fot. Apator Toruń
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Zakulisowe anegdoty, przypomnienie historii, słowa prawdy wszystkich tych, którzy na własne oczy widzieli niesamowite momenty toruńskiego żużla. Tuż przed świętami w sprzedaży pojawiła się publikacja pod tytułem „Od dirt-tracku do Motoareny. Opowieść o toruńskim żużlu” autorstwa Daniela Ludwińskiego. Ruszyłem więc prędko do siedziby klubu przy ulicy Pera Jonssona 7, zakupiłem egzemplarz, przeczytałem od deski do deski i podzielę się moją opinią na temat książki. Również odpowiem Wam na pytanie, czy warto ją mieć w swojej domowej bibliotece.

Autor dzieła, Daniel Ludwiński jest dziennikarzem z wieloletnim doświadczeniem w tym fachu, a przede wszystkim ogromnym pasjonatem czarnego sportu. Przedstawiciel redakcji toruńskich „Nowości” w swojej książce całkowicie oddał głos bohaterom i uczestnikom wydarzeń, unikając zbędnych statystyk, wyników spotkań czy własnych przemyśleń, co okazało się dobrym pomysłem. Opowieść jest całkowicie wypełniona merytoryczną treścią, przede wszystkim starannie wyselekcjonowaną. Nie jest to łatwe zadanie, bo liczba rozmówców była naprawdę duża, ale wszystkie wypowiedzi czyta się lekko i z wielką przyjemnością. Mamy tu niespełna 250 stron, bez wielkiej na pół strony czcionki oraz niepotrzebnych „wypełniaczy”. By dobrze zapoznać się z lekturą potrzebujecie zatem kilka długich godzin.

Nie chciałbym streszczać książki i zwracać uwagi na każdy jej rozdział, więc powiem tylko, że jest tu zachowany chronologiczny porządek historii czarnego sportu w Toruniu. Każdy sympatyk żużla, niezależnie od wieku, znajdzie tu coś, co go zafascynuje. Na pewno historia „dirt-tracku”, czyli całej ery przed speedwayem, jaki znamy w dzisiejszych czasach jest warta poznania. Pierwsi zawodnicy, pierwsze tory, cała otoczka pierwszych rywalizacji i zawodów sportowych w Toruniu. Początkowe kilkadziesiąt stron z pewnością najbardziej przypadnie do gustu czytelnikom starszej daty, bo czuć tu atmosferę dawnych czasów i rzeczywistości, którą ciężko sobie wyobrazić dzisiejszej młodzieży. Wyróżniłbym tutaj fragmenty o Zbigniewie Raniszewskim i skandalu wokół jego śmiertelnego wypadku na torze w Austrii.

Pierwsze, bardzo mocne uderzenie tej opowieści – historia Mariana Rosego. Opis kariery, wspomnienia najbliższych przyjaciół, niesamowite emocje wokół jego postaci. Do dziś uważam, że świadomość tego, jaką gwiazdą w swoich czasach był „Maryś” jest wśród kibiców zbyt mała. Jestem przekonany, że po przeczytaniu rozdziału o patronie stadionu przy ulicy Broniewskiego 98, a teraz Motoareny, każdy czytelnik dojdzie do podobnej konkluzji. To był fascynujący żużlowiec, a obowiązkiem każdego kibica toruńskiego żużla jest to, by nigdy nie został zapomniany, a jego kariera była dogłębnie poznana przez kolejne pokolenia na stadionie.
Następne historie to już crème de la crème dla wszystkich tych, którzy pamiętają złote lata toruńskiego Apatora. Kapitalnie opisana rywalizacja w Derbach Pomorza. Pierwsze medale, szkółka, która produkuje talent za talentem. Zakulisowe historie transferowe, działalność klubu, problemy finansowe. Wszystko jest relacjonowane przez świadków tych wydarzeń, osób najbliżej związanych w klubem.

Pozwolę sobie na kilka krótkich wniosków, zarówno pozytywnych i negatywnych po pierwszym przeczytaniu lektury w całości. Zacznę od tych pierwszych:

– Książka uświadomiła mi, jak wielkim „twardzielem” jest Jan Ząbik, człowiek, bez którego dziś mogłoby nie być żużla w „Grodzie Kopernika”. Na torze umarł jego mentor Rose, a kilka lat później, dosłownie na jego rękach odszedł z tego świata młody Araszewicz, wybitny talent. Ówcześni zawodnicy odwracali się od żużla z powodu strachu przed śmiercią, każdy zastanawiał się kilka razy, zanim wsiadł na motocykl, przez pewien czas nie odbywały się nawet treningi. Odwaga Ząbika pozwoliła pociągnąć klub do przodu i przetrwać te dramatyczne chwile.

– Jeśli kiedyś Tomasz Bajerski wraz z utalentowanym dziennikarzem usiądzie do opisania swojej kariery, szczerze, otwarcie i bez żadnych skrupułów, będzie to najlepsza książka w Polsce o tematyce żużlowej. Widać gołym okiem, że obecny trener „Aniołów” ma naprawdę świetną pamięć i przeżył sporo, zarówno w żużlu jak i życiu prywatnym. Ogromny talent, który niestety został całkowicie zmarnowany. Dziś świetnie się słucha historii i wspomnień osoby z tak dużym doświadczeniem.

By zostać w pełni obiektywnym wskażę również te negatywne aspekty lektury, choć nie wpływają one mocno na odbiór całości:

– Wszystkie kontrowersyjne wątki są ograniczone do minimum. Z jednej strony to rozumiem, po pierwsze uczestnicy tych wydarzeń wolą już nie rozdrapywać starych ran, a po drugie książka ma patronat Klubu Sportowego Toruń. Właściciele raczej nie chcieliby wspierać wzajemnych oskarżeń byłych zawodników. Wypowiedzi Wojciecha Żabiałowicza, Tomasza Bajerskiego czy Jacka Krzyżaniaka dotyczące głośnego meczu z Lublinem lub finału z Częstochową są tutaj ograniczone do kilku zdań, które w dalszym ciągu raczej niczego nie wyjaśniają.

– W opowieści brakuje wypowiedzi dwóch osób, niezwykle ważnych dla żużla w Toruniu – Wiesława Jagusia i Jacka Gajewskiego. I również za to, ciężko mi winić autora książki. „Mały Wojownik” nigdy nie był zawodnikiem medialnym, a po zakończeniu kariery całkowicie wyłączył się z uczestniczenia w życiu klubu i namówienie go na jakikolwiek wywiad graniczy z cudem. Przyczyny braku wypowiedzi Jacka Gajewskiego kompletnie nie znam, więc nie będę dorabiał niepotrzebnych teorii.

Pozostaje mi zachęcić do kupna książki Daniela Ludwińskiego. Lektura z pewnością zachwyci każdego fana Apatora, choć polecałbym ją również kibicom innych drużyn. To doskonała lekcja historii i klimat, którego nie można dziś już poczuć. Opowieść bardzo dobrze pokazuje, jak mocno zmienił się żużel na przestrzeni lat. Od jazdy zawodników za darmo dla przyjemności, następnie za prestiż i przywileje, aż do dzisiejszych czasów wielkich pieniędzy.

KAROL BIERZYŃSKI