Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Duńczyk Poul Wissing w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku był u progu międzynarodowej kariery. W jej rozwoju pomóc miał mu pomóc nie kto inny, jak sam Ole Olsen. Żużlowe plany zawodnika pokrzyżował jednak wyjazd na ostatnie w 1967 roku zawody do Niemiec. 

W piątek 29 września 1967 roku straż graniczna NRD z uśmiechem powitała na przejściu granicznym białego Mercedesa duńskiego zawodnika. Pogranicznicy wiedzieli doskonale, że należy on do Poula Wissinga, który z bratem Nielsem oraz mechanikiem jechał do ich państwa na zawody żużlowe. Władze byłej NRD w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku były otwarte na sportowców z Zachodu. To ich porażki bowiem pozwalały reżimowi komunistycznemu pisać o potędze wschodnioniemieckich sportowców. Poul Wissing był wtedy jednym z najlepszych żużlowców w Danii. 

W sobotę Duńczyk miał wystąpić w zawodach na torze w Güstrow, w niedzielę z kolei walczyć na torze w portowym Rostocku. Później miał powrócić do Danii i skupić się na przygotowywaniach do rozwoju żużlowej kariery na angielskich torach. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej…

Wissing urodził się w 1941 roku. Już w młodym wieku pociągały go motocykle. Siłą rzeczy został więc mechanikiem samochodowym w rodzinnym Vejle. Pomimo, że od czasów Moriana Hansena nie było duńskich następców, którzy walczyliby w światowych finałach, to na zawody żużlowe w Danii przychodziło całkiem sporo kibiców. Na jednych z nich pojawił się Poul Wissing z bratem. Wtedy zakochał się w tym sporcie. Na jego uprawienie musiał jednak czekać, wedle ówczesnych przepisów, do ukończenia osiemnastego roku życia. W zawodach żużlowych Duńczyk zadebiutował w 1959 roku. Jego kariera potoczyła się bardzo szybko. W tym samym roku został mistrzem Jutlandii, co uznano w Danii za wielką  sensację. Wissing został szybko dostrzeżony i zaproszony do wzięcia udziału w tournée po Argentynie. Tam między innymi rywalizował z Argentyńczykami na torze Ferrocarrii Oeste w Buenos Aires. Po powrocie młody zawodnik nie ukrywał, że większe wrażenie aniżeli sam żużel wywarł na nim argentyński „klimat”. Był zafascynowany tamtejszym sposobem życia, pełnymi temperamentu kobietami czy muzyką tango płynąca wprost  z ulicznych barów. 

W latach sześćdziesiątych Wissing należał do czołówki duńskich zawodników. W mistrzostwach Danii zdobył jednak w ciągu paru lat tylko jeden, brązowy medal. – Bardzo chcę zostać mistrzem swojego kraju, ale wisi nade mną widocznie jakieś przekleństwo. Co roku coś lub ktoś niespodziewanie staje mi na przeszkodzie – mówił lokalnej gazecie w 1965 roku. 

W 1963 roku klub z Vejle zrezygnował z prowadzenia sekcji żużlowej. Młody zawodnik postanowił przenieść się do klubu z  Esbjerg. Tam w karierze pomagał mu Jorgen Holm. – Wissing był bardzo dobrym zawodnikiem i co ważne przyjaźnie usposobionym człowiekiem. To był chodzący wzór dla innych zawodników. Doskonale się rozwijał i nigdy nie odmawiał pomocy – wspominał po latach Jurgen Holm, ówczesny działacz żużlowy. 

Marzeniem duńskich zawodników jak Wissing, Boisen czy Kurt Bøgh było wówczas jak najszybsze dostanie się do ligi angielskiej. Ich wzorem był charyzmatyczny Arne Pander, który od 1959 roku startował w Oxfordzie. W Anglii Wissing pojawił się 14 lipca 1966 roku. Wtedy bowiem, wraz z Ole Olsenem, wystartował w finale skandynawsko-brytyjskim na stadionie w Sheffield. 

– Poul Wissing to zawodnik młodej fali z Danii. Dobrze pokazał się w turnieju eliminacyjnym (na torze w Hillerod zajął czwarte miejsce – dop.red.). Warto dziś go obserwować – pisano o Wissingu przed zawodami w Sheffield.

Ole Olsen, wygrywając jeden bieg, zakończył zawody z pięcioma punktami na koncie. Nasz bohater z kolei zdobył zaledwie jedno oczko, zajmując tym samym ostatnie miejsce w zawodach. Po zdobyciu tytułu mistrza Danii w 1967 roku, Olsen podpisał kontrakt z angielskim Newcastle. Późniejszy mistrz świata obiecał Wissingowi pomoc, aby ten mógł jak najszybciej ścigać się na brytyjskich torach w sezonie 1968. 

Marzenie o Anglii, która stawała się coraz bardziej realna było z pewnością w głowie Wissinga, kiedy w niedzielę, 1 października, zameldował się na torze w Rostocku. Tamtejszy klub Neptun organizował tego dnia ostatni turniej w sezonie. Zawodnicy spoza Niemiec byli dodatkową atrakcją dla blisko sześciu tysięcy zgromadzonych widzów. W turnieju startował między innymi Andrzej Pogorzelski.

W pierwszym swoim starcie Wissing zajął drugie miejsce. Kolejny bieg wygrał. Trzeci start zakończył się jego drugą lokatą. W czwartej gonitwie Duńczyk ponownie zwyciężył. Przed swoim ostatnim biegiem Duńczyk miał realne szanse na podium. Jego rywalami byli Schelenz, Uhlenbrock oraz jeden ze szwedzkich zawodników. Gdyby Uhlenbrock wygrał z Wissingiem, możlwe było to, że na podium staną tylko zawodnicy byłej NRD. Wysoko w klasyfikacji zawodów byli bowiem Hehlert oraz Dinse. 

– Wissing wyszedł zdecydowanie najlepiej ze startu, ale później zderzył się właśnie z Uhlenbrockiem. Obaj upadli. Na Duńczyka najechał jeszcze Szwed – wspominał po latach Bernd Weldner z niemieckiego klubu. 

Wypadek wyglądał bardzo groźnie. Stadion zamarł. Kombinezon Duńczyka, na skutek uderzenia przez motocykl Szweda, na wysokości klatki piersiowej był rozerwany na strzępy. Wissing w ciężkim stanie został natychmiast odwieziony do szpitala. Zawody zostały dokończone, a wygrał je Jurgen Hehlert.

O wypadku natychmiast poinformowano żonę zawodnika, którą poproszono o natychmiastowy przyjazd do Niemiec. Okazało się jednak, że jej paszport znajduje się w… Mercedesie Wissinga. Dzięki pomocy odpowiednich służb NRD, małżonka ostatecznie mogła udać się do szpitala w Rostocku. 

Późnym wieczorem lekarze poinformowali brata Nielsa oraz mechanika zawodnika, że życia zawodnika niestety nie dało się uratować. Zaledwie parę godzin później do szpitala w Rostocku dotarła małżonka Wissinga. 

– Kiedy go zobaczyłam był cały owinięty bandażami. Wyglądał tak, jakby po prostu nieruchomo spał. Był pierwszą osobą, którą widziałam nieżywą – mówiła sześć lat po wypadku duńskim mediom wdowa po zawodniku. 

Po paru dniach trumnę z ciałem zawodnika brat Niels przetransportował do Danii. Na pogrzebie pojawiło się wielu ówczesnych duńskich zawodników, z prezesem Duńskiego Związku Motocyklowego, Petersenem na czele. 

W tym roku Poul Wissing skończyłby 80 lat. Przez wiele lat zastanawiano się, jak potoczyłaby się dalej kariera Duńczyka gdyby nie fatalny wyjazd do Rostocku. Czy byłby kolejnym duńskim uczestnikiem finałów indywidualnych mistrzostw świata? Czy w 1968 faktycznie zacząłby karierę na angielskich torach?

W artykule wykorzystano materiały Ib Soby, Archiwum Neues Deustchland