Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Od ponad czterdziestu lat wyłaniany jest w żużlu mistrz świata juniorów. Za niespełna miesiąc rozpocznie się tegoroczna rywalizacja o tytuł najlepszego juniora globu. W kilkudziesięciu letniej historii imprezy zaledwie trzem zawodnikom udało się wywalczyć tytuł mistrzowski również w kategorii seniorskiej. 

 

W gronie trzech zawodników jest Polak, Bartosz Zmarzlik, który juniorski czempionat zdobył w 2015 roku. Oprócz niego do grona „podwójnych” mistrzów należą Jason Crump oraz Per Jonsson. Australijczyk triumfował w 1995 roku na torze w Tampere, z kolei Szwed osiem lat wcześniej, kiedy to zawody nosiły jeszcze nazwę Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów.

Zestawienie można jeszcze poszerzyć o klasyfikację medalową. Tu okazuje się że tylko trzech Indywidualnych Mistrzów Świata seniorów zdobywało medale w kategorii juniorskiej. Dokonał tego Tony Rickardsson (1990 rok) Mark Loram (1992) oraz Chris Holder (2007, 2008). Medali w zawodach juniorskich nie mają takie legendy jak Hans Nielsen, Tomasz Gollob czy Nicki Pedersen. 

– W moim wypadku prawda jest niestety taka, że w swojej młodości nie byłem na tyle dobrym zawodnikiem, aby zdobywać medale w kategorii juniorskiej. Forma najwyraźniej przyszła później – mówi Pedersen. Zdaniem legendy światowego żużla przyczyna faktu, iż forma w kategorii juniorskiej nie przekłada się na tę w „życiu” seniorskim ma parę przyczyn.

– Na pewno ściganie się w klasie juniorskiej 85 czy 250 ccm to co innego, niż wejście i funkcjonowanie w dorosłym żużlu. Marzenia, ambicje i sukcesy w fazie juniorskiej nie zawsze są zgodne z późniejszym talentem w dorosłym żużlu. Inną sprawą jest fakt, że obecnie jest naprawdę bardzo ciężko się przebić i zakwalifikować do serii Grand Prix. To obecnie przypomina konieczność przejścia przez „ucho igielne”. Uważam też, że jedna z przyczyn jest banalna. Kończąc lat 21 sporej ilości zawodników brakuje po prostu dojrzałości i odpowiedniego podejścia do pracy. Czasami szybkie sukcesy przynoszą później w dorosłym żużlu więcej szkody, aniżeli pożytku – mówi były indywidualny mistrz świata.

Ciekawym przykładem zawodnika w tym temacie jest Duńczyk Jesper B. Monberg, który mistrzem świata juniorów został już w wieku lat dziewiętnastu.Ze szczerością mogę powiedzieć, że w moim wypadku sukcesy chyba przyszły za szybko. Czasami czułem się, że moja kariera „wystrzeliła jak z armaty”. Jak miałem szesnaście lat, to byłem już wicemistrzem Danii juniorów. W 1997 roku jako młody chłopak byłem w złotej duńskiej drużynie seniorów z Nielsenem czy Knudsenem. Jako mistrz juniorów awansowałem do Grand Prix i to było jak rzucenie na głęboką wodę. Były wtedy eliminatory i najczęściej po piątym biegu byłem „wolny”. Później doszły kontuzje, problemy prywatne i tak naprawdę sukcesów, które wróżono mi, jak byłem młody w seniorskim żużlu nie odniosłem – mówi były duński zawodnik. 

Zdaniem Erika Gundersena kolosalne znaczenie ma w obecnych czasach otoczenie zawodnika, a raczej w wielu przypadkach po prostu jego brak.

– Wielu zawodników z talentem w młodym wieku jest „pieszczonych” przez otoczenie czy kluby. Jak wychodzą z wieku juniora okazuje się, że tego wsparcia na każdym kroku dnia codziennego zaczyna brakować i zawodnicy zaczynają się gubić w momencie, kiedy tak naprawdę są sportowo w wieku rozwojowym. Niektórzy z nich po prostu się wtedy nie odnajdują i tracą motywację do ciężkiej pracy, a bez niej nigdy nie ma sukcesów. Budowa kariery do światowego poziomu wymaga po prostu wiele pracy, a nie wszystkie jednostki po sukcesach w młodości potrafią się na ten system bezproblemowo przestawić. Uważam, że duża rola w prowadzeniu zawodników pomiędzy wiekiem juniora, a seniora jest w klubach. One powinny jak najszerzej służyć pomocą – podsumowuje legendarny duński zawodnik. 

Wykorzystano materiał – Ib Soby Speedway