autor tekstu
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Czy Wolfe Wittstock powinni pojechać w 2. Lidze Żużlowej – w myśl przysłowia, że do trzech razy sztuka i teraz będzie dobrze? A może obrońcy sympatycznej ekipy Franka Mauera może się mylą i nie potrzebujemy Wilków na torze? I czy jeszcze przed nowym sezonem będzie ciekawe pod kątem medialnym?

 

Trochę mnie korciło, żeby skomentować stan dziennikarstwa sportowego, zwłaszcza żużlowego. I nie chodzi nawet o stricte „pozadziennikarskie” sprawy, kto i jak się zachował, kto komu naubliżał w social mediach, tylko kto nie zna prawa prasowego, kto komu chciał wbić szpilkę i nie trafił, kto pozwala sobie na działanie na granicy tegoż prawa i kto zachowuje się co najmniej nieetycznie w swojej pracy. Jednak na razie zostawmy to, bo leżącego się nie kopie. A pewnie i znaleźliby się tacy, którzy i na mnie wydali(by) wyrok bez procesu. Skupmy się jednak na pozytywach – cieszy mnie nasz plebiscyt, a raczej reakcja zaproszonych dziennikarzy oraz ich pozytywny odzew, nawet jeśli był tylko przejawem kurtuazji. Może to jakiś kroczek w dobrą stronę? Wszak w innych środowiskach nawet przedstawiciele różnych redakcji – nawet tych zwaśnionych – potrafią dobrze ze sobą żyć. A jeśli nie dobrze, to chociaż z szacunkiem.

No dobrze, żeby nie było tak źle i smutno na „dzień dobry”, wypada pochwalić pomysły kolegów po fachu z innych mediów na przetrwanie okresu zimowego. Były żużlowiec – a obecnie nasz współpracownik – Marcin Kozdraś jeszcze w poprzednim roku na Twitterze rozpoczął udostępnianie archiwalnych zdjęć śp. Mirosława Wieczorkiewicza, następnie przerodziło się to w nasz cykl „Powrót do przeszłości”, a w różnych miejscach coraz częściej pojawiają się archiwalne zdjęcia. W mediach jest też coraz więcej artykułów historycznych i multimediów na temat zdarzeń minionych lat. I dobrze, bo w tej walce o kliki przynajmniej część kibiców zapozna się z naprawdę ciekawymi historiami.

Jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia widziałem coraz więcej publicznych głosów o tym, że zespół Wolfe Wittstock powinien być do ligi dopuszczony, tych niepublicznych zresztą też trochę było. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy zwolenników tej opcji dopadła jakaś zbiorowa amnezja, bo nie dalej jak kilka miesięcy temu – w trakcie sezonu – na władze polskiego żużla sypały się gromy, że Niemcy są w rozgrywkach, a teraz mamy odwrotną sytuację, że GKSŻ dostaje „po głowie” za odesłanie Niemców z kwitkiem. Szczerze mówiąc nie interesuje mnie, czy to z powodu zaniedbań formalnych czy słabego składu – w takim formacie by się po prostu nie odnaleźli sportowo.

Już w sezonie 2021 było ciężko, a jako-tako funkcjonowali dzięki punktom m.in. Maxa Dilgera, którego w Wittstock już nie ma (w tym miejscu chciałem wymienić jeszcze jednego lidera – może Matić Ivacić?). Relacjonując mecze w Motowizji miałem okazję oglądać niemal wszystkie zawody na tym malowniczym stadionie i zawsze było fajnie, miło i z uśmiechem. Tak mniej więcej do czwartego, piątego biegu. Potem rywale odjeżdżali, my mogliśmy sobie w studio telewizyjnym żartować, że z Wilków zrobiły się Owczarki, a miejscowi rozmawiali o mitycznym wyciąganiu wniosków. I teraz pytanie – jak je powyciągali, skoro zbudowali skład na zawodniku nie mieszczącym się w kadrze Polonii Bydgoszcz (a ta miała momentami naprawdę spore problemy kadrowe) czy Landshut Devils? Trener piłkarski Michał Probierz – wyjątkowo barwna postać, o czym świadczą także ostatnie dni – był zwolennikiem teorii, że obcokrajowiec powinien być dwa razy lepszy od Polaka, jeśli chce zająć jego miejsce w składzie. A może dalej jest jej zwolennikiem? W Cracovii, w której rządził przez ostatnie kilka sezonów, nie było tego widać, chyba, że w Krakowie był wyjątkowy nieurodzaj, jeśli chodzi o młodych polskich piłkarzy. Niemniej przenosząc to na nasze żużlowe podwórko – Wolfe Wittstock, jeśli chcą jechać, powinni być najlepiej zorganizowaną drużyną w lidze. Jak nie przymierzając – Landshut Devils. A jeśli nie najlepiej, to chociaż w czołówce z aspiracjami, a jeśli nie spełniają wymagań – to przepraszamy, zapraszamy za rok. Bez taryfy ulgowej. W końcu to oni chcą u nas jeździć, a nie my chcemy, by u nas jeździli. A przynajmniej powinno tak to działać.

A jeśli chcemy dążyć do rozwiązania 3×8 w polskich ligach, to może lepiej poczekać na Kraków? Albo na Świętochłowice? Albo otworzyć granice niekoniecznie na zachód, a bardziej na wschód czy południe? Oczywiście pod warunkiem, że traktujemy się poważnie. Dawniej przygotowano specjalne rozwiązanie regulaminowe dla Kolejarzy – tego z Opola i Rawicza, by żużel w tych ośrodkach przetrwał, może więc tym tropem pójść w sprawie Wolfe Wittstock? Ciężko mi sobie wyobrazić jakieś specjalne rozwiązania, ale i tak do ich realizacji potrzebna byłaby pełna współpraca, a tego ze strony prezesa Mauera trochę brakowało, co podkreślali na naszych łamach przedstawiciele GKSŻ-u.

Generalnie trochę w tym naszym środowisku nudnawo tej zimy. To znaczy, mieliśmy już „bombę” („bombkę”?) w postaci sprawy Tomasza Bajerskiego, ale szczęśliwie temat został rozwiązany – przynajmniej medialnie – i przycichł. Czy to jednak wszystko na tę przerwę międzysezonową? Gdzieniegdzie można usłyszeć, że w jednym z ekstraligowych ośrodków trwają pracę nad „rozbrojeniem bomby” i rozwiązaniem pewnych trudnych spraw, które nabrzmiały. I być może nic wielkiego, oficjalnego się nie wydarzy – w co gorąco wierzę, bo lepiej żeby o żużlu było głośno ze względu na pozytywne wydarzenia – ale jeśli to „wybuchnie”, to może okazać się, że mecz pierwszej kolejki naszej ekstraligi w Ostrowie Wielkopolskim nie będzie meczem o utrzymanie, jak większość przewiduje, a meczem o… ostatnie miejsce w play-offach. A może się mylę?

PAWEŁ PROCHOWSKI