Żużel. PR w żużlu jak yeti – wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, czyli jak nie odchodzić z klubu (FELIETON)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużel jest jedną z najpopularniejszych dyscyplin w Polsce. Dużo mu brakuje do piłki nożnej, ale np. koszykówkę czy piłkę ręczną bije już na głowę. Można dyskutować o „rywalizacji” z siatkówką, jednak patrząc przez pryzmat pieniędzy z kontraktu telewizyjnego, to żużel to zdecydowanie numer dwa w naszym kraju. Kluby PGE Ekstraligi (co za tym idzie –  zawodnicy również) otrzymały ogromne pieniądze, również na działania wizerunkowo-medialne, tylko mam wrażenie, że nie potrafią z nich skorzystać.

 

Ostatnio na tapet wjechały dwa przypadki – Bartosz Zmarzlik w Lublinie i Mikkel Michelsen w Częstochowie. Jeden z dżentelmenów powiedział w dość mocnych słowach, że skupia się na tym, co jest tu i teraz, a drugi – choć powinien być zdecydowanie bardziej doświadczony w kwestiach wizerunkowych – no cóż, nie popisał się. Abstrahując już od tego, że uważam, że mistrz świata powinien mieć nie tylko managera, ale również profesjonalne zaplecze PR-owe. I nie chodzi tylko o studenta/stażystę, który będzie pracował za możliwość bycia „bliżej” i „koślawo” prowadził social media, a osobę z doświadczeniem, która potrafi wychodzić z kryzysów, bo tych przecież w speedwayu nie brakuje.

– Szczerze mówiąc, takie dywagacje to żart i nie ukrywam, że mnie to bawi. To zasługa dziennikarzy, którzy nie mają o czym pisać i tym sposobem podbijają sobie klikalność. Ja reprezentuję Motor Lublin i jako drużyna walczymy o to, by wygrać te rozgrywki. To wciąż jest sezon 2022, a nie 2023. Ja dam z siebie 110%, by ten tytuł w tym roku wygrać. Wszystko inne to spekulacje, a ja na takie rzeczy nie mam czasu – to Mikkel Michelsen w wywiadzie telewizyjnym (Canal+) na temat zmiany barw klubowych. I czy mamy grzany temat Duńczyka? Swoje powiedział, nieprzekonanych nie przekona, ale może liczyć na jakiś spokój w tym temacie.

A drugi z panów? Najpierw zaczął uciekać od odpowiedzi, odsyłając do menadżera (co samo w sobie było już dziwne), a zaledwie dzień później wszystkim kibicom przekazał za pośrednictwem social mediów, że jednak odchodzi. Nie ta pora (ogłaszanie o odejściu w lipcu, przed fazą play-off?), nie ten czas, nie ten sposób. I teraz rodzą się wszelkie spekulacje.

Na chwilę zmieniamy dyscyplinę – w finale barażów o piłkarską pierwszą ligę w maju zmierzyły się zespoły Ruchu Chorzów i Motoru Lublin. W barwach Motoru, który przegrał 0:4, wystąpił Tomasz Swędrowski, który trzy dni po przegranych barażach dołączył do… Ruchu. I wylało się na niego wiadro pomyj od kibiców, którzy nie uwierzyli, że do porozumienia między piłkarzem a jego nowym klubem doszło w ciągu tych trzech dni. I teraz Bartosz Zmarzlik też na własne życzenie sprawił, że w starciach z Motorem (ale nie tylko z Koziołkami) będzie pod baczną obserwacją, a każde niepowodzenie będzie traktowane jako celowe. Defekt w jakimś biegu? „Oho, już kombinuje!” – o tym, że pojawią się takie głosy to jestem więcej niż pewny. A sam zainteresowany mógł wytrzymać presję, odpowiedzieć jak Michelsen i spokojnie dalej jeździć. A tak to już pojawiają się głosy rozżalonych kibiców, że przez to zamieszanie ze zmianą klubu nie poszło naszym w SoN-ie.

Zostawmy już tego „biednego” żużlowca, bo nie popisał się również klub. Zakładam, że lider i kapitan, który świętował ogromne sukcesy w barwach Stali, nie jest osobą obcą. I można było dojść do porozumienia, żeby całość ogłosić po sezonie, zorganizować konferencję prasową, podsumować występy swojego wychowanka, godnie go pożegnać, podkreślić jego wkład w rozwój klubu i zrobić wszystko tak, żeby nie pozostał niesmak. A tak dostaliśmy oświadczenie, które ponoć nawet nie „przeszło” przez rzecznika prasowego. I tym sposobem obie strony coś pokazały – klub, jak nie żegnać swojej legendy, a zawodnik – jak nie odchodzić z klubu. Inna kwestia, że mam wrażenie, że decyzja o odejściu podjęta została zdecydowanie wcześniej, jeszcze za rządów poprzedniego prezesa. Bo tak to już jest, że zawodnicy z topu są raczej nieuchwytni, chyba, że sami coś potrzebują, wtedy potrafią atakować wszystkimi kanałami. A niedługo po zatrzymaniu Marka Grzyba lider Stali osobiście pilnował, żeby go nie łączyć z całą sprawą.

A to, że nie odchodzi dla pieniędzy, to już nawet z litości komentować nie będę. PR to swego rodzaju sztuka kłamstwa, co pokazał nam Mikkel Michelsen. Ale to kłamstwo nie może być tak bezczelne, bo chyba nawet sam Zmarzlik nie wierzy w to, że nie odchodzi dla pieniędzy. Rozumiem chęć zmiany otoczenia, nowe wyzwania, ale wplatać w to finanse?

Wspomniałem o SoN-ie. Czy byliśmy świadkami kompromitacji Polaków0? Generalnie tak, bo jako posiadacze najsilniejszej ligi świata (jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało) i siła napędowa dyscypliny na pięć edycji zawodów (w tym dwóch domowych) powinniśmy się co najmniej raz ozłocić. Jednak czy było to wielkie zaskoczenie? No nie, bo każdy trzeźwo patrzący na półfinał zawodów w Vojens wiedział, że o medal będzie cholernie trudno. I teraz możemy się wyzłośliwiać, czemu selekcjoner nie powołał na finał Dominika Kubery czy Janusza Kołodzieja, a jeśli nie to – to czemu nasze orły nie zamieniały się polami startowymi? I czemu w Danii potrafili odnaleźć się Czesi, momentami Finowie, Australijczycy, osłabieni Brytyjczycy, a Polska nie? Dużo pytań, żadnych odpowiedzi, ale spokojnie – za chwilę nikt nie będzie o tym pamiętał.

Mnie – jako kibica – zabolało coś innego. Jeśli jest dobrze, wszystko idzie, to pokazujemy się w mediach, zawodnicy (nie)chętnie udzielają wywiadów, ale jak już jest gorzej, to nagle… nie ma nikogo. Tym bardziej dobrze, że selekcjoner Rafał Dobrucki i jeden z zawodników – Maciej Janowski – miał odwagę stanąć przed kamerami Eurosportu, ale ja bym chętnie poznał opinię naszego lidera, Bartosza Zmarzlika. Jeśli Timo Lahti przekazywał wskazówki Jesse Mustonenowi i on z nich nie potrafił skorzystać, to rozumiem – nie ta klasa zawodnika, z całym szacunkiem. Ale jeśli w reprezentacji Polski, gdzie mamy trzech zawodników ze światowego topu, jeden jedzie, a dwóch nie, to chyba jest coś nie tak.

Jednak na „socjalach” Żużlowej Reprezentacji Polski – czyli głównym kanale łączącym kadrę z kibicami – próżno szukać wypowiedzi głównego bohatera naszej kadry. Przynajmniej jest tu jakaś konsekwencja, bo po półfinale zakończonym sukcesem (awansem), też żadnego głosu nie było. A może – wzorem PZPN-u – można pójść w konwencję vlogową? Wówczas zawodnicy mogliby i coś powiedzieć kibicom i ocieplić swój szeroko pojęty wizerunek, a nagrywane filmy nie byłyby „sztywne”. Jednak dopóki nie nauczymy się nie chować głowy w piasek po porażkach, tylko zarządzać PR-em, zwłaszcza w kryzysach, to nie zrobimy kroku w stronę profesjonalizacji. Przynajmniej tej wizerunkowej. Teraz PR w żużlu jest trochę jak yeti, wszyscy o nim słyszeli, ale mało kto widział.

PAWEŁ PROCHOWSKI

3 komentarze on Żużel. PR w żużlu jak yeti – wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, czyli jak nie odchodzić z klubu (FELIETON)
    Żużel. Jakub Kozaczyk: To będzie emocjonujący półfinał - PoBandzie - Portal Sportowy
    2 Aug 2022
     7:58am

    […] Żużel. PR w żużlu jak yeti – wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, czyli jak nie odcho… […]

    Żużel. Sławomir Knop: W przypadku awansu nikt nam nie zabronił jazdy na innym stadionie. My pojedziemy w Gnieźnie, a oni u nas w Rawiczu - PoBandzie - Portal Sportowy
    2 Aug 2022
     9:12am

    […] Żużel. PR w żużlu jak yeti – wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, czyli jak nie odcho… […]

    obserwator
    2 Aug 2022
     10:51am

    Generalnie zgoda. Wątek o zmienianiu barw klubowych, a raczej ogłaszanie ich w trakcie rozgrywek, w punkt.
    Od siebie dorzucę, że właśnie dzięki niezgrabnym działaniom PR, kibic może szybko zorientować się w prawdziwych intencjach poszczególnych posunięć. A Mikkel Michelsen ma mój szacunek za wypowiedź przed kamerą.
    Co do wywiadów z zawodnikami, mam tu jeszcze takie jedno życzenie: aby kierować do rozmów dziennikarzy, którzy mają duże pojęcie o omawianej dyscyplinie (wiem, to nie łatwe zadanie), pytają o ciekawe rzeczy (a nie tylko klucz: stan toru – samopoczucie – prognozy na przyszłość), a w momencie konieczności używania języków obcych, kompetencje językowe były u nich na poziomie co najmniej komunikatywnym. W jedną i drugą stronę.

Skomentuj

3 komentarze on Żużel. PR w żużlu jak yeti – wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, czyli jak nie odchodzić z klubu (FELIETON)
    Żużel. Jakub Kozaczyk: To będzie emocjonujący półfinał - PoBandzie - Portal Sportowy
    2 Aug 2022
     7:58am

    […] Żużel. PR w żużlu jak yeti – wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, czyli jak nie odcho… […]

    Żużel. Sławomir Knop: W przypadku awansu nikt nam nie zabronił jazdy na innym stadionie. My pojedziemy w Gnieźnie, a oni u nas w Rawiczu - PoBandzie - Portal Sportowy
    2 Aug 2022
     9:12am

    […] Żużel. PR w żużlu jak yeti – wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział, czyli jak nie odcho… […]

    obserwator
    2 Aug 2022
     10:51am

    Generalnie zgoda. Wątek o zmienianiu barw klubowych, a raczej ogłaszanie ich w trakcie rozgrywek, w punkt.
    Od siebie dorzucę, że właśnie dzięki niezgrabnym działaniom PR, kibic może szybko zorientować się w prawdziwych intencjach poszczególnych posunięć. A Mikkel Michelsen ma mój szacunek za wypowiedź przed kamerą.
    Co do wywiadów z zawodnikami, mam tu jeszcze takie jedno życzenie: aby kierować do rozmów dziennikarzy, którzy mają duże pojęcie o omawianej dyscyplinie (wiem, to nie łatwe zadanie), pytają o ciekawe rzeczy (a nie tylko klucz: stan toru – samopoczucie – prognozy na przyszłość), a w momencie konieczności używania języków obcych, kompetencje językowe były u nich na poziomie co najmniej komunikatywnym. W jedną i drugą stronę.

Skomentuj