Żużel. Pilski żużel, 25-lecie złota oraz początki pracy jako spiker. Wojciech Dróżdż: Każdy sezon żużlowy jest dla mnie świętem (WYWIAD)

fot. Sebastian Daukszewicz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W pilskim środowisku żużlowym doskonale znana jest postać Wojciecha Dróżdża. To właśnie pan Wojtek, między biegami, umila kibicom czas, czekając na zapalenie zielonej lampki. Swoją przygodę jako spiker rozpoczął już w szkole podstawowej, a z biegiem lat jego pasja i zaangażowanie w ten zawód rozwijały się coraz bardziej. To prawdziwy człowiek żużla, który posiada ogromną wiedzę na temat tego sportu i mógłby o nim opowiadać godzinami. W rozmowie z naszym portalem pan Wojtek podzielił się wspomnieniami z początków swojej kariery spikera, dogłębnie podsumował miniony sezon żużlowy w Pile oraz opowiedział o 25. rocznicy zdobycia przez Polonię złotego medalu.

 

 

Miniony sezon był dla Pana w jakiś sposób szczególny? Oprócz licznych imprez żużlowych w Pile, komentował Pan również w telewizji Sabmar, między innymi finał DMPJ w Ostrowie oraz Mistrzostwa Europy Par w Lonigo, które były jednymi z ostatnich zawodów w tym roku.

Każdy sezon żużlowy jest dla mnie świętem. Myślę, że nie są to słowa przesadzone. Teraz tak sobie śledzę na kasetach video, bo jestem człowiekiem starej daty i bardzo lubię przeglądać stare kasety, więc przeglądam te moje pierwsze zawody, na których po raz pierwszy z mikrofonem pracowałem. W ogóle mnie tam nie słychać, ale wspominam sobie te wydarzenia. I tak akurat przez głowę przechodzi mi myśl, że każdy sezon to wielkie przeżycie. Bez różnicy, czy jest to sezon, kiedy jedziemy o mistrzostwo Polski, czy kiedy walczymy o utrzymanie. Dla mnie żużel jako zjawisko to coś wyjątkowego, to jest wielka radość. Każdy sezon, bez hierarchizowania, jest dla mnie najważniejszy i jedyny w swoim rodzaju.

Jakie to były zawody, które po raz pierwszy Pan prowadził?

Na stadionie po raz pierwszy prowadziłem zawody, pewnie trudno w to uwierzyć, w 1998 roku. Ja wtedy jeszcze do ósmej klasy chodziłem i to był taki turniej, który organizowano jako Pomorską Ligę Młodzieżową. Wtedy na stadionie, no wiadomo, jak to na takich młodzieżowych imprezach, kilkaset osób było. Oczywiście lapsusy dziennikarskie się zdarzały. Wtedy po raz pierwszy w całości komentowałem z wieży imprezę 26 maja 1998 roku, w Dzień Matki. Pamiętam taką historię z tych zawodów, kiedy Marceli Dubicki, reprezentant Wybrzeża Gdańsk, a wychowanek Polonii Piła, podjechał pod taśmę. Ja chciałem się jakoś wyeksponować i powiedziałem przez mikrofon: A w kasku czerwonym Marceli Dubicki, który… – no i zabrakło mi pomysłu, co dalej, więc myślę, że było to dosyć zabawne. I tak się zaczynało. A pierwszy raz przy mikrofonie pracowałem dwa miesiące wcześniej, właśnie na imprezie, którą ostatnio sobie odtwarzałem. Był to mecz towarzyski Polonia Piła – ZKŻ Zielona Góra. W te arkana mikrofonowe wprowadzał mnie Piotr Gruntkowski, nasz spiker, a także mój nauczyciel jeszcze z podstawówki. Dzięki właśnie Piotrowi Gruntkowskiemu zacząłem pracę w Radiu 100, które już nie istnieje, ale które w wielu kibicowskich sercach dalej się tli. Zwłaszcza moje pokolenie dobrze pamięta mecze wyjazdowe transmitowane przez Radio 100. No i właśnie wtedy pan Piotr czy też Przemysław Surdyk jeździli na wyjazdy i komentowali mecze, a moim zadaniem było łączenie się z nimi ze studia, powtarzanie, kto ile punktów zdobył i jaki jest wynik, oraz po prostu urozmaicanie tych relacji. Najpierw robiłem to samo, a potem z kolegami. A wracając do tematu Sabmaru, to jest temat szczególny dla mnie dlatego, że po raz pierwszy dzięki Marcinowi Wypiorowi otrzymałem szansę pracy przy kamerze – takiej poważnej i na żywo. To wszystko zaczęło się późno, bo w 2018 roku podczas finału Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych w Gorzowie, wygranego przez Unię Leszno z kompletem punktów. To było też niesamowite – 30 punktów, które Smektała wraz z Kuberą uzbierali.

Wyjazd do Lonigo na sam koniec sezonu był dla Pana czymś wyjątkowym? 

Tak, oczywiście. Ja nigdy wcześniej w Lonigo nie byłem, a bardzo chciałem tam jechać. Były pewne problemy, bo wiadomo, kiedy ma się rodzinę i inne zobowiązania, to trzeba było wszystko poukładać. Na szczęście z pomocą mojej wspaniałej żony udało się. Zresztą bardzo mnie wspierała w tym, żebym tam pojechał. Trwało to trzy dni, bo najpierw z Sabmarem zahaczyliśmy o siatkówkę, też bardzo bliski mi sport, a potem wyruszyliśmy do Lonigo. Oczywiście baliśmy się, że deszcz wygra z nami, a imprezę będzie trzeba przełożyć. Na szczęście praca organizatorów to był fenomen. Na pewno dla mnie zawody w Lonigo były dużym świętem. Ja miałem po raz kolejny przyjemność komentować zawody z redaktorem Henrykiem Grzonką. Dla mnie to jest zawsze wyróżnienie, kiedy Henryk jest obok mnie, bo co prawda on mi oddaje pierwsze skrzypce, ale to jest taka legenda, że wystarczy, aby po prostu stanął, powiedział dwa słowa w czasie relacji, i już to wszystko zyskuje na wartości.

Wróćmy teraz do minionego sezonu Piły. Stadion w trakcie rozgrywek przechodził remont, a przeciwległa trybuna została wyłączona z użytku. Czy dziwnie czuł się Pan jako spiker, mając kibiców tylko po jednej stronie obiektu?

Nie, w żadnym wypadku. W Pile zawsze czuję się fantastycznie. Dla mnie największym obciążeniem jest fakt, żeby inni ludzie też się czuli dobrze. Bo to, że ja się czuję dobrze, to nie jest żaden sukces, a ważne jest to, żeby odbiorcy mieli satysfakcję z tego, że oglądają ciekawy żużel i że ja im nie przeszkadzam. Nie mogliśmy przez remont zrobić np. fali. To jest taka drobnostka, ale właśnie rozmawiałem z jednym kibicem, prywatnie moim wujkiem, i on mi mówił: Słuchaj, ta fala na połowę stadionu to jest taka byle jaka i chyba nie warto jej robić„. I wtedy wymyśliliśmy tę Szkocję, która tak świetnie wyszła, więc myślę, że warto się w to bawić. I to też większości kibiców również pasowało.

Polonia Piła sezon 2024 ostatecznie zakończyła na półfinale. Pana zdaniem skład, który występował, pozostawił pewien niedosyt, czy jednak spełnił oczekiwania?

Rozmawiałem w trakcie sezonu z Kubą Sierakowskim, który powiedział mi wtedy coś takiego, co wziąłem sobie do serca: Przy takich problemach finansowych, jakie spotkały nas wiosną, wynik sportowy schodzi na drugi plan i jestem tego samego zdania. Zobacz, że oprócz tych problemów ze sponsorem pojawił się problem ze stadionem. Mówiło się, że zostanie wyremontowana jedna część stadionu, potem druga. Najpierw na jednej będą kibice, potem na drugiej. Taka informacja była puszczona w obieg, nie wiem, czy oficjalna, czy nieoficjalna, ale krążyła, i śmiem twierdzić, że była oficjalna. W związku z tym klub też miał nadzieję, że część stadionu będzie aktywna i wtedy zostanie nabita przez ludzi, i oni przyjdą. A w Bydgoszczy dwa mecze oglądane przez garstkę kibiców spowodowały długi, więc wynik stawiam jako sprawę drugorzędną. Ale już abstrahując od problemów, to wynik był na miarę możliwości. Kiedy przed sezonem mówiło się, że Piła ma fajny skład, który przynajmniej do play-offów wejdzie na pewno, ja już miałem taką lampkę w głowie, a jeszcze nie wiedziałem, że Enea się wycofa. Bo przecież inne zespoły również zbudowały dobre składy. Zobacz, co teraz się dzieje, jakie mamy składy. I co? Znowu tutaj padły słowa na jubileuszu 25-lecia, oczywiście wymazane gumką, że jedziemy o awans. Ale przecież składy Opola, Gniezna, Gdańska słabe nie będą i znowu tym małym sukcesem będzie wejście do czwórki. I to już będzie coś.

Landshut też nie będzie słabe, bo przecież zbudowali bardzo ciekawy skład, w którym są zawodnicy, mogący odpalić w każdym momencie.

Oczywiście. Oprócz Castagny i Wrighta masz bardzo fajnego Rissa, który pozytywnie zaskoczył mnie w tym sezonie. Wydawało się, że on już nie pojedzie, a naprawdę wystrzelił świetnie – został mistrzem Niemiec i jeszcze sporo punktów zdobywał w lidze. W Landshut nikt nie wygra, tak podejrzewam. Oni wszystkie domowe mecze wygrają, a jak powygrywają wysoko, to będą mieli jeszcze szansę na bonusy, więc to też jest kandydat na czwórkę. Nie powiem „murowany”, bo w tym sezonie zawiódł ich Lindbäck, który nie mógł pojechać w kilku spotkaniach, i to był zupełnie inny zespół. W przyszłym sezonie naprawdę liga będzie bardzo ciekawa i nie wiem, jak ty, ale na razie uważam, że najmniej ciekawie zapowiada się Ekstraliga. Z mojej perspektywy wiecznego drugoligowca druga liga zapowiada się super. W pierwszej tam są takie składy, takie zespoły, że z wielką przyjemnością będzie się oglądało spotkania. Oczywiście PGE Ekstraliga też będzie świetna, tylko czy będzie tak samo wyrównana jak pierwsza? Mam wątpliwości.

Pan uważa że wynik końcowy drużyny mógłby być o wiele lepszy, gdyby nie zamknięcie pilskiego obiektu? Wiadomo, że finanse na pewno byłyby w lepszej kondycji, ale też zespół coraz lepiej sobie radził na domowym torze, zwłaszcza po dołączeniu Mathiasa Pollestada.

Tak, na pewno mniejsze byłyby długi. Myślę, że zamiast tych 400 tys. byłoby to 200 tys. długu i to już zupełnie inaczej brzmi. Ale jeżeli chodzi o wynik sportowy, to nie uważam, że zespół osiągnąłby więcej. No, było ich stać na pewno na finał, ale ten skład pojechał maksa. Pewnie pamięta pan, jak nasz zespół w pierwszym meczu w Bydgoszczy, jeszcze w rundzie zasadniczej, sobie radził. Miał dużo szczęścia. Wygraliśmy tam szczęśliwie, bo tam upadał Grygolec i Jeleniewski. Nam ten mecz, jako pilanom, bardzo fajnie się poukładał, więc tam równie dobrze mógł być remis, mogła być mała wygrana Tarnowa. Ja sobie ten mecz później na kolanie tak rozpisałem. Z synem sobie usiedliśmy przy kebabie i nawet w myślach te punkty sobie policzyłem. Jakby tutaj nie było tego upadku Grygolca, tam potem powtórka wyścigu, no to szło na remis. Zresztą w rundzie finałowej bardziej umotywowana Unia, bo mimo wszystko mówiła, że jedziemy o wyższą ligę, pokazała nam trochę miejsce w szeregu.

Chciałbym teraz przejść do juniorów Polonii. Głównie tę formację tworzyli Dawid Grzeszczyk, Błażej Wypior i Tobiasz Jakub Musielak. Ich rozwój oraz trafne decyzje klubu dotyczące ich pozyskania to spory sukces dla tutejszego środowiska?

Myślę, że młodzież pokazała klasę i pierwotnie chyba mało kto się tego spodziewał. Pamiętam takie krytyczne głosy w internecie, które się przewijały, że Grzeszczyk nie jeździ w młodzieżówce nawet, a okazało się, że ten Dawid wyrósł, bo był opryszkiem malutkim, a teraz jest dużym chłopakiem. Mimo że zbyt mocno wyłamuje motocykl na wyjściach, to jest zawodnik, który potrafi dobrze wystartować, utrzymać pozycję i jedzie tak coraz pewniej. Musielak to oczywiście lider tej formacji. Szkoda, że go za rok nie będzie, bo przeszedł do Poznania. I dobrze, bo jest to wyższa liga i tam też sobie poradzi. A Błażej to jest mój kolega, ja z satysfakcją o tym mówię. Błażej realizuje transmisje w Sabmarze wraz z tatą i stąd go znam. Na Błażeja tak naprawdę najmniej liczyłem, bo jeździł już trochę odświętnie. Ale to, co on pokazał w tym pierwszym biegu z Gnieznem, kiedy prowadził, a później zanotował defekt, to pomyślałem sobie, że cieszę się, że się pomyliłem. W młodzieżówkach ładnie punktował, więc żałuję, że już nie pojeździ, a mógłby pewnie, bo przecież sportowo się prowadzi. Podsumowując, cała trójka zdała egzamin.

W tym sezonie do Piły wrócili dwaj zawodnicy: Jonas Jeppesen i Norbert Kościuch. Chciałbym poruszyć temat Norberta, który został kapitanem drużyny. Po ciężkim roku w Gdańsku, gdzie rozwiązał kontrakt, udało mu się wykręcić dobry wynik w Krajowej Lidze Żużlowej. Jak pan ocenia jego występy w tym sezonie?

Był to na pewno trudny sezon w Gdańsku, wcześniej też w Toruniu nie miał łatwo, no i jeszcze nie tak dawno poważnie wyglądający upadek na memoriale Wiesława Rutkowskiego we wrześniu 2023 roku. To wszystko były takie problemy, które tkwiły w głowie. Norbert dobrze się przygotował, wiadomo, nie był to ten sam zawodnik, który szalał w Pile w 2017 roku, kiedy był zdecydowanym liderem. Teraz miewał lepsze występy, miewał też gorsze, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie. Bardzo się cieszę, że zostaje w drużynie i będzie trenerem, bo jest to wariant oszczędnościowy. Hans Nielsen, wiadomo, jest to persona, tak jak Henryk Grzonka przy mikrofonie. Norbert Kościuch będzie rozwiązaniem tańszym i na pewno w przypadku polskiego żużla nie gorszym niż Nielsen.

Hans Nielsen spełnił oczekiwania?

Nielsen miał doświadczenie, bo prowadził duńską kadrę i tam też wykonywał takie ruchy. Ja pamiętam bardzo dobrze mistrzostwa Europy par 2021 w Gdańsku, i tam duńska drużyna walczyła o medal. Był Knudsen, Hjerrild i chyba Breum. Mimo że ktoś tam dobrze pojechał, został wycofany, a wstawiony rezerwowy, tak jakby Nielsen chciał budować morale zawodników, niekoniecznie patrząc na wynik. To nie był jedyny przypadek w duńskiej kadrze, gdzie podejmował dziwne decyzje z perspektywy kibica. To jest Duńczyk i, mimo że Polska nie jest mu obca, to on nie ma mentalności Polaka, który traktuje ligę jako coś ważniejszego niż wiele innych spraw. U nas trochę tak jest, bo żużel wygląda jak walka na śmierć i życie. Dla Nielsena – niekoniecznie, więc on podejmuje inne decyzje. Ja miałem bardziej nadzieję, że Nielsen to będzie taka dobra reklama dla klubu, że może Waldemar Cisoń zostanie i on będzie dalej prowadził zespół. Teraz, ze względu na cięcie kosztów, nie ma takiej możliwości, żeby Hans był trenerem. Pewnie żaden inny trener nie zrobiłby z tym zespołem wiele więcej. Hans się starał, a najlepszym przykładem, że ta jego mentalność jest inna, był mecz w Opolu, kiedy Knudsen wchodził regularnie za każdego z seniorów. W końcu ten Knudsen nieźle pojechał, ale właśnie – Nielsen budował zawodników trochę jak Stanisław Chomski w Gorzowie, za co mu się oberwało.

Nie był to udany rok w wykonaniu Jonasa Knudsena. Według Pana można Duńczyka wskazywać jako najsłabsze ogniwo?

Żużel to sport zerojedynkowy, więc ja tutaj nikogo nie obwiniam i nie chcę stwierdzać, że ktoś zawiódł albo nie zawiódł, bo każdy się stara i każdy chce wygrywać. Myślę, że kibice spodziewali się, że Knudsen zdobędzie więcej punktów, podobnie Jonas Jeppesen. Też myślałem, że Jonas Jeppesen będzie, jeżeli nie liderem zespołu, to uzbiera średnią dwóch punktów na wyścig, a tak się nie stało. Dan Gilkes – tutaj wielka szkoda, że ten zawodnik stanął w miejscu. Była okazja, żeby zapunktował w meczu z Landshut, wtedy dostał szansę w pierwszym składzie. W jednym z biegów jechał pierwszy, ale poślizgnął się, spadł na czwarte miejsce i potem lepiej nie było, a później już nie dostawał szans. Szkoda, naprawdę, bo jest to talent niewykorzystany. Zobaczymy, co będzie dalej. Czasami Brytyjczycy czy Duńczycy zyskują nowe życie po jakimś czasie. Wiem, że Paweł Szałapski wspominał, że Dan za dużo waży, co mu przeszkadza. Myślę, że po Danie i Knudsenie, którzy zostali na kolejny rok, miejscowi kibice oczekiwali więcej.

W żużlu głównie mówi się o zawodnikach i ich rywalizacji na torze, a znacznie mniej uwagi poświęca się działaczom klubu. W Pile od 2023 roku funkcję prezesa pełni Dariusz Pućka, a vice-prezesem jest Dariusz Słowiński. Jak widać, ich praca idzie w dobrym kierunku, a oni starają się rozsądnie zarządzać finansami.

Cieszę się, że poruszył pan ten temat. Ja kiedyś też mówiłem, że żużlowcy to nie jedyny składnik klubu, oczywiście są niezbędni, bez nich nie ma zawodów, ale zapominamy o drugiej stronie medalu, i właśnie Sebastian Janpor uzupełnił kiedyś moją wypowiedź: „No tak, działacze są najważniejsi”. Chyba ma rację Sebastian, mówiąc o działaczach, bo i kibice obrażają się na klub, i zawodnicy strzelają focha, mając wygórowane oczekiwania, których nie da się wszystkich spełnić, a mogliby czasami ustąpić, a prezesi trwają. Co prawda też nagrzeszą i też mają pod górkę, ale ci nasi starają się. Tak jak pan mówi, starają się jak najlepiej, wydają tyle, ile mają, czasami zaryzykują – tu znowu jest ryzyko podjęte. Wiemy dobrze, mamy dług, nie mamy jeszcze licencji, są zawodnicy zatrudnieni, którzy trochę kosztują. Co prawda nasi, więc może będzie trochę taniej z dojazdami, ale jest przecież doświadczony Gapiński, uznany Kościuch, całkiem skuteczny Cyfer – im też pieniądze będzie trzeba zapłacić, o Duńczykach już nie mówię. Więc trochę idą w ciemno, ryzykują, ale widząc, jak zbroi się reszta Polski, trudno stać w miejscu, chociaż myślę, że te wzmocnienia są w jakimś stopniu wyważane. Liczyć trzeba tylko na to, że uda się zasypać dziurkę z długami i otrzymać licencję, najlepiej taką zwykłą.

W składzie na przyszłoroczne rozgrywki doszło do sporych zmian. Tak jak Pan wspomniał, wracają Adrian Cyfer i Tomasz Gapiński. Uważa Pan, że są to dobre ruchy klubu pod względem sportowym? Najwięcej obaw kibice kierują w stronę formy Tomasza Gapińskiego, przytaczając jego wiek oraz to, jak jeździł w Łodzi.

Mimo że w żużlu siedzę już 30 lat, zwykle mam kłopot z typowaniem. Czasami mi się udaje, kiedy trafię bardzo dużo, ale już nie raz złapałem się na tym, że jak kibice mają jakieś obawy, to często mają rację. Ja nie chcę stawiać się przeciwko kibicom, bo ich obawy w pewnym stopniu są uzasadnione, ale no cóż, zawsze staram się być adwokatem – może nie wszystkich, ale w tym przypadku zawodników. Bardzo się cieszę, że Tomek i Adrian będą ponownie w Pile, bo to są nasi ludzie, którzy są tutaj bardzo szanowani. Gapiński, bez względu na to, czy zdobędzie 10 punktów, czy 8, przypuszczam, że mniejszej ilości zdobywać nie będzie. To jest nasz wychowanek, a takich ludzi ze świecą szukać, i trzeba się cieszyć, że wracają tutaj. 1. liga to jednak nie jest 2. liga, to jest inny poziom. Tam Tomasz jednak nie wykręcił średniej powyżej 1,5 punktu na bieg. W Krajowej Lidze Żużlowej powinno być zdecydowanie lepiej. Transfery uważam za bardzo udane. Co więcej, cieszę się, że większą część będą stanowić Polacy.

Gdy porównamy składy na papierze, z tego roku i na przyszły, który według Pana jest lepszy?

Uważam, że jest lepszy. Myślę, że jest równiejszy, każdy może pociągnąć zespół. Nie powiedziałbym, że jest to zespół, który może wywalczyć awans. Jest to zespół wyrównany, biorąc pod uwagę Krzysztofa Sadurskiego, który stać na wiele.

Formacja juniorska, która będzie reprezentować pilski klub w przyszłym roku, chyba jest podobna do tej, którą mieliśmy. Przed sezonem 2024 również nie wiedzieliśmy, jaką formę będą mieli Musielak i Grzeszczyk.

Może te nazwiska na przyszły sezon prezentują się trochę słabiej, bo Grzeszczyk startował w Ekstralidze U24, Żurek tak samo zresztą, ale tam sukcesów wielkich nie było. Myślę, że to jest podobny pułap, bo ci chłopcy mogą zaskoczyć, ale niekoniecznie będzie to proste. Chociaż z drugiej strony, jak spojrzymy na inne młodzieżowe formacje w Krajowej Lidze Żużlowej, no to nie wiem, czy inne drużyny mają dużo lepszych juniorów od nas. Najlepsi jeżdżą w wyższych ligach, a tutaj u nas na pewno i Opole niekoniecznie ma tuzów. W Gdańsku, pomimo tych wzmocnień, Żurek i Gąsior mogą ich pokonać. Są to zawodnicy, którzy mają sporo do udowodnienia i rozwijają się.

Ostatnio odbyła się gala, która była podsumowaniem minionego sezonu dla sponsorów, ale ważnym punktem było także przypomnienie o złotym medalu Piły, który w tym roku obchodził swoje 25-lecie. Jako że prowadził Pan tę galę, czy pojawiła się łezka w oku?

Najważniejsze było właśnie nawiązanie do roku 1999. Tak również zostało zatytułowane zaproszenie na to spotkanie: 25 lat po złocie. Ten sezon również został podsumowany pod względem sponsorów i zostały wręczone podziękowania. A czy łezka się pojawiła? Może nie, ale oczywiście takie ciarki wędrowały po plecach czy po dłoniach, bo są to wydarzenia, do których warto wracać. Ja też już kilka razy to mówiłem, że wartość tego zdobytego złota przez Polonię Piła rośnie wraz z czasem. Trochę tak jest, że jak niektóre rzeczy dojrzewają, to zyskują na wartości. Z naszym złotem to było tak, że w tamtych czasach byliśmy trochę nakarmieni tymi medalami, bo zdobyliśmy dwa brązowe, jeden srebrny medal. Ten złoty medal został przyjęty oczywiście z entuzjazmem, ale trochę jak naturalna kolej rzeczy, bo kiedyś to złoto musieliśmy w końcu zdobyć. I nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Polonia Bydgoszcz miała to złoto w ręku tylko przez to, że kontuzji doznał Gollob i Protasiewicz. Teraz, po tym czasie, to złoto wywołuje ciarki, a młodszemu pokoleniu trudno uwierzyć, że tutaj mieliśmy najlepszą drużynę w kraju. Myślę, że ta drużyna mogła być najlepsza trzy lata wstecz, ale wtedy nam kontuzje przeszkodziły.

Czy otoczka całego finału, jak na tamte czasy, była bardzo dobrze przygotowana?

Tak. Ja uważam, że ten żużel był ciekawszy pod tym względem. Bo teraz ta otoczka jest męcząca, niepotrzebnie nadmuchana. Uważam, że tamten żużel był bardziej spontaniczny i w tej spontaniczności była taka dodatkowa wartość wydarzenia. Wtedy telewizja Wizja TV, która to wszystko pokazywała, dopiero wchodziła, ale też nie miała wtedy tyle do powiedzenia, co aktualnie Canal+. Wiadomo, Canal+ daje pieniądze i ma swoje prawa, i nie neguję tego, i bardzo szanuję, co robi telewizja dla żużla, ale myślę, że klub miał więcej swobody. I ta swoboda w postaci serpentyn, orkiestry, która szła przed zawodnikami, to wszystko miało swoją barwę. Więc tamta oprawa była bardziej żużlowa i spontaniczna.

Wtedy rewanżowe spotkanie było naprawdę emocjonujące, i pomimo deszczu, ściganie było na wysokim poziomie. W tym roku, podczas finału PGE Ekstraligi w Lublinie, deszczu nie było, a ściganie okazało się być bardzo mierne.

Myślę, że deszcz robi tor, bo tam było dobre widowisko. Oczywiście, nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że kiedyś ścigano się w kontakcie bez przerwy. Nie, wystarczy sobie włączyć mecze z Bydgoszczy i zobaczyć, jak było w latach 90., gdy Gollobowie wygrywali, czy było ciekawie, a przynajmniej czy w każdym biegu było ciekawie. No, niekoniecznie. Teraz jest dużo ciekawiej, np. mecz Bydgoszcz vs Poznań w play-offach. Tak samo finał Lublin-Wrocław 2021 roku. Po deszczu, kiedy żadnych przerw nie było, fenomenalne widowisko. A co było teraz na meczu finałowym? Oczywiście, piękne obrazki na trybunach, święto, feta, ale na torze, może sobie pan sam odpowiedzieć. Jakbyśmy mieli porównać finał Piła – Wrocław 1999 i Lublin – Wrocław 2024, to odpowiedź jest jednoznaczna, gdzie było ciekawiej.

Na zakończenie, czego życzy Pan pilskiemu klubowi na przyszły rok?

Stabilizacja finansowa to jest podstawa. Stabilizacja, która sprawi, że przejedziemy sezon w spokoju, bez wzdychania i patrzenia się za siebie, czy starczy pieniędzy. Co do wyniku, ten pilski żużel powolutku idzie do przodu i byłoby świetnie, gdyby o jeden stopień do przodu pójść. Drugie lub pierwsze miejsce w 2. lidze będzie sporym osiągnięciem. Bez względu na zajęty wynik, ja uważam, że najważniejsze, żeby ta stabilizacja nastąpiła i żebyśmy sezon nie tylko mądrze i dobrze rozpoczęli, ale też równie dobrze zakończyli.

Dziękuję za rozmowę. 

Dziękuję również.

Rozmawiał JERZY MARCINIAK