Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Paul Bellamy, wiceprezydent firmy IMG nie ukrywa, że ciężko jest w tym roku planować turnieje Grand Prix. Jak sam przyznaje organizacja zawodów w Cardiff nie miała jakichkolwiek podstaw, choćby ze względu czysto ekonomicznego.

– Na pewno podejmowaliśmy z naszej strony wszystkie próby, jakie tylko były możliwe. Finalnie moglibyśmy zorganizować turniej z być może z dziesięciotysięczną publicznością. Do tego dochodzą jednak koszty ułożenia toru. Uznaliśmy ostatecznie, że to już nie byłoby to samo Cardiff, do jakiego przyzwyczailiśmy kibiców, więc musieliśmy odwołać zawody. Mam nadzieję, że powrócą tam w przyszłym roku, już pod egidą Discovery – mówi na łamach Speedway Stara Bellamy.

Do tej pory odwołano turniej w Terenzano, Teterow oraz Cardiff. Zawody w Pradze przeniesiono z kolei na lipiec. Wszystko więc wskazuje na to, że kibice zobaczą powtórkę z ubiegłego sezonu, kiedy w jednym mieście podczas weekendu rywalizowano dwukrotnie.

– Cały czas pracujemy nad kalendarzem i w najbliższych tygodniach postaramy się go podać do publicznej wiadomości. Mamy Pragę, mamy na pewno jedną lokalizację w Polsce. Chcemy docelowo, aby było jedenaście rund. Jak to będzie ostatecznie wyglądało – nie wiadomo, ponieważ sytuacja związana z obostrzeniami jest dynamiczna. Być może skończy się na paru podwójnych weekendach z turniejami Grand Prix, jak miało to miejsce w ubiegłym roku – kontynuuje Bellamy.

fot. FIM Speedway Grand Prix

Angielscy promotorzy wierzą, że po raz pierwszy uda się rozegrać turniej w Rosji. Jeśli chodzi o Warszawę, tu dostrzegają ten sam problem, który dotyczył walijskiego Cardiff.

– Jesteśmy w kontakcie ze wszystkimi organizatorami. Rosjanie zapewniają, że u nich program szczepień pracuje bardzo dobrze i w lecie zawody będzie mogło oglądać pięćdziesiąt procent publiczności, o ile nawet nie sto. Jeśli chodzi o Warszawę, to też jesteśmy w cotygodniowym kontakcie i monitorujemy sytuację. Wiadomo, że tam – podobnie jak w Cardiff – potrzebne jest ułożenie toru, a nie wiadomo czy i ile widzów mogłoby ostatecznie oglądać zawody. Staramy się wyciągać wnioski z ubiegłego roku i być przygotowanymi na różne rozwiązania w sensie zmiany lokalizacji czy kalendarza praktycznie na zasadzie „last minute”. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby organizacja była jak najlepsza – podsumowuje Bellamy.