Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dziś 52. urodziny obchodzi były zawodnik, brat Tomasza Golloba – Jacek Gollob. W swojej karierze dwukrotnie zdobywał tytuł Indywidualnego Mistrza Polski, wielokrotnie występował w finałach Złotego Kasku, pięciokrotnie wygrywał Mistrzostwa Polski Par Klubowych. Jeśli dodamy do tego medal Drużynowych Mistrzostw Świata , mamy jednego z żużlowców, którzy zapisali się złotymi zgłoskami w polskiej historii czarnego sportu.

 

Do dziś jednak wielu kibiców zastanawia się, czy Jacek Gollob mógł osiągnąć jeszcze więcej. Czy na przeszkodzie do większych sukcesów nie stanął fakt, że sportowo oraz medialnie był przez większość kariery w cieniu młodszego brata? Czy Jacek zazdrościł sukcesów Tomaszowi? I wreszcie, czy to młodszy z braci miał zawsze większe wsparcie ze strony ojca, Władysława?

– To jest złożony temat. Na pewno Jacek niczego Tomkowi nie zazdrościł. Znam naprawdę wiele zakulisowych spraw klanu Gollobów i nigdy żadnej wrogości nie było. Wielokrotnie, choćby jak zaczynali na crossie, bywało tak, że ojciec przydzielał „lepszy” sprzęt Jackowi, a ten przekazywał go Tomkowi. Pamiętam wielu polskich technicznych żużlowców, czyli tak zwanych „krawężnikowców” i bez cienia wątpienia Jacek należał do jednego z najlepszych, jeśli chodzi o technikę jazdy. Jak Jacek z Tomkiem mieli jechać w parze, to rywale słusznie mieli spore obawy. Jacek to był jeden z najlepszych zawodników trzymających krawężnik. Osiągnął w sporcie żużlowym naprawdę dużo, ale moim zdaniem mógł jeszcze więcej – mówi nam obecny prezes bydgoskiej Polonii, przyjaciel klanu Gollobów – Jerzy Kanclerz 

Bracia Gollobowie siłą rzeczy byli często porównywani. Wiele osób rozważało, czy Jacek miał predyspozycje do tego, by być aż tak dobrym zawodnikiem jak mistrz świata z 2010 roku.

– Pewnie miał. Talentu Jacek na pewno nie miał w sobie za mało. Tomek cały czas pragnął czegoś więcej, w kółko wyznaczał sobie nowe szczyty. Pamiętam takie momenty, w których do 23.00 Tomek potrafił trenować na stadionie. Jacek miał po prostu w sobie więcej luzu i był innym charakterem. Nie brnął totalnie w żużel. Poza żużlem było też życie. Ich talentów więc nie będę porównywał, ponieważ mieli podobne. Jacek był może mniej pracowity i bardziej „leniwy” do żużla od Tomka. Gdyby tak samo się przykładał jak Tomek, osiągnąłby jeszcze więcej w swojej i tak bogatej karierze – dodaje Jerzy Kanclerz. 

Z dzisiejszym jubilatem wiele lat pracował Leszek Tillinger, wieloletni prezes bydgoskiej Polonii.

– Jackowi Gollobowi  życzę wszystkiego najlepszego. Bez wątpienia to był bardzo dobry zawodnik. Jeśli chodzi o cechy prywatne, to był tak naprawdę, wbrew pewnym opiniom, bardzo spokojnym chłopakiem – mówi nam Leszek Tillinger. 

Klan Gollobów w polskim żużlu rządził niepodzielnie przez wiele lat. Utarła się opinia, że to właśnie Jacek był zdecydowanym „pupilkiem” ojca, Władysława.

– Ja też mam trzech synów. Wszystkich kocha się jednakowo, ale każdy rodzic ma swojego ulubieńca. Dla Władka być może „rodzynkiem” był Jacek, ale tylko z tego względu, że Władek chciał pokazać opinii publicznej, że Tomek to Tomek, ale Jacek wcale nie jest od niego słabszy. Władek swoją pomocą chciał udowodnić, że Jacek jest również znakomitym zawodnikiem – komentuje Jerzy Kanclerz. 

Z tą teorią w pełni zgadza się również drugi z naszych rozmówców.

– Jacek spędzał zdecydowanie więcej czasu z ojcem od Tomka. Był przez niego faworyzowany. Jak odszedł z Bydgoszczy do Piły, to cały czas był z nim ojciec, a Tomek musiał sobie już radzić sam. Chyba jednemu i drugiemu wyszło to w sumie na dobre. Jacek zdobył dwa razy mistrza Polski, a Tomek był na światowym topie. Co do ich talentów, to powiem tak, że jak po raz pierwszy pojawili się na torze Polonii, to było widać różnicę pomiędzy Jackiem a Tomkiem. Jacek był takim „wyrobnikiem”, a po Tomku było widać, że ma talent. Pamiętajmy, że Jacek w Polonii przechodził przez drugą ligę, zanim dołączył do poziomu Tomka. Oczywiście, że pracą przybliżył się później do pozycji Tomka, ale na pewno od początku większe predyspozycje miał Tomek. Jedno nie ulega wątpliwości, że Jacek w najlepszych swoich latach był bardzo dobrym zawodnikiem, ale nie tak doskonałym jak Tomek – dodaje Leszek Tillinger. 

Były włodarz bydgoskiego klubu nie ukrywa, że rozmowy kontraktowe odnośnie startów obu braci nie zawsze były łatwe, ale zawsze prowadził je Władysław Gollob, który „synów” starał obdzielić się profitami równo. 

– Kontrakty dla nich negocjował tata i zawsze one dla jednego i drugiego miały być przybliżone. Dopiero jak odchodzili do Tarnowa, to odeszli właśnie ze względu na fakt, że kontrakty chcieliśmy zróżnicować ze względu na wyniki, które Jacek miał słabsze – podsumowuje Leszek Tillinger. 

Dziś Jacek Gollob mieszka poza Bydgoszczą, ale o żużlu nie zapomina.

– Jacek mieszka poza Bydgoszczą. W minionym sezonie „wpadł” chyba chyba ze dwa razy do klubu. Mamy sporadyczny kontakt. „Jaca” się nic nie zmienił. Nadal jest tym samym wyluzowanym człowiekiem, żyjącym tym, co tu i teraz, czyli dniem dzisiejszym – mówi Jerzy Kanclerz

Tyle o jubilacie mówią osoby, które z nim współpracowały i się przyjaźniły. Przez wiele lat Jacek Gollob należał do czołówki polskich zawodników i niejednokrotnie potrafił ścigać się doskonale. Na jakich medalach skończyłaby się jego kariera, gdyby „luzu” było mniej? Tego już się nie dowiemy, ale pamiętajmy, że nie samym żużlem człowiek żyć musi. Jak pokazał Jacek Gollob, na „luzie” i bez „spiny” sukcesy niemałe też można osiągać.