Żużel. Przy starych silnikach odpoczywa. Drugie życie Martina Smolinskiego

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Martina Smolinskiego nikomu w świecie żużla specjalnie przedstawiać nie trzeba. Mało kto jednak wie, że Niemiec w pewnym sensie prowadzi podwójne życie. Jedno to jest to żużlowe, drugie zaś to życie specjalisty od renowacji silników. Z zawodnikiem AC Trans MF Landshut rozmawiamy o jego drugiej, „nieżużlowej” pasji. 

Martin, większość kibiców jest przekonana, że żyjesz tylko żużlem. Mało kto wie o Twojej aktywności w charakterze kustosza muzeum oraz renowatora silników. Skąd zamiłowanie do starych silników?

Tu musimy się cofnąć do nieco odległych czasów. Tak naprawdę jak zaczynałem swoją przygodę z żużlem, to kształciłem się w zawodzie mechanika i takowe wykształcenie ostatecznie zdobyłem. Zawsze bardzo lubiłem „grzebać” w silnikach i tak mi pozostało do dzisiaj. Nie ma też co ukrywać, że bardzo dużą wiedzę nabyłem od słynnego tunera – Otto Lantenhammera, u którego trzy lata pracowałem. U niego właśnie rozpocząłem pierwsze renowacje silników samochodowych i motorowych. Otto też się tym zajmuje, nie tylko tuningiem. To, co robię poza żużlem to jest moja wielka miłość. Był już taki moment w mojej karierze, kiedy chciałem zakończyć swoją przygodę z żużlem i zająć się tylko tylko renowacją silników. 

Z tego co wiadomo i o czym kiedyś już rozmawialiśmy, jesteś kustoszem w muzeum motoryzacji w Aldkofen.

Można tak powiedzieć, że pełnię rolę kustosza. W życiu jest niekiedy tak, że mamy do czynienia z tak zwanym zbiegiem okoliczności. Kiedyś zadzwonił do mnie Walter Probst. To były niemiecki żużlowiec, wielki pasjonat motoryzacji. Walter poprosił mnie o spotkanie celem porozmawiania o dzisiejszym żużlu i zrobienia ze mną wywiadu. Spotkanie przekształciło się w pogawędkę o silnikach, a ona z kolei w długoletnią przyjaźń między nami. Walter Probst był wtedy przewodniczącym klubu miłośników starych samochodów i założycielem muzeum oldtimerów właśnie w Aldkofen. Walter już niestety nie żyje, ale on był pasjonatem silników Porsche i bardzo dużo swojej wiedzy mi przekazał. Po zapoznaniu się, powoli zaczęliśmy współpracować. Za jego namową zacząłem angażować się w codzienne „życie” naszego muzeum. Można powiedzieć, że od pięciu lat oficjalnie jestem kierownikiem technicznym. Odpowiadam za stan techniczny pojazdów. Mamy obecnie u siebie blisko siedemdziesiąt samochodów oraz około pięćdziesięciu motocykli. Mamy modele Formuły 2 i 3 na których jeszcze startował między nimi sam Walter Probst. Mamy wspaniałe Mercedesy Cabrio, Masserati czy Ferrari i wiele innych samochodów czy motocykli, które naprawdę są obecnie unikatami na rynku motoryzacyjnym. Tak naprawdę zawsze jest coś do robienia w muzeum. Nie ma kompletnie czasu na nudę. 

Powiedz Martin, jak pozyskujecie „modele” do muzeum? To jest kwestia ich wyszukiwania czy po prostu kupowania?

Wiesz, to jest skomplikowana sprawa. Obecnie cierpimy na brak miejsca na nowe pojazdy. Z tego, co mi wiadomo, to założyciel muzeum, wspomniany Walter Probst, na początku lat 70. po prostu znajdował „okazy” po okolicznych stodołach czy gospodarstwach. Kupował je. Przechodziły renowacje i w pewnym momencie Walter uznał, że „nazbierał” ich tyle, że założy muzeum. Obecnie – jak fundusze pozwalają – to się specjalne okazy kupuje. Jednak tak jak wspomniałem, mamy zdecydowanie za mało miejsca. Dużo samochodów zostało również przez nas przekazanych w ostatnich latach na różnego rodzaju licytacje. Z niektórymi samochodami się żegnamy, aby po prostu było więcej miejsca w muzeum lub aby też „podreperować” kasę muzeum. Nie ukrywajmy, że utrzymanie muzeum, renowacje, to są też koszty. Przez pandemię nasze wpływy zmalały. Przed wybuchem epidemii zawsze co roku organizowaliśmy w Landshut taki mini rajd oldtimerów. Jechaliśmy przez całe miasto, był przy tym festyn i też mieliśmy z tego wpływy na utrzymanie muzeum. Wyobraź sobie, że w rajdzie uczestniczył nawet posiadacz Mercedesa 540k, który naprawdę ma mega ogromną wartość. Cena takiego samochodu oscyluje wokół miliona euro. W lipcu mamy zaplanowany kolejny rajd i wierzę, że po przerwie sytuacja będzie na tyle dobra, że wrócimy do tej fajnej tradycji miasta Landshut. 

Czyli rozumiem do Martina Smolinskiego zgłaszają się posiadacze starych samochodów lub motocykli, aby pomógł im w odrestaurowaniu starych silników?

Dokładnie tak jest. Powiem Ci, że teraz „siedzę” przy dwóch egzemplarzach. Jeden to silnik BMW z 1937 roku, który wymaga kompletnego odrestaurowania. Tak naprawdę od zera. Drugi to jest silnik starego motocykla do wyścigów na lodzie, który już sprzedałem do muzeum oldtimerów w Austrii i w przyszłym tygodniu będzie kompletnie gotowy. Niestety parę dni temu okazało się, że było jakieś zwarcie instalacji czy coś podobnego i to muzeum spłonęło. Na szczęście na brak pracy nie narzekam. Na szczęście, bo ja po prostu uwielbiam to zajęcie. 

Czyli nie odrestaurowujesz innych części oldtimerów niż silniki…

Zasadniczo nie. Ja mogę powiedzieć, że może niezły jestem w starych silnikach i to moja specjalizacja. Poza tym nie mam za wiele miejsca w warsztacie ani na tyle czasu, aby zajmować się odrestaurowywaniem całych pojazdów.

Nie wiem czy wiesz, ale podobne hobby do Twojego ma Rafał Dobrucki, który odrestaurowuje stare samochody.

Tak, wiem, czym zajmuje się Rafał. Żałuję tylko, że nie mieliśmy zbyt częstej okazji do rozmowy na ten temat. W Polsce znam jeszcze jednego pasjonata starych pojazdów. Pewnie Cię zaskoczę, ale jest nim były menadżer Tomasza Golloba – Tomasz Gaszyński. Z nim dużo rozmawiam i nawet mocno współpracowaliśmy swego czasu. Mam również znajomy warsztat w Polsce zajmujący się renowacją starych pojazdów, z którym na bieżąco współpracuję. 

To pytanie najciekawsze. Jakie było Twoje największe wyzwanie w kwestii odrestaurowania silników?

Największe to bez wątpienia silnik i motocykl Hochland, nad którym pracuję od dłuższego czasu. One były produkowane w latach 1920-1930 ubiegłego wieku. Było tylko dziewięć modeli tego dokładnie silnika. Jeden mamy w muzeum i od pięciu lat szukałem zdjęć do tego egzemplarza, aby go odtworzyć. Na szczęście sześć tygodni temu znalazłem po poszukiwaniach człowieka, którego ojciec miał ten motocykl. Odnalazł gdzieś zdjęcia i powoli będę się zabierał za renowację. Niekiedy odrestaurowanie to nie tylko praca, ale poszukiwanie materiałów źródłowych, zdjęć czy opisów. Mamy tu taki model silnika starej Formuły 1, 2 lub 3 nikt nie wie tak naprawdę, co to jest. Wyobraź sobie, że jak jeszcze startowałem w lidze angielskiej to tam szukałem wskazówek jak dojść do tego, co jest co (śmiech). Takie samochody to nie, przykładowo, Porsche, gdzie do dzisiaj jest dużo więcej materiałów źródłowych. 

Oldtimery, a raczej renowacja ich silników, pewnie zasila Twoje konto niemałą kwotą.

To nie jest do końca tak, jak myślisz. W Muzeum wykonuję swoją pracę jako ochotnik. Wspomniany wyżej Walter Probst, jego założyciel, to osoba, która mnie bardzo wiele nauczyła. Kiedy Walter umierał, obiecałem mu, że będę się o muzeum troszczył, tak robię i zamierzam robić nadal. Robię to z miłości, nie dla pieniędzy. Pracując w muzeum się spełniam. Tam jestem mechanikiem silników, a nie żużlowcem. Wchodząc pomiędzy stare samochody staję się innym człowiekiem. Oldtimery mają swoją magię. Każdy ma pewnie swoją historię. Nie wiadomo, kto był posiadaczem, co robił i tym podobne sprawy. Jeśli robię coś dla klienta prywatnego, to tak, nie ma co ukrywać, że wynagrodzenie pobieram, ale to też nie są jakieś wielkie kwoty. 

Słyszę w Twoim głosie niesamowitą fascynację. Mógłbyś opowiadać o starych silnikach godzinami. Obstawiam, że po zakończeniu kariery poświęcisz się temu całkowicie… 

Tak naprawdę i żużel i oldtimery są w moim życiu powiązane. Nie byłoby nich bez Otto Lantenhammera i Waltera Probsta. Pierwszy nauczył mnie mechaniki, drugi z przypadkowego tak naprawdę wywiadu sprawił, że pracuję w muzeum. Tych osób bym nie poznał, gdybym nie jeździł na żużlu. W życiu nie ma przypadków. Poznałem tutaj wiele fascynujących osób, cały czas się uczę czegoś nowego, co sprawia mi niesamowitą satysfakcję i frajdę. Nie ma nic lepszego, niż oddanie komuś odrestaurowanego silnika i zobaczenie na jego twarzy zachwytu. Póki co – zima na hobby, lato na żużel. Pamiętaj, że ostatnio Ci powiedziałem, że pojeżdżę jeszcze dziesięć lat. Słowa dotrzymam. Później będzie czas na miłość do starych silników. Także następna rozmowa już o tych silnikach i startach związanych z żużlem (śmiech). 

Dziękuje za rozmowę.

To ja dziękuje, że ktoś zna i opisuje moją drugą życiową pasję. 

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

4 komentarze on Żużel. Przy starych silnikach odpoczywa. Drugie życie Martina Smolinskiego
    666
    23 Jan 2021
     7:08pm

    Nigdy go nie lubialem ,ale tym wywiadem duzo zyskal w moich oczach.Moze nie taki zly z niego gosc.

      anka
      23 Jan 2021
       7:52pm

      To prawda. Wygląda na dupka a kumaty gość się okazuje. Swoją drogą dobra sprawa poznać drugą twarz zawodnika. Niby kretyn a jednak mądry i jeszcze za darmo pracuje w muzeum

    Mmm
    24 Jan 2021
     11:19am

    Dupek i kretyn….mozesz rozwinac swoją sugestie???co zrobil lub powiedzial ze masz lub miales o nim takie zdanie???

Skomentuj

4 komentarze on Żużel. Przy starych silnikach odpoczywa. Drugie życie Martina Smolinskiego
    666
    23 Jan 2021
     7:08pm

    Nigdy go nie lubialem ,ale tym wywiadem duzo zyskal w moich oczach.Moze nie taki zly z niego gosc.

      anka
      23 Jan 2021
       7:52pm

      To prawda. Wygląda na dupka a kumaty gość się okazuje. Swoją drogą dobra sprawa poznać drugą twarz zawodnika. Niby kretyn a jednak mądry i jeszcze za darmo pracuje w muzeum

    Mmm
    24 Jan 2021
     11:19am

    Dupek i kretyn….mozesz rozwinac swoją sugestie???co zrobil lub powiedzial ze masz lub miales o nim takie zdanie???

Skomentuj