Sporą burzę wywołały powołania do żużlowej reprezentacji Polski. Największą, sądząc po liczbie i temperaturze komentarzy – brak nominacji dla Kacpra Woryny. No cóż. Generalnie w sporcie obowiązują dwie zasady recenzowania potencjalnych Orłów, niezależnie od uprawianej dyscypliny. Dla jednych liczy się dyspozycja tu i teraz bez uwzględnienia metryki. Dla hołdujących drugiej z zasad – ważniejsze są potencjał i rocznik.

 

Bez względu jednakowoż którym kryterium kieruje się selekcjoner – zawsze pozostają „niesprawiedliwie pominięci”. Dlaczego zatem zabrakło miejsca w kadrze dla Kacpra? Szczerze? Nie wiem. Wyniki Go bronią. Wiek również. Daleko jeszcze do sędziwości, zakładam więc że głód sukcesu doskwiera. Jeśli zestawimy aktualną formę Woryny z załamaniem psychicznym Janka Kołodzieja (zrozumiałym i uzasadnionym, absolutnie się nie czepiam – stwierdzam fakt), czy też kontuzją Jarka Hampela „na sam fajrant” – widać, że obaj mogli liczyć na duży kredyt zaufania. Trener im zawierzył. Umiejętnościom, doświadczeniu, wcześniejszym dokonaniom. Gdyby z tej dwójki zmajstrować jednego – byłby champion na lata. „Mały” to doskonały refleks, znakomite wyjście spod linek i… krawężnik. Wtedy bryluje. Gdyby jeszcze balotów nie wymyślili. „Koldi” dla odmiany nie zakochał się w krótkich agrafkach. Jeżeli tor pozwala sie rozpędzać po płocie na „full gwizdek” – jest wyśmienity. No i zdarza Mu się nagminnie „zapominać” wystartować.

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Australijczyk definitywnie kończy karierę. Praca wygrała z żużlem (WYWIAD)

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. PSŻ Poznań w Laponii u Świętego Mikołaja. Mieli swoje życzenie

Gdzie w tej układance jest miejsce Kacpra? Bardziej Kołodziej niż Hampel. Na moje oko naturalnie. Przez chwilę obok jadącego na spontanie Woryny znalazł się Rafał Lewicki i to podziałało ożywczo. Wyrachowanie, zdrowy rozsądek i zimna kalkulacja Lewickiego bardzo pomogły. Fan NBA, czyli amerykańskiego luzu i banana na licu, sam zaczął ścigać się jak na lidera przystało. Potencjał jest. Perspektywy jak najlepsze. Do poprawy linki i krawężnik. Skąd więc ów „vacat” w reprezentacji? A może stąd właśnie, że decydujący głos należy do selekcjonera? To trener podejmuje decyzje zbierając potem żniwo. Każde żniwo. W kopaną też mieliśmy kilka gwiazd, które w narodowych barwach nie zabłysły na miarę talentu. Okoński, Furtok, Krzysztof Warzycha (był jeszcze Robert stąd „po imieniu”). Brylowali w klubach, ale kadra… To były epizody raczej i to niespecjalnie chwalebne zazwyczaj. Jeśli jeszcze coacha bronią później wyniki – pół biedy. W żużlu bywa z tym różnie, zatem skoro tylko noga powinie się Orłom, to i Dobruckiemu zrazu brak Kacpra wypomną.

Z innej beczki. Ludziska biorą się za bary w komentarzach na temat decyzji zespołu licencyjnego. Przypomnę zatem nieśmiało, że owe mają być podejmowanie na bazie m.in. audytu prowadzonego w klubach przy udziale podmiotu wyłonionego… właśnie przez PZM. No to zacznijmy od początku. Co to za podmiot? Jakie ma doświadczenie takoż osiągnięcia na tym polu? W jakim trybie został wyłoniony? Przetarg, konkurs ofert, wolna ręka – to możliwości. No i wreszcie klasycznie – ile to kosztuje i czemu tak drogo skoro efekty zdają się być… przynajmniej dyskusyjne? Wszystko kwestia celu bądź fachowości audytorów. Czasem obydwu tych cech razem wziętych. Firma powinna zająć się zbadaniem stanu finansów Państwa. No dobrze. Żużlowego mini państewka. Zestawić wydatki ze źródłami dochodów. Z dogłębną analizą przyczyn, skutków i rokowań w pakiecie. Naturalnie już po zweryfikowaniu kto, dlaczego, w jakim trybie i za jakie pieniądze postanowił tę właśnie instytucję zatrudnić do dokonania wiarygodnych badań. Warunki BHP na stanowisku pracy prezesa, takoż stan oświetlenia klubowych gabinetów, niekoniecznie powinny stanowić główne zainteresowanie „inspektorów”.

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Przed sesją Rady Miejskiej w Gorzowie. Ile dzieli katastrofę od kolejnej miejskiej kroplówki dla Stali?

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Janowski Mikołajem, a Lindgren fryzjerem! Drabik wybrał się na… hokeja! (ZDJĘCIA)

No i ten cel. Albo to przedstawiamy obiektywne fakty, albo to kreujemy rzeczywistość udając, że to kraina miodem i mlekiem płynąca, a nasz dokument stanowi jedynie alibi dla takiej teorii. To jak Waszym zdaniem jest ze szlaką? Obiektywnie i fachowo czy pod tezę? A potem niekończące się dysputy o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Coś mi mówi, że gdyby ów audyt rzetelnym był, zaś zespół skłonny do zimnych ocen nie zaś kreacji – mielibyśmy kilka jeszcze „Gorzowów”. No ale pamiętajcie o jednym. Skąd wówczas PZM wziąłby na utrzymanie… nie tylko zespołu licencyjnego. Paru „ważnych” prezesów także. Bez względu na stan oświetlenia biurka takoż ergonomiczność zajmowanego stołka.

I słówko jeszcze a propos pomocy publicznej dla klubów. Ogólnie. Nie ma niestety znaczenia, czy dany klub ma uzasadnione prośby i realne potrzeby, zaś wnioskowana dotacja nie powaliłaby potencjalnie budżetu gminy. Liczy się zupełnie coś innego. To mianowicie, że jeśli chcesz cokolwiek ugrać z tego źródła, pierwej musisz zapewnić sobie przychylność większości w Radzie Miasta. Ta zwykle skupioną jest wokół aktualnego wodza. Upraszczając mocno i nieco kolokwializując – masz poparcie rządzącego – masz więc większość i masz rozwiązany „problem”. Bez względu na rzeczywiste potrzeby i wkład własny. Witamy w świecie dorosłych. Podoba się bądź nie – tak to funkcjonuje.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI