Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeśli spytamy przeciętnego kibica o najlepszych niemieckich zawodników przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku, to najczęściej usłyszymy dwa nazwiska – Egona Mullera oraz Karla Maiera. Warto jednak nie zapominać, że był jeszcze Bawarczyk, Alois Wiesbock, który jako pierwszy i prawdopodobnie jedyny niemiecki żużlowiec doczekał się swojej ulicy.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA NA FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TUTAJ

Urodzony w 1950 roku zawodnik swoją przygodę z żużlem zaczął relatywnie późno. Miał wtedy 19 lat. – Wynikało to w moim przypadku z dwóch powodów. Pierwszy to podpis rodziców, który był wówczas wymagany, a drugi to posiadanie prawa jazdy. Obie rzeczy „skompletowałem” jak byłem pełnoletni i wtedy zabrałem się za żużel. Najpierw jeden sezon startowałem z licencją B, a późnej już jako normalny, dorosły zawodnik z licencją A w zespole z Landshut – mówi były zawodnik. 

Swoje największe sukcesy Wiesbock odnosił, podobnie jak Muller czy Maier, w długotorowej odmianie żużla. Po raz pierwszy do finału światowego zakwalifikował się w 1972 roku. W finale, rozegranym w niemieckim Muhldorf, jednak nie wystąpił ze względu na odniesioną wcześniej kontuzję.

W 1973 roku Wiesbock przeniósł się z Landshut do zespołu MSC Bopfingen, z którym w kolejnym sezonie został drużynowym mistrzem Niemiec. W latach 1974-1981 Wiesbock czterokrotnie stawał na najwyższym stopniu podium indywidualnych mistrzostw Niemiec na długim torze. W 1978 roku przed blisko 28-tysięczną publicznością przegrał słynny już bieg barażowy o tytuł mistrza świata w niemieckim Muhldorf z Egonem Mullerem. 

– Alois to był bez dwóch zdań doskonały zawodnik i kolega. Wielokrotnie rywalizowaliśmy na torze, a nasz bieg barażowy z 1978 roku był jedyny w swoim rodzaju. Ja wtedy miałem poważne problemy z motocyklem i aby paliwo prawidłowo dochodziło do gaźnika, jechałem ze szlauchem w ustach, w który nieustannie dmuchałem. Jakoś mi się jednak udało Aloisa pokonać. Pamiętam, że już przy losowaniu pól starałem się go psychicznie wyprowadzić z równowagi  – wspomina Muller. 

Muller ze szlauchem w ustach podczas finału w Muhldorf
Podium Mariańskie Łaźnie

Do dziś przez wielu niemieckich kibiców Wiesbock uznawany jest za tego zawodnika, który miał „sezon konia”. Dla urodzonego w Muhldorf żużlowca takim sezonem był ten z 1979 roku. 

– W tamtym sezonie odjechałem bodajże około piętnastu zawodów w żużlu klasycznym i około dwudziestu na długim torze. Być może to miało jakiś wpływ na formę. Niestety finał klasyczny w Chorzowie mi nie wyszedł. Po dobrym występie w finale kontynentalnym w Pocking, w finale światowym byłem ostatni. Osiem dni później wygrałem jednak w końcu finał światowy na długim torze, rozegrany w Mariańskich Łaźniach – mówi Wiesbock. 

Oprócz tytułu mistrza świata, Wiesbock dorobił się dwóch srebrnych medali oraz jednego brązowego w rywalizacji na długim torze. Po wywalczeniu przez Niemca tytułu mistrza świata w Czechosłowacji, jego nazwiskiem nazwano plac oraz ulicę w miejscowości Niederbergkirchen. Za ten sukces został również uhonorowany przez prezydenta Niemiec, Karla Carstensa srebrnym wawrzynem, czyli niemieckim odznaczeniem za specjalne zasługi dla sportu. Wiesbock był również członkiem niemieckiej drużyny narodowej, która w 1982 roku w Londynie zdobyła brązowy medal w Drużynowych Mistrzostwach Świata. 

Jak na żużlowca przystało Wiesbock miał w swojej karierze te mniej chlubne momenty. Z jednego z finałów światowych został zdyskwalifikowany za nieregulaminową pojemność silnika. Miało to miejsce po finale w 1980 w Scheesel, w którym Niemcy zajęli siedem pierwszych miejsc. To przez ten fakt brytyjska prasa nazwała finał „German wish was”. W karierze Wiesbocka zdarzyło się również, że postanowił on wystartować w zawodach za brata bliźniaka Josefa, który również był żużlowcem. Maskarada jednak została odkryta i za ten występek bohater doczekał się zawieszenia. 

Swoją zawodniczą karierę Alois Wiesbock zakończył w roku 1997 roku, startem w turnieju w Bad Hersfeld. Po jej zakończeniu aktywnie działał jako tuner motocyklowy. Dziś, w wieku emerytalnym, jest to już jego hobby, a na stadion żużlowy zagląda sporadycznie.

– Na pewno są to już zupełnie inne czasy, niż wtedy, kiedy ja startowałem. Wtedy na zawody przychodziły tłumy i relacjonowała je telewizja. Co trzeba zrobić, aby niemiecki żużel się rozwijał? Jak najwięcej pracować z młodzieżą, a potem dawać jej szansę regularnych startów tam, gdzie żużel się rozwija, czyli za granicą – mówił parę lat temu na łamach prasy Wiesbock.

Notka prasowa z wizyty Wiesbocka oraz Mullera w niemieckiej telewizji najlepiej obrazuje ówczesne zainteresowanie żużlem tamtejszych mediów

Wykorzystano materiały – Christiana Kalabisa oraz Karla Kostki