Maksym Drabik. fot. Jędrzej Zawierucha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kolejne posiedzenia, następne terminy, odwołania, apelacje, kruczki prawne. Czas biegnie. Decyzji nie ma. Przynajmniej tej ostatecznej i uprawomocnionej. Tylko w tej prawnej batalii na spryt i sposoby zupełnie zaginął człowiek. Jego odczucia, potrzeby, rozterki nie mają w tym sporze znaczenia. To przykre.

Nie mam pojęcia co o tej niekończącej się historii myśli sam Torres. On się zaszył, odciął od świata. Zważywszy jednak nerwowe reakcje podczas ostatnich występów na torze, także późniejszą absencję w decydujących starciach, nie mającą bynajmniej związku z dyspozycją, można domyślać się rosnącej frustracji. Stan niepewności jutra, to jedno z najbardziej dołujących odczuć. Tutaj trwa od ponad roku. Ile można wytrzymać? Kto z nas były aż takim twardzielem, by sytuacja spływała po nim jak po kaczce? Zwyczajnie nierealne. Prawnicze spory i przeciągające się do granic absurdu procedury, po prostu muszą odcisnąć negatywne piętno na psychice każdego, szczególnie zaś młodego i niedoświadczonego życiowo człowieka. I nie ma to związku ze stanem euforii, czy radością życia. Punkt widzenia zwykle zależy od punktu siedzenia. To naturalne. U wielu obserwatorów powoli dochodzi do głosu syndrom sztokholmski w ocenie sprawy. Fakty są jednak nieubłagane, obiektywne i nie podlegają interpretacji. Te zaś przemawiają niestety przeciwko Maksymowi.

Oczywistym jest, że Torres nie przyjął twardego dopingu. Nie o tę kwestię toczy się prawniczy spór. Drabik złamał obowiązujące procedury. Obiektywnie. Kłopot w tym, że nikt dziś nie zna przyczyny, naturalnie oprócz samego zainteresowanego. Czy więc młodzieżowiec WTS przyjął wlewkę w zabronionej dawce z przyczyn zdrowotnych jak twierdzą jedni, czy po to by „wypłukać” z organizmu jakieś większe świństwo jak domniemują inni – tego pewnie się nie dowiemy i paradoksalnie, nie ma to już większego znaczenia na tym etapie sprawy. Faktem pozostaje, że zawodnik taką ponadnormatywną dawkę przyjął, do czego się przyznał, a przy tym w warunkach dalekich od ambulatoryjnych, co już ustalono w toku postępowania i bez wymaganej zgody instytucji antydopingowej. To fakty, bo już zostały udowodnione przez odrzucenie wersji pełnomocników zainteresowanego, także brak zgody na wsteczną datę a propos innego wniosku strony. Zatem Drabik, w sposób oczywisty i nie podlegający dyskusji, niezależnie od celu takoż intencji, obowiązującą procedurę złamał. To zaś podlega osądowi i karze. Przeciąganie rozstrzygnięcia w nieskończoność nie służy przede wszystkim jemu samemu.

W ostatnich latach mieliśmy w żużlu przynajmniej dwa głośne przypadki wpadek dopingowych. Z Patrykiem Dudkiem było co najmniej dwuznacznie. Zakazana substancja wykryta u Duzzersa figurowała tylko na jednej z dwóch niezależnych list środków zabronionych. Tam jednak nikt niczego nie przeciągał. Zawodnik odbył przymusową pauzę, by po karencji wrócić silniejszym, jak się wydaje. Dotychczasowe sukcesy i stabilna, wysoka forma tylko to potwierdzają. Czyli można. Tylko nie warto walczyć z całym światem. Podobnie w przypadku Griszki Łaguty. Czy w ogóle i jaki wpływ mogła mieć na wyniki wykryta substancja? Wiadomo, że efekty przynosi jedynie stosowana regularnie. W tym wypadku zatem niedozwolony efekt zapewne nie miał najmniejszego wpływu na uzyskiwane przez Rosjanina rezultaty. Jeśli jakikolwiek zaś to najwyżej mizerny.  Wtedy powojował nieco, choć z żadnym wynikiem, w imieniu zawodnika prezes Mrozek. Pamiętacie tę falę krytyki, wręcz krytykanctwa jaka go za to spotkała?  Jako jeden z bardzo nielicznych broniłem wtedy strategii rybnickiego sternika. Rozumiałem o co i dlaczego walczy. Dopuszczałem także, że wszyscy bez wyjątku pozostali bossowie ligowych teamów, postawieni w podobnej sytuacji, zachowali by się identycznie, choć może przywołali bardziej wiarygodne argumenty dla potwierdzenia stawianych oficjalnie tez. Łaguta i Mrozek polegli w starciu z faktami, co było równie jednoznaczne i od początku przesądzone jak teraz w sprawie Drabika. Wówczas jednak Rybnik celowo grał na czas. Miał w tym interes. Nie przypomina wam to kogoś?

Dudek i Łaguta z pokorą odpokutowali grzechy a teraz mogą cieszyć siebie i nas – kibiców swoją jazdą. Torres już bardzo długo, zbyt długo nie zna dnia ani godziny. Pora chyba przeciąć te prawnicze spory na kruczki i paragrafy, pozwalając chłopakowi nabrać oddechu i oczekiwać na wyznaczony, znany moment powrotu do sportu. Jaka będzie kara? Nie wiem. Najgorsze, że tego nadal nikt nie wie na czele z zainteresowanym. No i te kolejne, niekończące się instytucje i procedury odwoławcze. Nie rokuje to dobrze. Bez względu jednak na przyczynę. Bez względu na to czy Maksym wystraszył się kontroli i dlatego przyznał do wlewu, wykazując przy tym być może odrobinę życiowej naiwności, decyzja powinna się już dawno uprawomocnić, bez kolejnych odwołań, apelacji i targów. Niech chłopak ma szansę wyczyścić głowę i po odbyciu, nieuniknionej jak się wydaje w świetle faktów, karencji wrócić głodny żużla, najlepiej ze znakomitym skutkiem. Jak choćby wymienieni wcześniej Dudek, czy Łaguta.

No i jeszcze jedna nurtująca mnie kwestia w tym całym zamieszaniu prawnym. Bardzo istotna. Dokąd wróci Maksym Drabik po zawieszeniu? Czy WTS nadal będzie zainteresowane usługami banity? Tak byłoby po ludzku zwyczajnie fair i przyzwoicie ze strony klubu. Jednak apetyt na tytuły i brak miejsca w zestawieniu mogą stanowić z perspektywy zespołu przeszkodę w spokojnym wprowadzaniu do startów Drabika juniora. Gdzie by jednak nie wylądował, oby wrócił równie skutecznie jak pozostali dwaj. Trzymaj się Torres. Murem za Drabikiem. Niech decyzja, jaka by nie była, wreszcie zapadnie.

2 komentarze on Żużel. Never ending story, czyli Drabik gate jak WOŚP
    pytanie
    29 Jan 2021
     6:32pm

    A kiedy prezes Mrozek odzyska te miliony odszkodowań od Griszy? Mówił o tym na konferencji prasowej kilka lat temu.

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    29 Jan 2021
     7:03pm

    Właściwie w tym miejscu, po tyradzie pana Sierakowskiego, powinienem zadać proste pytanie:
    „NO I?”

    Półtora roku przepychanek prawnych. Można to zrozumieć, gdyby chodziło o Pawlaka i Kargula i ich problemu o trzy palce miedzy. Jednak w sporcie?

    Zbłaźnienie się POLADA i wdanie w konflikt prawniczy w sprawie tak prostej jak kij, jest zabawne. Przecież nie chodzi o doping (cała ta wlewka pewno nie powinna podlegać jurysdykcji organu antydopingowego, gdyż wlewka nie jest dopingiem ). Chodzi o złamanie regulaminu i całe te POLADA’y i inne zespoły nie powinny tu uczestniczyć. Tak jak i odwołania nie powinny mieć miejsca, nie powinny być brane pod uwagę!
    Tutaj GKSŻ powinna Maksyma Drabika powołać przed swój trybunał i dowalić mu karę za złamanie regulaminu. Torres, który dobrze wiedział co zrobił, powinien był stulić uszy i poddać się karze a nie kombinować z adwokatem, gdyż „papuga” nie powinien wcale się mieszać do sporu. Sytuacja przypomina naruszenie regulaminu przez zawodnika MOTOR Lublin (nazwiska nie wspomnę, kto pamięta to wie), przed meczem w Gnieźnie. Nabroił? nabroił. Odpokutował? odpokutował. Jeszcze coś?

    Jeśli GKSŻ potrafi dawać kary pieniężne za złe przygotowanie toru, potrafi wykluczać telefonicznie sędziów z Ekstraligi, potrafi zakazywać prezesom i trenerom klubów przebywania w parku maszyn a nie potrafi zawiesić, lub dać kary finansowej zawodnikowi za złamanie regulaminu to do czego ta Komisja jest?

    Chyba tylko po to, by zakazać jazdy hulajnogą po PARKU MASZYN!

Skomentuj

2 komentarze on Żużel. Never ending story, czyli Drabik gate jak WOŚP
    pytanie
    29 Jan 2021
     6:32pm

    A kiedy prezes Mrozek odzyska te miliony odszkodowań od Griszy? Mówił o tym na konferencji prasowej kilka lat temu.

    Ⓜⓤⓒⓗⓞⓜⓞⓡⓔⓚ
    29 Jan 2021
     7:03pm

    Właściwie w tym miejscu, po tyradzie pana Sierakowskiego, powinienem zadać proste pytanie:
    „NO I?”

    Półtora roku przepychanek prawnych. Można to zrozumieć, gdyby chodziło o Pawlaka i Kargula i ich problemu o trzy palce miedzy. Jednak w sporcie?

    Zbłaźnienie się POLADA i wdanie w konflikt prawniczy w sprawie tak prostej jak kij, jest zabawne. Przecież nie chodzi o doping (cała ta wlewka pewno nie powinna podlegać jurysdykcji organu antydopingowego, gdyż wlewka nie jest dopingiem ). Chodzi o złamanie regulaminu i całe te POLADA’y i inne zespoły nie powinny tu uczestniczyć. Tak jak i odwołania nie powinny mieć miejsca, nie powinny być brane pod uwagę!
    Tutaj GKSŻ powinna Maksyma Drabika powołać przed swój trybunał i dowalić mu karę za złamanie regulaminu. Torres, który dobrze wiedział co zrobił, powinien był stulić uszy i poddać się karze a nie kombinować z adwokatem, gdyż „papuga” nie powinien wcale się mieszać do sporu. Sytuacja przypomina naruszenie regulaminu przez zawodnika MOTOR Lublin (nazwiska nie wspomnę, kto pamięta to wie), przed meczem w Gnieźnie. Nabroił? nabroił. Odpokutował? odpokutował. Jeszcze coś?

    Jeśli GKSŻ potrafi dawać kary pieniężne za złe przygotowanie toru, potrafi wykluczać telefonicznie sędziów z Ekstraligi, potrafi zakazywać prezesom i trenerom klubów przebywania w parku maszyn a nie potrafi zawiesić, lub dać kary finansowej zawodnikowi za złamanie regulaminu to do czego ta Komisja jest?

    Chyba tylko po to, by zakazać jazdy hulajnogą po PARKU MASZYN!

Skomentuj