Dwukrotny mistrz Polski juniorów Daniel Kaczmarek postanowił inaczej zorganizować tegoroczne przygotowania do sezonu. Zamiast pracować na siłowni poleciał się do Ameryki Południowej, gdzie sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza Argentyny. Teraz opowiada nam o swojej przygodzie życia.

 

 

Polscy żużlowcy od jakiegoś czasu startują, i to z powodzeniem, w mistrzostwach Argentyny. Sukcesy odnotowywali Jakub Jamróg, Dawid Stachyra, a Patryk Wojdyło wygrał mistrzostwa nawet dwukrotnie. Tym razem w pierwszoplanowej roli wystąpił Daniel Kaczmarek.

– Nie nastawiałem się specjalnie na wynik. Moi koledzy rywalizowali wcześniej w tych mistrzostwach, ja też chciałem zobaczyć, jak to wygląda. Jednocześnie był to dla mnie trochę inny sposób na przygotowanie się do kolejnego sezonu. Wiadomo, skoro zdecydowałem się na starty, walczyłem o jak najlepszy wynik. Priorytetem dla mnie było jednak, by cało i zdrowo wrócić do Polski. Nie chciałem nabawić się jakiejś głupiej kontuzji, która mogłaby mi przeszkodzić w dobrej jeździe w sezonie. Jestem zadowolony, bo udało się zapewnić mistrzostwo jeszcze przed ostatnią rundą i ze spokojem jechałem ostatnie zawody – powiedział Kaczmarek.

Żużel. Gomólski zaprezentowany w Ostrowie! Znamy też nową nazwę drużyny! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Hampel jasno o transferach i planach Falubazu! „Rewelacyjne” (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

400 kilometrów do tunera

W Argentynie żużlowiec miał za sobą tylko jeden i to rezerwowy motocykl. – Zabrałem ze sobą tylko tyle sprzętu, co mogłem pomieścić w bagażach: motocykl, części zapasowe. By zrobić serwis silnika musiałem wstawać o trzeciej w nocy, jechać na autobus. Miałem 400 km do najbliższego tunera. Potem ten silnik u niego czyściłem, składaliśmy często korzystając z telefonu i kamerki. Co do zawodników, to było dwóch-trzech mocnych konkurentów, z którymi można było się pościgać. O czołowe lokaty walczyło siedmiu-ośmiu żużlowców, pozostali albo dopiero zaczynali, albo robili to amatorsko – stwierdził 27-letni zawodnik.

Sprzęt był wystarczający, póki nie defektował… – Kłopot pojawiał się, gdy coś się zepsuło. W Polsce można byłoby zamówić części kurierem i za 2-3 dni miałbym temat załatwiony, a tutaj trzeba było kombinować. Zrobić coś z dwóch-trzech części, coś pospawać… W Polsce to by nie przeszło… Przypomniały mi się czasy, gdy w Unii Leszno zaczynaliśmy i mieliśmy dyżury w warsztacie. Teraz tamte lekcje okazały się niezwykle przydatne – wspominał wychowanek Unii Leszno.

Daniel Kaczmarek startował na różnych torach. – Organizatorzy do budowy nawierzchni używali piasku z plaży. Czasem dosypywano nawierzchnię przed zawodami. Startowaliśmy na kołach dętkowych, dzięki temu była większa kontrola nad motocyklem. Poza tym motocykle nie miały zamontowanych limiterów obrotów, które „odcinają” zapłon i są obowiązkowe w Polsce. Na torach były dziury i koleiny, to jednak można było kontrolować pracę motocykla. I muszę przyznać, że jechało się łatwiej, choć tory wyglądały gorzej niż u nas – ocenił popularny Daniels.

Żużel. Co z dziurą w Stali na pozycji U24? Prezes odpowiada! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Sajfutdinow z wielkim sponsorem! Wszyscy kojarzą go z „PePe”! – PoBandzie – Portal Sportowy

Zawody – mimo licznych wyścigów – przebiegały bardzo sprawnie. – Wszystko było dobrze zorganizowane, nie było żadnych opóźnień. Miejscowi naprawdę poważnie podchodzili do tego tematu – powiedział żużlowiec.

Bariera językowa

Daniel Kaczmarek liczył, że dogada się korzystając z języka angielskiego. Na miejscu okazało się, że wcale tak łatwo nie będzie. – Problemem okazała się bariera językowa. Nie wszyscy znają angielski i czasami nie było do kogo się odezwać. Dobrze, że przynajmniej w parkingu mogłem pogadać po polsku z Mateuszem czy Pawłem. Osobiście dla mnie największym problemem były święta poza domem. Jestem człowiekiem rodzinnym i brak najbliższych, szczególnie w okresie świąt Bożego Narodzenia, gdzie my żużlowcy zawsze mogliśmy ten czas oddać rodzinie – był dla mnie trudny. Dlatego będę zastanawiał się, czy zdecydować się jeszcze raz na taką eskapadę – powiedział aktualny zawodnik Wybrzeża Gdańsk.

W Argentynie startowało trzech Polaków, jednak rodacy spotykali się tylko na zawodach. – Mateusz i Paweł mieszkali 350 kilometrów dalej, w Bahia Blanca. Mateusz był z całą rodziną: z mamą, tatą, żoną i dzieckiem. Paweł też mieszkał osobno. Spotykaliśmy się tylko na zawodach. Nawet do domu wracaliśmy osobno, nie mieliśmy zbyt wielu okazji do kontaktu. Dobrze, że chociaż w parkingu było czasem z kim pogadać i tam trzymaliśmy się razem – stwierdził żużlowiec.

Zobaczył stadion Maradony

Wolny czas Daniel Kaczmarek wykorzystał na zwiedzanie Argentyny. – Przed samym wyjazdem poczytałem w internecie co warto zobaczyć i udało mi się odwiedzić te wszystkie miejsca. Zwiedzanie zacząłem od Monte Hermoso. To miasteczko z wielkimi plażami przy Oceanie Atlantyckim. W Polsce takim odpowiednikiem byłaby Łeba czy Mielno. Plaże są jednak tak ogromne, że trudno objąć to wzrokiem. Po plaży można jeździć quadami, motocyklami, poczuć „atmosferę Dakaru”. Mieliśmy ze sobą dwie krossówki i quada, więc trochę tam pojeździłem. Byłem w Mar del Plata, jednym z najpopularniejszych miast wypoczynkowych w Argentynie, które liczy około 800 tysięcy mieszkańców. Tam jest mnóstwo teatrów i jedno z największych kasyn na świecie. Widziałem wodospady Iguazu na granicy Brazylii, Paragwaju i Argentyny. To miejsce, z 225 wodospadami, zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wykupiliśmy wycieczkę na łódkach, podpływaliśmy pod wodospady. To było coś wspaniałego. Widziałem, jak ogromną siłę ma woda… Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Zobaczyłem największy stadion Ameryki Południowej: Estadio Monumental w Buenos Aires, odwiedziłem La Boca, gdzie wychowywał się Diego Maradona i stadion, na którym zaczynał karierę piłkarską. Widziałem pałac prezydencki i największy teatr w Argentynie Teatro Colon. Sporo tego było – powiedział Kaczmarek.

Zawodnik sprzedał na miejscu motocykl, ale i tak miał problem ze zmieszczeniem w limicie bagażu. – Wiedziałem, że będę wracał do domu bez motocykla, dlatego w bilecie wliczone były 23 kilogramy bagażu. Dokupiłem jeszcze 15 kilo, ale i tak ledwo się spakowałem, bo zabrałem ze sobą ochraniacze i kombinezon. W Argentynie zdobyłem siedem pucharów, najcięższy ważył 700 gram… Wygrywałem aluminiowe kubki do picia yerba mate. Musiałem wybierać, co zabiorę… Liczyłem, że uda się zabrać więcej, ale trudno… – stwierdził popularny Daniels.

Kaczmarkowi nie podeszło miejscowe jedzenie. – Był z tym duży problem. Argentyńczycy jedzą wołowinę, prawie codziennie robią grilla, który oni nazywają asado. Widziałem, że Mateuszowi Tonderowi to smakowało, ale ja miałem problem. W domu mało jadam mięsa, jeśli już to kurczaka i to najchętniej pierś. Dlatego tutaj często – zamiast lokalnych posiłków – wybierałem pizzę – powiedział aktualny zawodnik Wybrzeża Gdańsk.

Czas na finał przygotowań

Pobyt w Argentynie wymusił zmianę przygotowań. – Prócz jazdy na żużlu trochę biegałem, jeździłem na rowerze. Był fajny park niedaleko domu, dlatego chętnie tam się zapuszczałem. Od dwóch lat trenuję praktycznie bez przerwy, dlatego jestem zadowolony z formy. Teraz zrobię sobie kilka dni trochę luzu i wracam do zajęć. Siłownię już odpuszczam, bo jest późno, ale rower, bieganie, basen, sauna jak najbardziej – stwierdził Kaczmarek.

Gdańszczanie – z uwagi na remont stadionu – zaczną przygotowania torowe poza granicami kraju. – Mamy zaplanowany już wyjazd i dobrze, że potrenujemy w Gorican – dodał Daniel.

Zaraz po zakończeniu mistrzostw Daniel Kaczmarek wrócił do kraju. – W poniedziałek wieczorem mieliśmy ostatni turniej. We wtorek ruszyłem w drogę do domu. Do Frankfurtu doleciałem w czwartek nad ranem. Na lotnisku czekała już na mnie narzeczona z tatą. Lotnisko było ogromne, rozładował mi się telefon i przez godzinę szukaliśmy się wzajemnie – stwierdził.

Po powrocie Daniel odczuwał skutki zmiany czasu. – Na razie bardziej funkcjonuję wg argentyńskiego czasu. Niby pospałem, wstałem, ale czuję się zmęczony, bo tam to byłby wieczór… Myślę, że za dwa-trzy dni przestawię się na właściwy czas – powiedział.

TOMASZ ROSOCHACKI