Żużel. Nicki Pedersen: Kariery nie skończyłem. Zażywam 25 tabletek dziennie

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Trzykrotny indywidualny mistrz świata doznał w swojej karierze wielu kontuzji. Jednak po tej ostatniej, odniesionej na torze w Grudziądzu, zastanawiał się nad zakończeniem kariery. Obecnie Duńczyk przebywa w swoim domu w Middelfart i stara się z optymizmem patrzeć w przyszłość, pomimo iż porusza się o kulach.

 

– Jestem trochę osłabiony. Okropnie jest leżeć na pieprzonej kanapie i patrzeć na słońce. Nie ma sensu myślenie o wszystkim, czego nie można robić, ponieważ „spala” to nerwowo. Trzeba szukać pozytywów, choć to też nie jest łatwe. Biorę 25 tabletek dziennie i trochę morfiny na noc, żeby odpocząć. Ciągle mnie coś boli, ale nie przeszkadza mi to, że mam przepisane tyle tabletek, że dostaję od nich zawrotów głowy. Cała moja lewa noga sprawia wrażenie jednego wielkiego siniaka. Przez kolejne osiem tygodni nie mogę jej nadwyrężać Na szczęście mam wokół siebie dobrych lekarzy – mówi lider GKM-u Grudziądz na łamach Jylland Posten.

Jak przyznaje sam zawodnik, wypadek w Grudziądzu był jednym z najpoważniejszych w skutkach, jakie przytrafiły mu się w karierze.

– Mocno uderzyłem kością udową w miednicę. Trzeba było ją ponownie wyciągnąć i naprostować, więc leżałem w pełnym napięciu przez cztery dni. Doszło do dwóch złamań miednicy. Ponadto mam m.in. czterocentymetrową dziurę w nodze. Napinacz łańcucha wszedł bezpośrednio w moje udo. Pięć centymetrów. Musiałem go wyciągnąć, zanim ludzie zdążyli zabrać motocykl, który na mnie wylądował. To był bardzo silny ból. W nocy straciłem litr krwi, ponieważ po zszyciu rany zrobił się ogromny skrzep. Nie było łatwo. Nienawidzę, jak każdy,  bólu, ale mam bardzo wysoki próg odporności. Kiedy mnie boli, mogę zagwarantować, że mnie naprawdę boli. Ta kontuzja była bardziej bolesna od złamania karku, którego też dwukrotnie podczas kariery doznałem. Wtedy to była tylko złamana kość, kołnierz na szyję, odpoczynek i pomogło – kontynuuje Pedersen.

Urodzony w Odense zawodnik jasno deklaruje, że pomimo odniesionych ostatnio kontuzji kariery na torze nie zamierza kończyć. – Jeszcze nie skończyłem. Muszę zacząć po prostu od nowa. Staram się widzieć światło przed sobą, a nie tylko czarny tunel. W przeciwnym razie trudno jest ciągle się „podnosić” i walczyć z przeciwnościami losu. Moi lekarze są bardzo pozytywnie nastawieni. Mam nadzieję, że wszystko się zrośnie i wróci do normy. Istnieje wprawdzie niebezpieczeństwo, że jeśli tak się nie stanie, to nie będę zdolny do ponownego ścigania, ale to skrajny scenariusz. Kiedy mogę dojść do siebie? Zakładamy, że to okres czterech-sześciu miesięcy. Trudno jest powiedzieć stop, kiedy kochasz żużel i to twoje źródło utrzymania. Nadal jestem czołowym zawodnikiem w polskiej lidze, a ona jest najsilniejsza na świecie – dodaje Pedersen. 

45-latek przyznaje, że dużo w trudnym dla niego momencie życia daje mu wsparcie najbliższych.Rodzina wspiera mnie w 110 procentach. Jest mi z tym oczywiście łatwiej. Nie jest to najfajniejsze, kiedy dzieci w wieku 9 i 13 lat widzą tatę w takim stanie, ale takie jest życie. Są również ciężkie chwile oprócz tych wesołych. Muszą się z tym pogodzić. Mikkel, mój syn, sam jeździ na żużlu i często mu powtarzam, że musi o siebie dbać. Teraz dzieci dbają o mnie. Gdyby nie wsparcie najbliższych w tym co robię, na pewno tyle lat moja kariera by nie trwała – podsumowuje Pedersen