Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Duńczyk Mikkel Michelsen zajął we wczorajszym turnieju Grand Prix czwarte miejsce. W biegu finałowym, po starciu z rodakiem Leonem Madsenem został uznany winnym i tym samym nie wystartował w powtórce najistotniejszej gonitwy dnia.

 

Michelsen dość długo nie podnosił się z toru po upadku. Potem obserwowaliśmy nietypową sytuację, bo zawodnik po tym jak pozbierał się z toru i przeszedł kilkadziesiąt metrów ponownie usiadł na nawierzchni PGE Narodowego.

– Nic poważnego się nie stało. Jestem trochę poobijany. Po paru dniach odpoczynku wszystko wróci do normy. Po upadku w biegu finałowym bolały mnie ręka i bark. Do tego zacząłem się mocno pocić i w efekcie dostałem zawrotów głowy, które sprawiły, że ponownie usiadłem na torze – mówił po zawodach zawodnik Motoru Lublin dla dziennika Aftonbladet.

Imponujący skutecznością w tym sezonie zawodnik nie neguje decyzji sędziego o wykluczeniu go z finału. Przyznaje jednak, że jego odczuciu wina rozkłada się nieco inaczej.

– Decyzji sędziego nie podważam. Jeśli mam patrzeć na to „prywatnie”, to wina była 50 na 50. Ani ja, ani Leon nie chcieliśmy się poddać i odpuścić i to po prostu musiało się tak zakończyć. Czwarte miejsce jest oczywiście najgorsze, ale ogólnie jestem z niego zadowolony – podsumowuje Michelsen.

Radości z drugiego miejsca nie ukrywał oczywiście Leon Madsen. – Chciałem uniknąć kolizji z Mikkelem, ale on cały czas się pochylał w moją stronę. Cieszę się z drugiego miejsca. Mało kto wie, że przez ostatnie tygodnie zmagałem się z grypą i przeziębieniem. Teraz dochodzę do moich 100 procent. Jak je osiągnę, to zapewniam, że będę jeszcze lepszy. Tytuł mistrza świata? Czuję, że mogę to zrobić – mówi zawodnik Włókniarza Częstochowa.