Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niedawno pisaliśmy o historii amerykańskiego zawodnika, Kelly’ego Morana. Miał on nie tylko talent nie tylko do żużla, ale i do zabawy. Dziś wracamy do finału IMŚ w Chorzowie w 1979 roku, na który Moran docierał… autostopem. W drodze powrotnej do Anglii przygód też nie brakowało.

 

– Było dwóch trenerów. Jeden był od zawodników, drugi od mechaników. Nie wiedziałem, jak zamówić budzenie w hotelu. Po prostu przespaliśmy moment, jak trenerzy odbierali ekipę z hotelu, aby zawieźć na stadion. Obudziliśmy się jakoś w końcu i w pośpiechu zbieraliśmy się, aby dostać się na stadion. Problemem była jeszcze ta Polka, która była w nocy u Morana. Kelly obiecał jej, że zabierze ją do Stanów i ona  nie chciała odstąpić go na krok – wspomina ostatnie godziny przed finałem w Chorzowie sponsor Morana, Peter Rovazinni.

– Powiedziała mi: „Kelly zabiera mnie do Ameryki następnego ranka”. „Eee… Nie. Kelly musi teraz iść i się ścigać, porozmawiamy z tobą później, kochanie” – odpowiedziałem.  „O nie” – nalegała, „Kelly zabierz mnie do Ameryki!”. Odwróciłem się do Kelly’ego i powiedziałem: „Czy nie zdajesz sobie do cholery sprawy, że to jednodniowy finał i mamy około dwóch godzin do rozpoczęcia pierwszego  wyścigu?”. W końcu zebrałem jakoś  Kelly’ego i udaliśmy się  w drogę na stadion. Nie było taksówek, wszyscy byli albo w kościele, albo szli na stadion. Nie było wyjścia musieliśmy łapać… stopa. Kelly stanął więc na poboczu drogi i uniósł swoją torbę z napisem „Kelly Moran – USA”. Zatrzymało się w końcu dwóch chłopaków. Wsiedliśmy. Jakoś na migi się z nimi dogadywaliśmy. Chłopcy stawiali na to, że wygra Plech. W kółko powtarzali Plech numer 1, Plech numer 1. Spytali się nas, na kogo stawiamy. Odpowiedziałem że na Kelly’ego Morana. Zaczęli się śmiać, ale zaraz jeden z nich zwrócił uwagę na torbę. Zrobił się cały czerwony, spytał czy to czasem nie sam Moran i od tamtej pory zachowywali się, jakby wieźli Boga. Na stadion ledwo zdążyliśmy. Jak Kelly wchodził do szatni, to oficjele zabierali właśnie zawodników na prezentację. W pośpiechu czyściłem skórę, bo była nie wyczyszczona po treningu jaki się odbył dzień przed finałem – dodaje Peter Rovazinni. 

Finał Chorzów 1979

Pierwszy finał światowy Moran mógł zaliczył do udanych. Jako debiutant zajął czwarte miejsce, przegrywając bieg dodatkowy o brązowy medal z Michaelem Lee. Dla wielu to właśnie Moran – obok Ivana Maugera – był największym bohaterem chorzowskich zawodów. Nie jest tajemnicą, że w jednym z biegów Moran był zaangażowany w walkę przeciwko Plechowi. 

– Przed biegiem Maugera z Plechem i Moranem podszedł do mnie Ivan i poprosił, abym przekazał Moranowi, że musimy zatrzymać Plecha, bo to jego główny konkurent w walce o złoto. Tak też się stało. Bieg wygrał Mauger przed Moranem, Plechem oraz Kudrną. Po biegu Plech, jak na sportowca przystało, gratulował postawy  Moranowi, który mu odpowiedział, że chciał z nim konieczne wygrać – wspomina brytyjski menadżer Ian Thomas.

Tamten bieg doskonale pamiętał również śp.  Zenon Plech.

– Nie chciałem za bardzo w niego wjechać. Mogło się to skończyć upadkiem Morana i moim wykluczeniem. Moran to był zawodnik brylant. Doskonały jeździec z niesamowitym balansem ciała na motocyklu. Nie jest legendą, że skóra Morana miała ślady mojego bieżnika z tyłu. Dwa razy było w tym biegu naprawdę ciasno. Ten bieg jak się okazało zaważył na ostatecznym wyniku – przyznał po latach Zenon Plech. 

Podobnie jak przed finałem, po zawodach również nie brakowało problemów związanych z zachowaniem Morana.  

– Mieliśmy zbiórkę zaplanowaną na 7.30, aby autobus odwiózł nas na lotnisko. W autobusie byli wszyscy oprócz Morana. Poszliśmy szukać go z Barrym Briggsem oraz Ianem Thomasem. Znaleźliśmy go w restauracji hotelowej na pierwszym piętrze, był kompletnie nagi z czapką bejsbolową na głowie. Ubraliśmy go w dżinsy oraz t-shirt i zawlekliśmy do autobusu. Oczywiście w rękach miał butelkę alkoholu. Ludzie, którzy wieźli nas na lotnisko, nie mogli uwierzyć że koleś w dżinsach, podartej koszuli z alkoholem w ręku to ten niesamowity amerykański żużlowiec, który szalał na torze dzień wcześniej. Poprzedniego wieczoru w hotelowym barze Moran złożył autografy na białych skórzanych fotelach. Była mocna awantura. Hotel nie chciał oddać mu paszportu, dopóki nie zapłaci za straty. Kelly przyzwyczaił nas do tego, że zawsze mówił że jest bez pieniędzy. Rachunek pokrył Ian Thomas, a Moran dostał swój paszport, aby móc opuścić Polskę. Polki, której Kelly obiecał, że ją zabierze do Ameryki, z nim na pewno już nie było – wspomina ze śmiechem Rovazzini.