Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Wrocławianie pokazali, że mimo dobrych wyników z zastępstwa zawodnika Tai Woffinden był im potrzebny. Utkwił mi w pamięci jeden bieg, w którym właściwie od początku do końca wyścigu holował on Przemka Liszkę. To wielki kunszt i jestem pełen uznania dla niego. Wrócić po kontuzji i tak bardzo myśleć o innych, a nie tylko o swoim wyniku, to wielka sztuka – stwierdza Robert Sawina w swoim felietonie dla PoBandzie.com.pl

 

Na otwarcie piątkowych meczów mieliśmy takie spotkanie bez niespodzianek. Ten mecz raczej potoczył się tak, jak się tego spodziewałem. Poza bardzo dobrą postawą Nickiego Pedersena i dobrym występem Norberta Krakowiaka GKM nie miał argumentów, aby walczyć z Włókniarzem. Widać, że częstochowianie mają już za sobą te początkowe problemy, idą bardzo pewnie i mogą być groźni dla wszystkich rywali w lidze.

Znacznie lepszy dla mnie był mecz w Gorzowie. Zacięte, dobre spotkanie. Szczególnie do połowy zawodów ten mecz zaskakiwał wynikiem. Cieszy przede wszystkim Chris Holder, u którego widać, że coś w końcu ruszyło. Odwdzięczył się on bardzo mocno Tomaszowi Bajerskiemu za to, że nie zmienił go po kolejnych przeciętnych wyścigach. Pochwalić trzeba też Pawła Przedpełskiego. Dwa biegi, które wygrał z Bartkiem Zmarzlikiem były bezbłędne w jego wykonaniu. Zarówno pod względem startu, jak i jazdy na tych czterech okrążeniach. Paweł znów pokazał, że może być liderem tej drużyny, bo kolejny raz wypadł bardzo pozytywnie. Apatorowi na pewno zabrakło punktów Adriana Miedzińskiego. On jest takim najbardziej kulejącym punktem na wyjazdach z wszystkich toruńskich zawodników.

Ten mecz torunian był takim kolejnym, w którym wynik może napawać optymizmem w kontekście walki u siebie o punkt bonusowy. Tutaj jednak na chwilę warto się zatrzymać, bo wynik faktycznie jest dobry, ale nie możemy zapominać z jakimi drużynami Apator się zmierzy. Takie drużyny jak Gorzów, Wrocław czy Leszno mogą przyjechać na Motoarenę i wygrać. Szkoda, że z tych swoich dobrych meczów Apator nie przywozi żadnych dużych punktów, bo ostatecznie to one są kluczowe. Niemniej jednak takie zacięte mecze budują. Nie jest tak, że oni przegrywają do 30, zbierają lanie i jadą do kolejnego rywala.

W niedzielę obserwowaliśmy natomiast wbicie małego gwoździa do trumny zielonogórzan. Z pewnością nie tak sobie to wszystko wyobrażali. Wrocławianie pokazali, że mimo dobrych wyników z zastępstwa zawodnika ten Tai Woffinden był im potrzebny. Utkwił mi w pamięci jeden bieg, w którym właściwie od początku do końca wyścigu holował on Przemka Liszkę. To wielki kunszt i jestem pełen uznania dla niego. Wrócić po kontuzji i tak bardzo myśleć o innych, a nie tylko o swoim wyniku to wielka sztuka. Widać, że w tym momencie we Wrocławiu wszystko gra. Jest bardzo dobra komunikacja, atmosfera, zawodnicy sobie pomagają. Dla mnie droga, którą podąża Sparta to droga do finału.

Dość szeroko była omawiana już kwestia zielonogórskiego toru na to spotkanie. Tutaj wyraźnie słyszeliśmy, że taki ruch i przygotowanie twardego toru było wspólną decyzją trenera i zawodników. Ja jednak nie będę tu żadnym odkrywcą, bo uważam, że tor od początku do końca sezonu powinien być przygotowany w bardzo podobny sposób. Nie powinno się z nim kombinować w żadną stronę. Rozumiem, że są takie względy, że chce się komuś pomóc, ale tutaj jeśli komuś można było pomagać to Piotrowi Protasiewiczowi. Piotr natomiast nie lubi torów twardych, on lubi jak jest przyczepniej, żeby trochę pojeździć po zewnętrznej. Ja tego ruchu nie rozumiem, bo od początku sezonu buduje się doświadczenia związane z silnikami. Teraz wszystko poszło w kąt i trzeba było to doświadczenie zbudować od nowa na czterogodzinnym treningu. Dla mnie był to stracony czas.

W ostatnim meczu kolejki było kilka takich momentów, które były kluczowe dla zwycięstwa Lublina. Ważny był przede wszystkim bieg juniorski, który był powtarzany dwa razy. Ostatecznie zakończyło się tam tym zakładanym wynikiem 5:1 i Motor zbudował przewagę. Istotne były też te dobre początkowe biegi Dominika Kubery. Dominik świetnie w nich wystartował i przywiózł ważne punkty. Ten początek trochę ustawił cały mecz. Ważne było też to, że gdy słabiej zaczął jechać Dominik, to lepiej spisywał się Jarek Hampel. Motor, wraz z mocnymi juniorami, ma bardzo równą drużynę i to im bardzo pomaga.

W Lesznie natomiast słabo pojechał Emil Sajfutdinow. U niego takie występy to rzadkość. Zawsze nawet jak gorzej zaczynał mecze, to szybko się przekładał i pozostawiał po sobie dobre wrażenie. Myślę, że Emil uporządkuje sobie wszystkie sprawy sprzętowe i wróci do swojej optymalnej dyspozycji, ale spodziewam się, że tego czasu będzie trochę potrzebował. Wiadomo, że jeśli od pewnego czasu jeździło się z daną charakterystyką silnika, to wszystkie zmiany przychodziły dość intuicyjnie podczas meczu.

Na koniec o sytuacji w tabeli na półmetku rundy zasadniczej. Na początku sezonu wiedzieliśmy, że Motor, przez juniorów, może być faworytem, jednak aż tak rewelacyjnego miejsca nie zakładałem. Poza tym raczej zaskoczeń nie ma. O czwórkę biją się także Częstochowa, Gorzów, Wrocław i Leszno, czyli te ekipy, które wcześniej typowaliśmy. Motor ma przed sobą sporo trudnych wyjazdów, ale ta liga jest tak zaskakująca, że trudno ich skazywać na porażkę. Wcale nie musi być tak, że Motor przegra te swoje wymagające mecze na wyjazdach. Teraz już tory nie różnią się tak bardzo jak kiedyś i goście nie stoją od razu na straconej pozycji. Ja po cichu też temu Lublinowi kibicuję, bo ten klub od kilku lat bardzo mądrze buduje swoją przyszłość.

ROBERT SAWINA