Oliver Berntzon. fot. materiały prasowe TŻ Ostrovia
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Po meczu 5. kolejki PGE Ekstraligi w końcu zadowolony ze swojej postawy mógł być Oliver Berntzon. Szwed wraz z Chrisem Holderem długo sprawiał, że Betard Sparta Wrocław nie mogła być pewna zwycięstwa i zanotował przy swoim nazwisku 11 punktów z bonusem. Żużlowiec liczy, iż na dobre przełamał się w zmaganiach o Drużynowe Mistrzostwo Polski i przyznaje, że w dojściu do najlepszej formy bardzo pomagają mu starty w rodzimej lidze.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TUTAJ

W rywalizacji z mistrzami Polski Berntzon okazał się najskuteczniejszym zawodnikiem Mariusza Staszewskiego. Pojechał w aż sześciu biegach i był w stanie pokonywać takich zawodników jak Maciej Janowski czy Daniel Bewley.

– Zawsze są rzeczy, które możesz poprawić będąc sportowcem. Po tych moich poprzednich trzech występach w PGE Ekstralidze nie mogę narzekać na to jak poszło mi ze Spartą. Perfekcyjnie nie było, ale jestem bardzo zadowolony z tego wyniku – mówił nam Berntzon.

Piątkowe spotkanie nie było pierwszym zapoznaniem Szweda z torem na Stadionie Olimpijskim. Znacznie gorzej wspomina on ubiegłoroczne zawody we Wrocławiu. W dwóch turniejach Grand Prix udało mu się dowieźć łącznie zaledwie pięć oczek.

– Wiele czynników składa się na to, że te występy były tak różne. Oczywiście Grand Prix to znacznie trudniejsza impreza. Nie miałem też dobrego zeszłego sezonu. Borykałem się z problemami i to bardzo długo. Zmieniałem silniki, nie było w mojej jeździe spokoju. Do momentu rozpoczęcia play-offów wszystko było bardzo chaotyczne – komentował zawodnik z Anderstorp.

– Nie byłem więc zaskoczony, że w Grand Prix we Wrocławiu też mi nie poszło. Jeśli chcesz dobrze zapunktować w Grand Prix, to musisz być w najlepszej możliwej dyspozycji. Cieszę się, że ten występ ligowy był znacznie lepszy. Czytałem nagłówki, że nie jestem żużlowcem na PGE Ekstraligę, ale dziś pokazałem, że nim jestem i mogę dobrze punktować – kontynuował.

28-latek należy do grona tych żużlowców, którzy lubią często startować. W ubiegłym tygodniu w końcu wystartowała druga najmocniejsza liga na świecie, czyli Bauhaus-Ligan. W barwach Lejonen Gislaved wykręcił on 12 oczek, czyli był równie skuteczny co Bartosz Zmarzlik.

– Starty w Szwecji są dla mnie bardzo ważne. Bez początku ligi w Szwecji nie czuję, że sezon wystartował. We wtorek to poczułem, zaliczyłem dobry występ. To mi pomaga. W meczu we Wrocławiu też było dobrze. Teraz zadaniem jest utrzymać tę dyspozycję – wyjaśniał żużlowiec beniaminka PGE Ekstraligi.

Od niedawna Szwed ma także znacznie bardziej komfortową sytuację odnośnie miejsca w składzie. Władze Arged Malesy zdecydowały się bowiem wypożyczyć do ROW-u Rybnik dobrego przyjaciela Berntzona, Nicolaia Klindta.

– Na pewno teraz jest trochę łatwiej. Nie musze na każdym treningu za wszelką cenę pokazywać, że zasługuję na swoje miejsce. Oczywiście cały czas staram się być najlepszy w tym co robię. Teraz jest ta pewność, że w składzie niemal na pewno się pojawię i to przeświadczenie pomaga – podsumował Oliver Berntzon.