Żużel. Paweł Zmarzlik: Sukcesy brata cieszą mnie tak, jakbym sam je zdobył (WYWIAD)

Fot. Jarosław Pabijan.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Team Zmarzlików słynie z rodzinnej współpracy, która przeradza się w sukcesy Bartosza zarówno w rozgrywkach ligowych, jak i na arenie międzynarodowej. Paweł Zmarzlik, brat mistrza świata po feralnym wypadku, którego skutkiem stało się przedwczesne zakończenie kariery, obecnie pełni funkcję menedżera w teamie. Jak sam przyznaje, jego sukcesy cieszą go tak samo, jak gdyby zdobywał je on sam.

Paweł, jak wyglądało Wasze dzieciństwo z Bartoszem? Byliście spokojnymi dziećmi, a może rodzice czasami musieli z Wami wojować?

Z tego, co pamiętam, żaden z nas nie sprawiał rodzicom większych problemów. Od najmłodszych lat byliśmy przyzwyczajani do obowiązkowości. Nie było mowy o odpuszczaniu nauki w szkole lub zabawie zamiast obowiązków. Rodzice wymagali od nas dobrych wyników w nauce, a także pomocy w domu. Z pewnością wyszło nam to na dobre.

W którym momencie pojawiła się u Was pasja do żużla? Ty zaraziłeś brata czy odwrotnie?

Pasja do żużla wzięła się z rodziny, a konkretnie dzięki naszemu tacie oraz świętej pamięci dziadkowi. Od zawsze w naszym domu obecne były motocykle. Zarówno tata, jak i dziadek uwielbiali na nich jeździć. Siłą rzeczy, wspólnie z Bartkiem złapaliśmy tego bakcyla. Okoliczności przyrody sprzyjały zresztą zabawie na motocyklach. W okolicach naszej wsi jest mnóstwo terenów do jazdy, z czego oczywiście korzystaliśmy. Jeżeli chodzi o żużel, dokładnie pamiętam datę naszego pierwszego, wspólnego treningu. Było to 1 września 2002 roku.

Jak na tę Waszą pasje reagowali rodzice? Akceptowali zamiłowanie synów do motocykli?

Trochę musieliśmy z bratem negocjować, aby przekonać rodziców. Na szczęście się udało. Rodzice nas nie ograniczali. Wiedzieli, że sprawia nam to przyjemność.

Jesteś o kilka lat starszy od Bartosza. Rozpocząłeś treningi wcześniej? Czy któryś z Was był niejako faworyzowany przez rodziców w kwestii pomocy przy sprzęcie, podczas treningów?

To prawda, jestem starszy, ale treningi rozpoczęliśmy dokładnie w tym samym momencie. Żaden z nas nigdy nie był faworyzowany. Rodzice traktowali nas równo. Każdy otrzymywał pomoc oraz wsparcie.

Fot. Jarosław Pabijan.

Pomiędzy Wami jest 5 lat różnicy wieku. Często bywa tak, że starszy brat lubi dokuczać młodszemu. Jak było u Was? Byliście zgranym rodzeństwem w okresie dziecięcym?

Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa, gdy się jest dzieckiem. Czasami dochodziło do sprzeczek. Szybko następowało jednak zawieszenie broni. Od zawsze byliśmy zgranym i zgodnym rodzeństwem i tak pozostało po dzień dzisiejszy.

Który z rodziców dłużej wahał się, aby pozwolić Wam rozpocząć treningi na żużlu?

Zdecydowanie mama. Posiadamy zdolności negocjacyjne, które umożliwiły nam przekonanie jej.

W jaki sposób udało Wam się ją przekonać?

Dokładnie nie pamiętam. Mama miała świadomość tego, że motocykle nas po prostu kręcą, nie mogliśmy bez nich żyć. Z czasem musiała skapitulować.

Czy Twojemu bratu było łatwiej? Miał już przetarty szlak przez Ciebie?

Absolutnie nie. Jak wspomniałem, treningi rozpoczęliśmy w tym samym momencie. Musieliśmy wobec tego przebyć taką samą drogę, aby móc zająć się żużlem na poważnie.

Wspominasz, że rodzice byli wymagający jeżeli chodzi o naukę w szkole. Jak to wyglądało w praktyce? Jaki był Wasz ulubiony przedmiot szkolny?

Nie mieliśmy większych problemów z nauką. Co do ulubionego przedmiotu, w tym miejscu zapewne cię nie zaskoczę… Było to oczywiście wychowanie fizyczne (śmiech). Ja skończyłem szkołę średnią, zdałem maturę. Następnie studiowałem 2 lata na Akademii Wychowania Fizycznego. Planowałem powrócić jeszcze później na studia, ale dość szybko założyłem własny biznes, którego trzeba było pilnować i zadbać o jego rozwój.

Jakie były Twoje pierwsze kroki jeżeli chodzi o jazdę na żużlu?

Tak jak wspomniałem, na poważnie wszystko zaczęło się 1 września 2002 roku. Wówczas, wspólnie z bratem odbyliśmy pierwszy trening na miniżużlu. W 2005 roku dołączyłem oficjalnie do drużyny Stali Gorzów. Rok później zdałem licencję żużlową.

Gdybyś mógł przytoczyć swoje najlepsze wspomnienie z czasów kariery sportowej…

Awansowałem do eliminacji indywidualnych mistrzostw świata juniorów. Moim sukcesem było również wywalczenie oraz start w finałach mistrzostw polski juniorów w 2010 roku. W parze z Nickim Pedersenem zająłem również 2. miejsce w Memoriale Edwarda Jancarza. A później, po wypadku szczęście niestety się skończyło

O Twoim wypadku porozmawiamy za chwilę. Kariera brata również nie była usłana różami od samego początku. Jako młody chłopak nabawił się poważnej kontuzji. Mógłbyś o tym opowiedzieć?

W 2004 roku Bartek miał zerwane więzadła krzyżowe. Kontuzja ta na dłuższy czas wyeliminowała go z treningów. Później, jeszcze w trakcie startów na miniżużlu złamał sobie bark. Jego determinacja oraz chęć szybkiego powrotu na tor były wręcz niewyobrażalne. On od najmłodszych lat był niesamowicie „wkręcony” w żużel. Świata poza nim nie widział.

Kilka urazów w młodym wieku zaliczył… Jak to wpłynęło na podejście Waszych rodziców? Próbowali zakazać mu dalszych prób?

Jasne, że były takie rozmowy. To normalne, że rodzice martwili się o nasze zdrowie. Po każdym wypadku, urazie rozmawiali z nami, czy jesteśmy pewni, że chcemy zawodowo uprawiać żużel… Nie było jednak mowy, abyśmy zaprzestali. Od najmłodszych lat byliśmy bardzo aktywni, łamaliśmy sobie kości (śmiech). Pamiętam, że jeszcze przed rozpoczęciem jazdy w szkółce, gdy po prostu jeździliśmy w lesie na motorach, mieliśmy już na kontach złamane ręce (śmiech). Żużel jest sportem niebezpiecznym, to nie ulega wątpliwości. Ja uważam jednak, ze życie samo w sobie jest niebezpieczne. Nigdy nie wiesz, co spotka cię kolejnego dnia. Gdybyśmy mieli żyć w wiecznej obawie, że coś może się wydarzyć, to nie miałoby najmniejszego sensu.

Przejdźmy do tematu Twojego koszmarnego wypadku. Jak Ty sam to zniosłeś? Wiedziałeś od początku, że to wydarzenie może przekreślić dalszą karierę?

Z pewnością były to dla mnie bardzo ciężkie chwile w życiu. Jakby nie patrzeć, upadek podczas finału Srebrnego Kasku w Bydgoszczy zmienił moje życie. Do dziś pamiętam, że obudziłem się na stole operacyjnym, tuż przed operacją. Pierwsza wiadomość, jaką usłyszałem od lekarza nie mogła napawać optymizmem. Powiedział mi, że istnieje ryzyko, że nigdy więcej nie wstanę na nogi. Odłamki kości wbiły się 2mm od rdzenia kręgowego. Gdyby nie te 2mm, prawdopodobnie dziś jeździłbym na wózku inwalidzkim. Operacja była ryzykowna, ponieważ w każdej chwili te odłamki mogły przesunąć się i uszkodzić rdzeń.

Twój wypadek mógł wpłynąć również na dalsze losy Bartosza. O ile mi wiadomo, wstawiłeś się za nim u rodziców, aby kategorycznie nie zakazali mu dalszej jazdy…

To prawda. Pamiętam, że jeszcze podczas mojego pobytu w szpitalu bardzo zabiegałem o to, aby przekonać rodziców, że moja historia wcale nie powinna mieć wpływu na karierę brata. Tłumaczyłem im, że nie mogą zakazać Bartkowi robić tego, co kocha tylko dlatego, że mnie spotkał pech. Nie było wówczas łatwo się dogadać. Na szczęście, po długich namowach udało się nakłonić rodziców. Dzięki temu dziś Bartek może świętować między innymi dwa tytuły indywidualnego mistrza świata. Było warto.

Obecnie pracujesz w teamie brata. Oprócz tego prowadzisz również firmę. Co to za działalność?

Od 9 lat prowadzę lakiernie proszkowe. Malujemy rozmaite elementy oraz konstrukcje. Moja firma stale się rozbudowuje. Poza tym, jak wspomniałeś, pełnie rolę menedżera Bartka.

Team Zmarzlików słynie z tego, że jesteście niezwykle zgrani. Całą rodzinę oraz znajomych można często spotkać podczas zawodów Grand Prix. Czy jest to dla Was swego rodzaju obowiązek, aby wspierać Bartka podczas zawodów?

Na każdych zawodach jestem obecny ja oraz nasz tata. Podczas turniejów najwyższej rangi często zbieramy jednak większą ekipę. Narzeczona Bartka, moja żona oraz nasza mama również pojawiają się na trybunach, aby wspierać brata. To dla nas normalne, chcemy być przy nim w tych najważniejszych momentach. Kierujemy się regułą, że wygrywamy razem i przegrywamy razem.

Kiedy po raz pierwszy pomyśleliście, że realnym jest wywalczenie tytułu indywidualnego mistrza świata przez Bartosza?

Szczerze mówiąc, ja od zawsze wiedziałem, że prędzej czy później to nastąpi. Ten, kto bliżej pozna mojego brata od razu uświadomi sobie, że żużel to jego prawdziwa miłość. U niego nie ma czasu na przerwę, na rozluźnienie. Nieustannie pracuje nad tym, aby stawać się jeszcze lepszym, szuka elementów, które można by poprawić. Ciężką pracą oraz determinacją doszedł do miejsca, w którym znajduje się dziś.

Czy świętowanie pierwszego tytułu było huczne?

Mamy taką tradycję, że co roku po zakończeniu sezonu organizujemy imprezę dla naszego zespołu oraz sponsorów. Wiele osób mówi nam, że atmosfera podczas tych spotkań jest bardzo miła i wesoła, zatem zdecydowaliśmy się na cykliczne ich organizowanie. Po wywalczeniu przez Bartka pierwszego tytułu impreza zaczęła się wczesnym popołudniem, a zakończyła dopiero rano. W tym roku musieliśmy niestety odwołać spotkanie ze względu na obostrzenia związane z pandemią. Bardzo nam tego brakuje, ponieważ jest to tak naprawdę jedyna okazja, aby spotkać się w jednym miejscu ze wszystkimi sponsorami oraz partnerami.

W 2019 roku przed Grand Prix w Toruniu wydawało się, że tytuł jest formalnością. Bartosz miał 7 punktów przewagi nad drugim Emilem Sajfutdinowem oraz 9 punktów nad trzecim Leonem Madsenem. Duńczyk szalał jednak na Motoarenie. Finalnie zabrakło mu niewiele, aby Bartkowi tytuł odebrać. Mieliście wówczas moment zwątpienia?

Nie myślimy w taki sposób, nie spoglądamy w tył, nie oglądamy się na innych. Wiedzieliśmy, jaką pracę mamy do zrobienia i to właśnie na tym skupialiśmy się do końca zawodów. Leon Madsen rzeczywiście tego dnia był nie do ugryzienia, ale Bartek również spisywał się świetnie. Nie zwątpiliśmy, że obroni zaliczkę. Zajmowanie się tym, co robią rywale bardzo rozprasza i może źle wpłynąć na zawodnika. Wszystko siedzi w głowie, a ta musi być luźna podczas zawodów.

Co takiego sprawia, że Bartosz jest niemalże „przyszyty” do Gorzowa? Uważasz, że cokolwiek mogłoby sprawić, aby zmienił klub w PGE Ekstralidze?

Przyznam, że jest to bardzo częste pytanie. Odpowiem najprościej. Jest to nasz klub rodzinny, z którym Bartek jest związany od zawsze. Dopóki będziemy w tym zespole szanowani, a nasza praca będzie doceniana, dopóty nie widzę powodów, abyśmy mieli cokolwiek zmieniać. Pieniądze nie są najważniejszym aspektem. Jemu zależy na szacunku, docenieniu tego, co robi dla klubu, dla kibiców. Dopóki wszystko to współgra ze sobą w Gorzowie, to nie ma potrzeby zmiany klubu.

W ubiegłym roku wybraliśmy się do Kinic. Z naszych obserwacji wynika, że mieszkańcy owszem, doskonale znają nazwisko „Zmarzlik”, jest legendą w tej miejscowości. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że traktowany jest tam jako zwykły „swój chłopak”, nie jako mistrz świata…

To odzwierciedla po prostu charakter Bartka. Całe życie spędził w Kinicach, osiedlił się tam na stałe. Wszyscy go znają, spotykają na spacerach, zamieniają kilka słów. Jest zwykłym, skromnym gościem na co dzień.

Twój brat jest bardzo religijną osobą… Ty również? Co daje Wam wiara w życiu oraz w sporcie?

Cała nasza rodzina jest religijna. Tak zostaliśmy wychowani. Nie wstydzimy się wiary.

Od jakiegoś czasu Bartek sporo udziela się w różnych mediach. Coraz częściej można spotkać go w telewizji. Kto w Waszym teamie odpowiedzialny jest za działania PR-owe oraz marketing?

To nie jest tak, że odpowiada za to jedna, konkretna osoba. Mamy cały zespół ludzi, którzy wiedzą, co mają robić. Stale się ze sobą kontaktujemy, omawiamy rozmaite kwestie. Każde nasze działanie jest wynikiem ścisłej współpracy grupy ludzi.

Z pozoru obaj wydajecie się być niezwykle spokojnymi ludźmi. Który z Was jest bardziej nerwowy na co dzień? Ty czy Bartosz?

Chyba ja jestem bardziej nerwowy. Ale bez przesady, na pewno nie szalony (śmiech).

Niepowodzeń w karierze Twojego brata jest bardzo niewiele. Gdy jednak coś mu się nie uda, przegra jakiś wyścig, jak on sam to przeżywa? Reaguje nerwowo czy ze spokojem?

Wiesz co, wydaje mi się, że Bartek na przestrzeni lat bardzo dojrzał. Kiedyś, przed laty potrafił w nieskończoność rozpamiętywać jakiś nieudany występ. Zauważyłem, że od momentu, gdy startuje w cyklu Grand Prix takie sytuacje nie mają już miejsca. Nauczyło go to spokoju, zdrowego podejścia do sportu. Obecnie nie przejmuje się tak mocno jednym nieudanym występem. Ma świadomość, że turniejów, jak i innych zawodów jest wiele i zawsze można nadrobić wynik.

Kariera żużlowca zazwyczaj składa się ze wzlotów i upadków. Jeden sezon może wyjść znakomicie, aby rok później obniżyć loty. U Bartosza czegoś takiego nie ma. Od wielu lat stale utrzymuje formę na niebotycznie wysokim poziomie. Macie na to jakąś specjalną receptę?

Dokładnie tak jest. Gdyby zerknąć w statystyki widać wyraźnie, że Bartek od wielu lat utrzymuje się na szczycie zarówno ligowym, jak i w zawodach indywidualnych. Nie wiem, czy istnieje na to specjalna recepta. Wydaje mi się, że istotnym aspektem jest fakt, że on naprawdę kocha ten sport. Wszystko co robi, całe swoje życie podporządkowuje żużlowi.W życiu kierujemy się regułą, że albo robimy coś na 100%, albo wcale. Bartek jeździ na żużlu ponieważ kocha ten sport, kocha motocykle, a takie rzeczy jak sława, rozpoznawalność czy kwestie finansowe odgrywają role drugoplanowe.

Kilka tygodni temu odbył się Plebiscyt na sportowca roku. Uważasz, że Bartosz zasłużył na wyższe miejsce, aniżeli piąte?

W ubiegłym roku Bartek wygrał w głosowaniu z samym Robertem Lewandowskim, co wydawało się absolutnie nierealne. W tym roku kibice docenili również innych sportowców, co jest rzeczą normalną. Każdy, kto zostaje nominowany do tak prestiżowej nagrody jest najlepszy w swoim fachu. Wyróżnieniem jest sam fakt bycia nominowanym do takiego Plebiscytu. Kolejność głosowania odgrywa raczej mniej istotną rolę.

Czy Wy śledzicie również zmagania innych polskich sportowców? Kto jest Waszym idolem? Jaka dyscyplina zajmuje drugie miejsce, zaraz po żużlu?

Oczywiście śledzimy również inne dyscypliny. Podziwiamy Roberta Lewandowskiego, ponieważ to, co osiągnął, co zrobił dla polskiego sportu jest niebywałe. Robert jest idealnym przykładem tego, że ciężką pracą można osiągnąć wszystko. Jeszcze nie tak dawno temu był po prostu obiecującym polskim piłkarzem. Dziś jest najlepszy na świecie. Podoba nam się również postawa Kamila Stocha, który w bardzo zdrowy, rozsądny sposób podchodzi do tego, czym się zajmuje. On także nie rozpamiętuje niepowodzeń. Podnosi głowę, aby iść dalej. Wartym podkreślenia jest fakt, że Kamilowi może nie wyjść kilka konkursów, ale potrafi niesamowicie zmobilizować się na zawody najwyższej rangi. Dzięki temu stał się najbardziej utytułowanym polskim skoczkiem w historii.

Czas na nieco luźniejsze pytanie. Czym lubisz zajmować się w wolnym czasie?

Z wolnym czasem bywa niestety ciężko. Gdy tylko udaje mi się go znaleźć, lubię pojeździć z bratem na motocyklu crossowym, na kolarzówce. Zdarza się, że wspólne z tatą oraz bratem udajemy się na strzelnicę, aby postrzelać z broni sportowej.

Twojemu bratu niebawem urodzi się syn. Jak przygotowujesz się do roli wujka?

Nie tylko wujka, ale i ojca chrzestnego. Oczywiście bardzo się cieszę. Cała rodzina z niecierpliwością oczekuje narodzin młodego Zmarzlika. Najważniejsze, aby dziecko urodziło się zdrowe. Jestem pewny, że będzie miało doskonałe warunki do rozwoju.

Czy Twoim zdaniem narodziny syna mogą coś zmienić w podejściu Bartosza do żużla? Być może stanie się bardziej ostrożny, nie będzie ryzykował na torze?

Wątpię, aby cokolwiek to zmieniło jeżeli chodzi o podejście Bartka do żużla. Zawodnik, gdy zakłada kask na głowę, wsiada na motocykl, wówczas jego myśli są zupełnie w innym miejscu. Liczy się dany wyścig, dana chwila.

Czy bratu zdarzyło się kiedyś w parku maszyn na Ciebie nakrzyczeć, zdenerwować się po nieudanym wyścigu?

Po nieudanym wyścigu to on może krzyczeć jedynie sam na siebie (śmiech). Oczywiście, że zdarzają się wymiany zdań, gdy w grę wchodzą emocje. Kłótni jednak w naszym zespole nie ma. Gdy pojawia się problem, organizujemy tak zwaną burzę mózgów, aby jak najszybciej się z nim uporać.

Kto ma więcej do powiedzenia w Waszym zespole? Ty czy Wasz tata?

Trudno powiedzieć, ponieważ decyzje nie są nigdy podejmowane przez jedną osobę. Po każdym biegu odbywa się zebranie, podczas którego szukamy złotego rozwiązania. Wówczas, gdy coś pójdzie nie po naszej myśli, wina spada na wszystkich, a nie na jednego (śmiech).

A kto odpowiada za kwestie finansowe? Podobno mama zawsze trzyma rękę na pulsie…

Mama również, ale i ja doglądam tych aspektów.

Wtrąćmy nieco prywatności. W jakich okolicznościach poznałeś swoją obecną żonę?

W czasach szkoły średniej odwiedziłem swojego przyjaciela i właśnie tam poznałem swoją obecną żonę.

Czy Twoja żona również była fanką żużla w momencie, gdy się poznaliście?

Pomimo tego, że pochodzi z Gorzowa, nie miała absolutnie styczności z żużlem. Siłą rzeczy, trafiając pod skrzydła Zmarzlików musiała zarazić się pasją do tego sportu.

Gdy obecnie patrzysz na swojego brata, nie doskwiera Ci poczucie żalu, że sam nie możesz wsiąść na motocykl i ścigać się?

Absolutnie nie. Jesteśmy z bratem bardzo zżyci ze sobą. Jego sukcesy cieszą mnie tak, jakbym to ja sam je zdobył. Ja również jestem szczęśliwym człowiekiem, mam poukładane życie, swoją firmę. Naprawdę nie mogę narzekać. A z bratem jestem na dobre i na złe, pomagając mu w zespole.

Po co, Twoim zdaniem, w żużlu potrzebny jest trener? Czy jego rola odgrywa istotne znaczenie?

Trener jest najbardziej potrzebny zwłaszcza na początku kariery danego zawodnika. Wiele osób postrzega funkcję trenera, jako człowieka udzielającego wskazówek co do stylu jazdy. To nie wszystko. Trener uczy podejścia do sportu, do życia w ogóle.

Powiedz, dlaczego Twojego brata tak trudno jest namówić na udzielenie wywiadu? Oczywiście jest to pytanie z humorem…

Ponieważ to jest skromny chłopak z Kinic (śmiech). Nie można powiedzieć, że Bartek unika mediów, bo tych unikać nie można. Czasami zwyczajnie brakuje czasu. Oczywiście media potrzebne są nie tylko po to, aby dziennikarze mieli prace. Funkcją mediów jest umożliwienie ludziom z zewnątrz poznanie danego zawodnika bliżej, czasami od tej innej strony, prywatnej.

Jak wygląda Twoja umowa z Bartkiem w kontekście pracy w zespole? Jesteście ze sobą dogadani na tak zwaną „gębę”, czy może warunki zostały spisane?

Nie ma żadnej umowy. Jesteśmy braćmi i nie potrzebujemy formalizacji współpracy. Poza tym, jak wspomniałem, ja mam swoją firmę, która stanowi główne źródło mojego utrzymania.

Kiedy Twoim zdaniem Bartosz zupełnie się usamodzielnił?

Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. W żużlu niemożliwym jest, aby usamodzielnić się całkowicie. Powtórzę to, co kilka chwil wcześniej. Zauważyłem, że starty w cyklu Grand Prix sprawiły, że brat dojrzał, zarówno jako sportowiec, jak i człowiek.

Jako mistrz świata, Bartosz z pewnością otrzymuje wiele ofert występów w reklamach. Jakiego produktu, albo jakiej branży nigdy nie zdecydowałby się reklamować?

Trudne pytanie, a ja nie chcę mówić głosem mojego brata. Oczywiście, w obecnych czasach pojawia się sporo ofert. Każdą z nich dokładnie analizujemy i podejmujemy decyzję. Gdy już zdecydujemy się na współpracę z daną firmą, zawsze staramy się dbać o jak najlepsze relacje oraz kontakt. Jesteśmy niezmiernie dumni, że wiele firm jest z nami od lat. Powodem do dumy jest także fakt, że zostaliśmy zauważeni przez taką firmę jak Orlen, która wspiera najlepszych sportowców.

Kiedy Twoim zdaniem Bartosz zakończy karierę? Będzie ścigał się aż do momentu, gdy kondycja fizyczna mu na to pozwoli? A może będzie chciał odejść w czasie, gdy jego wyniki wciąż jeszcze będą zadowalające?

Nie mam pojęcia. Na szczęście na dzień dzisiejszy nie musimy jeszcze się nad tym zastanawiać. Obecnie wiek oraz lata startów nie mają już takiego znaczenia jak dawniej. Pewnego dnia Bartek obudzi się rano i stwierdzi, że ma dość. Wówczas zakończy karierę.

Wydaje mi się, że w przypadku Bartosza taki moment może nigdy nie nastąpić. Trudno wyobrazić sobie, aby pewnego dnia stwierdził, że ma już dość…

I tego mu życzymy. Niech walczy i ściga się na wysokim poziomie jak najdłużej.

Ile jeszcze tytułów będzie w stanie wywalczyć? Pokona legendę żużla, czyli Tony’ego Rickardssona?

Myślę, że każdego ranka wstajemy po to, aby kiedyś tego dokonać (śmiech). Tony to prawdziwa ikona czarnego sportu. My jednak nie patrzymy na liczbę zdobytych medali. Chcemy jak najdłużej cieszyć kibiców swoimi sukcesami, swoją jazdą.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również dziękuję. Pozdrawiam.

Rozmawiał SEBASTIAN SIREK

2 komentarze on Żużel. Paweł Zmarzlik: Sukcesy brata cieszą mnie tak, jakbym sam je zdobył (WYWIAD)
    Mmm
    31 Jan 2021
     9:53am

    Dobry artykul i wywiad….dobrze sie czytalo. Mala uwaga kolarzówka przez „rz” sie pisze:)pozdro dla redaktora i dla Zmarzlików….zycze Bartkowi aby przebił Tonego.

    Slawek
    31 Jan 2021
     11:40am

    Świetny wywiad – chronologicznie i poruszone wiele tematów o których nie wszyscy mogli wiedzieć, oczywiście poza kibicami z Gorzowa. Mnie podobało się to jak panowie stawiali pierwsze kroki na żużlu oraz to jaka panuje atmosfera w teamie Bartka, bo bez tego zapewne nie było by tych sukcesów.
    Bartka można lubić bądź nie, ale napewno należy Mu się ogromny szacunek za to co już zrobił i zapewne jeszcze zrobi. Pamiętam kiedyś podobnie było z Tomkiem Gollobem, dla jednych zawsze był mistrzem, dla innych niekoniecznie, ale trzeba pamiętać że obaj to wspaniali sportowcy i profesjonaliści w każdym calu, ale przede wszystkim zakochani i bezgranicznie oddani tej dyscyplinie.
    Świetnie się czytało tę lekturę, oby więcej takich.
    Pozdrawiam wszystkich prawdziwych kibiców speedweya, a Bartkowi życzę, aby przescignal Tonny Rickardssona.

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Paweł Zmarzlik: Sukcesy brata cieszą mnie tak, jakbym sam je zdobył (WYWIAD)
    Mmm
    31 Jan 2021
     9:53am

    Dobry artykul i wywiad….dobrze sie czytalo. Mala uwaga kolarzówka przez „rz” sie pisze:)pozdro dla redaktora i dla Zmarzlików….zycze Bartkowi aby przebił Tonego.

    Slawek
    31 Jan 2021
     11:40am

    Świetny wywiad – chronologicznie i poruszone wiele tematów o których nie wszyscy mogli wiedzieć, oczywiście poza kibicami z Gorzowa. Mnie podobało się to jak panowie stawiali pierwsze kroki na żużlu oraz to jaka panuje atmosfera w teamie Bartka, bo bez tego zapewne nie było by tych sukcesów.
    Bartka można lubić bądź nie, ale napewno należy Mu się ogromny szacunek za to co już zrobił i zapewne jeszcze zrobi. Pamiętam kiedyś podobnie było z Tomkiem Gollobem, dla jednych zawsze był mistrzem, dla innych niekoniecznie, ale trzeba pamiętać że obaj to wspaniali sportowcy i profesjonaliści w każdym calu, ale przede wszystkim zakochani i bezgranicznie oddani tej dyscyplinie.
    Świetnie się czytało tę lekturę, oby więcej takich.
    Pozdrawiam wszystkich prawdziwych kibiców speedweya, a Bartkowi życzę, aby przescignal Tonny Rickardssona.

Skomentuj