Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W latach 70. oraz 80. ubiegłego wieku popularnością cieszyły się międzynarodowe test-mecze. Z biegiem lat było ich coraz mniej, a dziś tak naprawdę należą do rzadkości. Jak wyglądało brytyjskie tournee po Australii po sezonie 1987 czy wyprawa do Danii? Wspomina menadżer Anglików, Eric Boocock.

– Nie mieliśmy w reprezentacji już takich zawodników jak Michael Lee, Peter Collins czy Chris Morton. Nie było innej rady, jak zacząć stawiać na młodych i dawać im szansę jazdy na różnych torach. „Świeżą” krew mieli wnieść do reprezentacji tacy zawodnicy jak Martin Dugard, Paul Thorp czy Gary Havelock. Postanowiłem z młodą ekipą polecieć do Australii. Ja zorganizowałem wszystko po naszej stronie, mój brat Nigel, który był w Australii, organizował wszystko na drugim kontynencie – wspomina były angielski żużlowiec. 

Eric Boocock przyznaje, że sportowo wyjazd się udał, ale podczas „wycieczki” nie brakowało ciekawych historii. 

– Test-mecze wygraliśmy z Australijczykami w stosunku 5:2. Należy pamiętać o jednym – wtedy w Australii takie spotkania międzynarodowe oglądało i osiem tysięcy widzów. Wszyscy fanatycznie dopingowali swoich. Do tych ośmiu trzeba doliczyć jeszcze sędziego, traktorzystę i wszystkich zaangażowanych w zawody. Moi młodzi chłopcy mieli charakter nie tylko na torze. Podczas spotkania w Mildurze, w jednym z biegów spotkali się Phil Crump oraz nasz młodziutki wtedy Sean Wilson. Panowie na torze ostro powalczyli i wygrał Sean. Znałem Phila i wiedziałem, że może być w parkingu „gorąco”, zatem uprzedziłem o tym brata. Faktycznie – jak tylko Sean zjechał do parkingu i zaparkował motocykl, podszedł do niego Phil i zaczęło się. Najpierw słowna przepychanka, a później „bokserski” pojedynek. Latały skrzynki z narzędziami. Parę osób się podłączyło. Skończyło się tak, że musieli interweniować ochroniarze, ale zawody kontynuowano. Po ostatnim swoim biegu, Peter Carr na pożegnanie przejechał dodatkowe okrążenie na jednym kole. Za ten numer sędzia ukarał go karą finansową w wysokości… 250 funtów. Wszyscy wiedzieliśmy, że to złośliwe zagranie. Australijczycy byli niegięci. Powiedzieliśmy, że od kary się odwołamy i napiszemy specjalne pismo. Następny mecz był  w Melbourne. Miał go sędziować arbiter, którego znał mój brat. Słyszał o tym zdarzeniu w Mildurze i też uważał karę za kuriozalną. Przekazałem mu zaklejoną kopertę z listem i czekiem z prośbą o przekazanie jej australijskim władzom żużlowym. Czek opiewał na kwotę 150 centów. Odbiorcą była Myszka Miki, a wystawiającym Kaczor Donald… – kontynuuje Boocock. 

Paul Thorp oraz Eric Boocock

Podczas wyjazdów nie lada wyzwaniem dla opiekunów kadry było przypilnowanie młodych Anglików którzy nie stronili od alkoholu i zabawy. 

– „Najgroźniejszą” sytuację mieliśmy podczas pewnego tournée w Danii. Chłopcy poszli na miasto. Następnego poranka słyszymy, jak coś szepczą między sobą o pewnej kobiecie. „Lepiej ją odnajdźmy”, „nie wiedziałem, że tak się to skończy” i podobne teksty. Zawołaliśmy z Colinem Prattem Simona Wigga i poprosiliśmy, aby opowiedział co się stało. Chłopcy poszli na dyskotekę. Jeden z naszych zaczął podrywać Dunkę. Oczywiście był wypity. W pewnym momencie jak ona coś mu odpowiedziała, co nie znalazło jego aprobaty, nasz zawodnik uderzył ją z „liścia” w twarz. Kobieta upadając uderzyła głową o podłogę. Natychmiast zabrano ją do szpitala, a nasi zawodnicy opuścili lokal. Jak się o tym dowiedzieliśmy, postanowiliśmy wysłać Simona Wigga do szpitala z kwiatami i czekoladkami. Simon ją przeprosił za jednego z kolegów i zapytał, czy ma stawić się osobiście u niej. Odmówiła. Nie chciała go widzieć. Od pielęgniarki się dowiedzieliśmy, że kobieta ze względu na uraz nie pojawi się pewien czas w pracy i nie otrzyma za to wynagrodzenia. Pokryliśmy straty finansowe. Nie chcę myśleć, co by było, gdyby angielskie gazety obiegł tytuł „angielscy żużlowcy biją w klubach nocnych kobiety po twarzy”. Tak naprawdę zapłaciliśmy jej za milczenie – kontynuuje Boocock. 

Warto nadmienić, że Anglicy potrafili się bawić nie tylko przy okazji test meczów. Tak było w 1990 roku w Pardubicach.

– Po Drużynowych Mistrzostwach Świata była mała impreza. Po niej jeden z zawodników udowadniał, że telewizory mogą latać i być wyrzucane przez okno. Ale szczegółów tej historii nie znam – podsumowuje Boocock.

W artykule wykorzystano biografię Erica Boococka- Booey.