fot. FB Danny Ayres Racing #15
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Świat popkultury pełen jest historii tych, którzy odeszli zbyt wcześnie i stali się ikonami. Podobnie jest ze światem żużla. Jedną z takich osób jest Danny Ayres. O tym, jak tę tragedię można przekuć w coś dobrego, opowiedziała na łamach „Speedway Star” jego partnerka Jodie Pledge.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ

Także on, niczym gwiazdy telewizyjnych seriali, dostarczał kibicom rozrywkę swoimi występami. 1 lutego 2020 roku odebrał sobie życie. Chwilę przed tym, jak świat opanowała pandemia koronawirusa, fani pogrążyli się w żałobie po stracie jednego ze swoich ulubieńców. Najtrudniejsze chwile przeżyła Jodie Pledge, która przez sześć lat była związana z Ayresem i wspólnie wychowywali dwójkę dzieci. To wstrząsające doświadczenie pokazało, że jest niezwykle silną psychicznie kobietą. Szybko bowiem musiała ułożyć swoje życie na nowo, by zapewnić sobie oraz pociechom godne życie. Pomógł jej w tym nowy biznes. Dba także o to, by imię Danny’ego Ayresa nie zostało zapomniane. Jednym ze sposobów na to było zorganizowanie w Mildenhall zaplanowanego na 19 czerwca 2022 roku turnieju jego imienia. Nadal jednak musi zmagać się z bagażem dramatycznych doświadczeń.

– Żałoba to dziwna sprawa. Myślę, że przez dwa lata żyłam na adrenalinie, nie miałam poczucia rzeczywistości. Tak było od pierwszego dnia, kiedy musiałam zorganizować jego pogrzeb. Byli przy mnie oczywiście jego bliscy, czułam jednak, że w znaczeniu emocjonalnym wszystko jest na moich barkach. Najpierw organizacja pierwszego Dnia Danny’ego, potem COVID, to nie brzmi, szczerze mówiąc, jak prawdziwe życie. Przez cały czas mam wrażenie, że się obudzę i będę mogła mu powiedzieć: „Ale miałam koszmarny sen”. Nadal nie wydaje mi się to prawdą, ale po dwóch latach tak właśnie wygląda moje życie. Nie ma w nim niczego pewnego. Od tamtego czasu nabrałam jednak wiele siły. Pomogło mi to w roztoczeniu opieki nad dziećmi. Cały czas musiałam coś robić, wtedy smutek nie dochodził tak bardzo do głosu. W pewnym momencie zaczęłam jednak myśleć bardziej pozytywnie. Z pomocą pieniędzy, które dla mnie uzbierano, rozpoczęłam rok temu własną działalność. Musiałam przeprowadzić się i znaleźć dla jednej z córek taką szkołę, która otoczy ją wsparciem. Musiałam się przeprowadzić, ponieważ w domu, w którym mieszkaliśmy do tej pory, Danny odebrał sobie życie. To był dom, który stworzyliśmy wspólnie. Z nim związanych jest wiele dobrych wspomnień. Jednak po tym, co się stało, nie mogłam w nim spać spokojnie. Gdy tylko wchodziłam do domu, stawałam z tym twarzą w twarz. Myślałam o tym nawet w nocy, idąc do łazienki. Kiedy tylko usłyszałam jakiś hałas, bałam się, że to dzieciom coś się stało – opowiada na łamach „Speedway Star”. Wspomina także zmarłego partnera oraz jego podejście do życia.

– Danny zawsze mawiał: kiedy będę coś robił. Nigdy nie mówił: „jeśli” coś nastąpi, tylko „kiedy”. Po śmierci swojej mamy otrzymał nieco pieniędzy, zapytał wtedy, na co chciałabym je przeznaczyć. Wydałam je na kurs zawodowy. Zdałam kończący go egzamin w styczniu 2021 roku i wiązało się to z wieloma emocjami, ponieważ to było to, czego Danny chciał dla mnie. Teraz mam własny gabinet.

To z pewnością pomoże jej w otwarciu nowego rozdziału w życiu. Podzieliła się także tym, czym dla jej ukochanego był żużel.

– Kochał ten sport. W pewien dziwny sposób w pewnym momencie uratował mu życie. Kiedy wsiadał na motocykl, uwalniał się od myśli kłębiących się w jego głowie. To była jego ucieczka. Fani kochali go za wygrywane wyścigi. Kochał wygrywać i nie cierpiał przegrywać, jak każdy.

Jodie Pledge chciałaby przekuć tragedię w coś dobrego i stworzyć fundusz, który wspierałby zawodników w potrzebie.

– To będzie program, który posłuży wszystkim zawodnikom: byłym, obecnym, kontuzjowanym. Pomoże im zadbać o zdrowie fizyczne i psychiczne. W jego ramach będą działać trenerzy mentalni, pomagający w wyznaczaniu codziennych celów. Inni trenerzy pomogą zadbać o sylwetkę, pomogą dobrać plan żywieniowy. Paul Ackroyd z Benevolent Fund (Benevolent Fund to organizacja wspierająca przedstawicieli konkretnych branż w potrzebie – dop. aut) spytał mnie, czy ten rodzaj wsparcia mógłby pomóc Danny’emu w jego trudnych chwilach. Mam nadzieję, że uda mi się współpracować z Benevolent Fund, to pomoże zawodnikom wyzbyć się trosk finansowych, a sztab ludzi pomoże wszechstronnie zadbać o ich zdrowie. Ten sport może w ciągu jednego dnia zmienić życie. Przykładem może być Nicki Pedersen. Jednego dnia był w czołówce, a teraz potrzebuje operacji i zmaga się z widmem długiej przerwy w startach. To bardzo wyczerpujący psychicznie sport i trzeba mieć w sobie dużo siły, by stawić temu czoła – podsumowała.