Żużel. Pieszczek: Odbyłem z panem sędzią kulturalną rozmowę. Decyzją wypaczył wynik spotkania

Krystian Pieszczek. Foto: KŻ Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Krystian Pieszczek nie pokazał się z dobrej strony w meczu 2. kolejki eWinner 1. Ligi. W pojedynku z ROW-em Rybnik przywiózł cztery punkty z bonusem w pięciu wyścigach. 26-latek po meczu wyraźnie zaznaczył, że bierze się do pracy, aby w kolejnych meczach kibice mogli się cieszyć z jego postawy i zdradził szczegóły rozmowy z sędzią Piotrem Lisem.

Pieszczek w poprzednim sezonie błyszczał na torze w Gdańsku. W rozgrywkach eWinner 1. Ligi wykręcił na nim średnią 2,306 punktu na bieg. W pojedynku z Rekinami jego forma wyglądała jednak znacznie gorzej.

– Przepraszam kibiców za swoją postawę. To była katastrofa, choć tor był dobrze przygotowany, podobny jak na treningach. Dlaczego pojechałem tak słabo? Trudno o sensowną odpowiedź, głowa wciąż się „grzeje” po tym meczu. Nie mam pojęcia, to nie powinno było się wydarzyć. Czeka mnie dużo pracy, aby się zrehabilitować już w najbliższym spotkaniu – mówi wychowanek gdańskiego klubu w rozmowie z portalem trójmiasto.pl.

Niedzielne spotkanie obfitowało w kontrowersyjne sytuacje z udziałem Pieszczka. W otwierającej gonitwie został on wykluczony po upadku Kacpra Gomólskiego. W wyścigu dziewiątym Piotr Lis uznał z kolei, że Siergiej Łogaczow nie przyczynił się do upadku kapitana gospodarzy.

– Po zawodach odbyliśmy z panem sędzią kulturalną rozmowę, ale nie podlega dyskusji, że tą decyzją wypaczył wynik spotkania. Usłyszałem, że nie byłem winny, ale kogoś trzeba było wykluczyć. Zrobił się spory szum wokół tej sytuacji i się nie dziwię. Wyprzedzałem rywala bezkolizyjnie, Kacper Gomólski był napędzony i chwilę później upadł. Uważam, że nie było tam ani mojej winy, ani Kacpra. Co do drugiego wykluczenia, nie widziałem nawet powtórki. Zapewniam jednak, że nie położyłem się celowo. Był kontakt z rywalem i tyle. Niedawno miałem złamaną rękę i nie uśmiecha mi się kłaść, zwłaszcza na wyjściu z łuku, gdzie kończy się dmuchana banda – wyjaśnia Pieszczek.

Ulubieniec kibiców trójmiejskiej drużyny zaznaczył również, że gospodarze mieli spore problemy ze startami. Jedynym zawodnikiem, który radził sobie w tym meczu w każdym elemencie był Rosjanin sprowadzony przez Tadeusza Zdunka podczas listopadowego okienka transferowego.

– W zasadzie wszyscy poza Wiktorem Kułakowem nie mieliśmy zbyt dobrych startów. To nie jest tak, że dosypie się trochę nawierzchni i nagle będzie super walka na dystansie. Nawet w ekstralidze tych mijanek nie ma aż tak wielu. Sprzęt jest dziś wyrównany. Jeśli na przykład pod taśmą staje czterech zawodników na najlepszych silnikach od Ryszarda Kowalskiego, ktoś musi przyjechać czwarty – kończy kapitan Zdunek Wybrzeża.

Przypomnijmy, że Pieszczek okazję do poprawy będzie miał już w najbliższą sobotę. Tym razem gdańszczanie zmierzą się z Aforti Startem Gniezno. Starcie odbędzie się na stadionie przy Wrzesińskiej.