Nicki Pedersen. Foto: Krzysztof Konieczny, GKM Grudziądz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Nicki Pedersen we wtorkowym spotkaniu PGE Ekstraligi uczestniczył w groźnym wypadku, po którym nie został dopuszczony do kontynuowania zawodów. Duńczyk udał się do grudziądzkiego szpitala na dokładne badania, które na szczęście nic groźnego nie wykazały, a wbrew opinii lekarzy Pedersen postanowił wypisać się ze szpitala ze względu na – najszerzej ujmując – sprawy osobiste. Zawodnik poleciał do Hiszpanii, by tam ze swoją partnerką oglądać nowe mieszkania.

 

– Byłem przez chwilę nieprzytomny po wypadku. Pamiętam samo zdarzenie zanim uderzyłem głową o bandę i w zasadzie nic więcej. Na szczęście po badaniach okazało się, że wszystko jest w porządku. Odczuwam silny ból w szyi, głowie, ramionach i brzuchu. Na wątrobie mam krwiaka i muszę kontrolować sytuację, czy ból się nie pogłębia. Wypisałem się ze szpitala, chociaż lekarze uznali, że powinienem zostać na noc na obserwacji – zrelacjonował Nicki Pedersen w swoich mediach społecznościowych.

Ciekawsza była jednak pośrednia przyczyna szybszego opuszczenia szpitala. Trzykrotny mistrz świata pojechał do Berlina, skąd wyleciał do Hiszpanii, by tam… oglądać nowe mieszkania ze swoją partnerką, Natashą.

– Kolejny tydzień minie mi w towarzystwie bólu i będę dochodził do pełni sprawności. Ale przy takim wypadku trzeba patrzeć pozytywnie na sytuację, bo mogło się skończyć znacznie gorzej – zauważył Duńczyk.