten sport nie miał w pewnym momencie odpowiedniego rozgłosu. 

Czy Reg Freaman do dziś ogląda żużel?

Oczywiście, że tak. Rzadko na stadionach, ale jak tylko jest w telewizji, nie wyobrażam sobie abym robił coś innego.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

2 komentarze on Żużel. Reg Freaman: Van Praag nie brał jeńców. W żużlu jedno się nie zmienia (WYWIAD)
    obserwator
    25 Jan 2021
     9:19am

    wielkie dzięki panie Łukaszu za wartościowy artykuł. Kolejna pozycja książkowa do przeczytania.

    Żużel. Jansson na motocyklu, czyli pół wieku bez West Hamu - PoBandzie - Portal Sportowy
    24 May 2022
     10:39am

    […] Pół wieku po likwidacji klubu odbyło się wspomnieniowe spotkanie, na którym pojawili się sympatycy West Hamu oraz zawodnicy, którzy ścigali się w jego barwach. Wśród nich nie zabrakło legend klubu, Bengta Jannsona czy Dave’a Jassupa. Pojawili się również Barry Briggs i słynny promotor, były zawodnik West Hamu Reg Freaman.  […]

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Reg Freaman: Van Praag nie brał jeńców. W żużlu jedno się nie zmienia (WYWIAD)
    obserwator
    25 Jan 2021
     9:19am

    wielkie dzięki panie Łukaszu za wartościowy artykuł. Kolejna pozycja książkowa do przeczytania.

    Żużel. Jansson na motocyklu, czyli pół wieku bez West Hamu - PoBandzie - Portal Sportowy
    24 May 2022
     10:39am

    […] Pół wieku po likwidacji klubu odbyło się wspomnieniowe spotkanie, na którym pojawili się sympatycy West Hamu oraz zawodnicy, którzy ścigali się w jego barwach. Wśród nich nie zabrakło legend klubu, Bengta Jannsona czy Dave’a Jassupa. Pojawili się również Barry Briggs i słynny promotor, były zawodnik West Hamu Reg Freaman.  […]

Skomentuj