Żużel. Jepsen Jensen: Miałem dużo pecha i przykrych wspomnień. W Rybniku chciałbym się odbudować (WYWIAD)

Fot. Jarosław Pabijan.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Michael Jepsen Jensen po sezonie 2020 zdecydował się na przyjęcie oferty pierwszoligowego ROW-u Rybnik. Duńczyk postanowił zejść o poziom niżej, aby odbudować swoją formę, a także mieć częstsze okazje do startów w Polsce. Jego kariera składa się ze wzlotów i upadków, czego sam zainteresowany ma świadomość. Duńczyk w rozmowie z naszym portalem wspomina swoje początki, tłumaczy, skąd w jego karierze tak wiele zawirowań, a także wspomina swoje największe sukcesy.

Michael, na początek zapytam Cię o Twoje pierwsze chwile, jeżeli chodzi o żużel. Kiedy rozpocząłeś swoją przygodę z czarnym sportem?

Moja pierwsza przygoda z mini żużlem miała miejsce w 1999 roku. Wcześniej nie miałem kompletnie pojęcia, na czym ten sport polega. W wieku sześciu lat dostałem swój pierwszy motocykl, po naprawdę długich negocjacjach z rodzicami. Od razu się uzależniłem. Wiedziałem, że to jest to, czym chciałbym zajmować się w życiu.

Kto pomagał Ci stawiać pierwsze kroki na żużlu?

Bez wątpienia moja rodzina. Gdyby nie oni, nie byłbym dziś w tym miejscu, w którym jestem.

Zacząłeś się ścigać wcześnie. Jakie wobec tego miałeś podejście do nauki w szkole? Siłą rzeczy zeszła ona na dalszy plan?

Moja mama jest nauczycielką, więc pewnie domyślasz się jaki był mój stosunek do nauki. Oczywiście nie zaniedbywałem szkoły. Fakt, zacząłem się ścigać w młodym wieku, choć wielu zawodników w Danii zaczyna jeszcze wcześniej, w wieku trzech lat. Rodzice zawsze wpajali mi jednak, że dopóki nie odrobię pracy domowej, dopóty nici z wyjazdu na tor. Dzięki naciskom z ich strony udało mi się tak uporządkować wszystkie sprawy, aby móc zarówno zaliczyć szkołę, jak i pościgać się na motocyklu.

Czy Twoi rodzice wspierali Cię od początku? A może próbowali wpłynąć na Ciebie, abyś nie podejmował się żużla?

Właściwie nie było tygodnia, aby nie pytali, czy jestem pewien, że właśnie tym chciałbym się zajmować. Żadnego nacisku z ich strony jednak nie odczuwałem. Od samego początku miałem pełne wsparcie ze strony rodziców.

Speedway to dość kosztowny sport, zwłaszcza na samym początku. Skąd pozyskiwałeś środki na sprzęt, wyposażenie, motocykle? Pozyskanie sponsorów z pewnością nie należy do najłatwiejszych w młodym wieku…

Oczywiście, masz rację. Na samym początku największe wsparcie miałem ze strony rodziców. To oni w dużej mierze inwestowali pieniądze, aby nie zabrakło mi środków do rozwoju. Udało mi się dość szybko pozyskać kilku bardzo lojalnych sponsorów. Niektórzy są ze mną po dziś dzień, czyli już około 20 lat.

Fot. Jarosław Pabijan.

Opowiedz jak trafiłeś do Polski po raz pierwszy…

Pierwsze rozmowy prowadziłem z klubem z Leszna. Po chwili odezwali się także z Torunia. Ostatecznie przyjąłem ofertę zespołu z grodu Kopernika. Wiedziałem, że czeka mnie nie lada wyzwanie. To był rok 2010. Wówczas na fali wznoszącej był Darcy Ward, który na swoim koncie miał już sporo sukcesów i bardzo dobrze prosperował. Miałem świadomość, że czeka mnie wymagająca walka o miejsce w składzie. Dzięki temu miałem jednak większa motywację, aby dać z siebie wszystko. Wierzyłem w siebie, zrobiłem wszystko jak należy. W kolejnym sezonie, już jako senior, udało mi się na stałe wkroczyć do podstawowego składu. Pamiętam, że byłem z siebie naprawdę dumny.

Co najbardziej podoba Ci się w Polsce? A może jest coś, co Ci się nie podoba?

Najbardziej podoba mi się to, że na drodze są znaki ostrzegające o fotoradarach (śmiech). To duży plus! Uwielbiam również polską kuchnię. Z drugiej strony w Polsce wiele spraw potrafi się bardzo szybko skomplikować, a następnie trudno jest z nich wybrnąć.

W swojej karierze reprezentowałeś już wiele klubów. Który z nich wspominasz najlepiej?

Trudno powiedzieć. Mam całe mnóstwo wspaniałych wspomnień, ale także i tych, o których wolałbym nie pamiętać. Wiesz, jeśli ludzie traktują mnie z szacunkiem, tym lepiej ja czuję się w klubie. To też dodatkowa motywacja oraz uczucie satysfakcji gdy otrzymujesz wsparcie od kibiców oraz członków zespołu. Najbardziej podoba mi się, gdy kibice mnie wspierają, gdy przeżywają emocje podczas moich wyścigów. Ja sam również mam świadomość swoich błędów, słabych stron. Nie obrażam się, gdy ktoś mi zarzuci, że mogłem coś zrobić lepiej.

W jakich relacjach rozstałeś się z Włókniarzem Częstochowa w 2014 roku?

Jeżeli chodzi o kibiców i miasto, rozstaliśmy się w bardzo dobrych relacjach, z szacunkiem. To, co wydarzyło się wtedy w klubie nie było jednak łatwe. Mało osób o tym wie, ale naprawdę bardzo mocno to we mnie uderzyło i zostawiło ślad na długi czas. Doprowadziło również do długów, z którymi później się borykałem. Takie sytuacje zdarzają się w tym sporcie, jest to niejako wliczone w nasz życiorys. Rok 2014 sam w sobie był dla mnie ciężki. Nabawiłem się kontuzji miednicy przed startem sezonu. Do dziś odczuwam jej skutki. Do tego mój tata ciężko zachorował na raka. Wracając do Częstochowy… Nigdy nie powiem, ze przygodę z Włókniarzem wspominam źle. Tamtejszy tor jest świetny, a kibice robią niesamowitą robotę. Widok pełnego stadionu na zawsze zapadł w mojej pamięci.

Przylgnęła do Ciebie łatka zawodnika, który jest nierówny i niestabilny. Jaka jest przyczyna Twoich wzlotów i upadków?

Część z nich pochodzi z faktów, o których opowiedziałem ci przed chwilą. Ciężka sytuacja, niestabilność ekonomiczna sprawiły, ze mój rozwój został nieco wyhamowany. Dokonałem również szeregu niezbędnych zmian w swoim zespole, a zmiany wymagają czasu, aby się do nich dostosować. Wszystko szło w dobrym kierunku, ale ubiegły rok po raz kolejny nie był dla mnie łatwy. Wyciągnąłem z niego wnioski, mam nadzieję, że trafne, dzięki którym wrócę silniejszy.

Potrafisz dwa wyścigi wygrać z ogromną przewagą, aby po kilkunastu minutach być cieniem samego siebie…

Zgadza się. Staram się ustabilizować swoją formę.

Czy jako zawodnik czujesz się już spełniony? Wciąż jesteś dość młody, przed Tobą wiele lat ścigania się…

Chyba nigdy nie powiem o sobie, że czuję się spełniony. Z każdego wydarzenia, każdego spotkania, można wyciągnąć wnioski, aby coś jeszcze poprawić. Nigdy nie powiem o sobie, że jestem najlepszy, nawet gdybym wywalczył tytuł mistrza świata. W żużlu zawsze znajdzie się miejsce, aby dany element poprawić.

Wiele osób twierdzi, że Twoje dotychczasowe wyniki są nieadekwatne do poziomu Twojego talentu. Jako młody zawodnik potrafiłeś wygrywać mecze dla swoich klubów…

Ci, którzy tak twierdzą, z pewnością maja rację. Po drodze wydarzyło się wiele rzeczy, o których nikt nie ma pojęcia. Uważam, że przy wielu okazjach miałem również pecha. Ciężko pracuję, aby w mojej karierze nastąpił zwrot na plus. Pracuję nad tym i myślę, że jestem na dobrej drodze. Ciężko jednak przewidzieć, czy efekty zobaczymy już za miesiąc, czy może za dwa lata.

Ib Søby i Michael Jepsen Jensen. Fot. Ib Søby facebook.

Jak sądzisz, mógłbyś z powrotem dostać się do cyklu Grand Prix? Byłbyś gotowy na tak duże wyzwanie?

Na dzień dzisiejszy mam sporo do poprawy, mnóstwo pracy nad samym sobą. Dopiero w momencie, gdy „wyjdę na prostą” poczuję, że znów jestem na taki ruch gotowy.

Po sezonie 2020 zdecydowałeś się na angaż w zespole z 1. Ligi. Nie miałeś ofert z klubów PGE Ekstraligi? A może była to Twoja decyzja, aby zejść o poziom niżej i się odbudować?

Miałem kilka telefonów od klubów ekstraligowych. Słowo „odbudowa” idealnie tutaj pasuje. Wiesz, do tej pory startowałem tylko i wyłącznie w PGE Ekstralidze. Gdy wszystko się układa, wówczas radzę sobie na tym poziomie całkiem dobrze. Potrzebny mi powiew świeżości, a także jak największa liczba startów, zwłaszcza po ubiegłym, ograniczonym sezonie. Jazda w 1. Lidze umożliwi mi starty w dwóch kolejnych, w innych krajach, co z pewnością wpłynie na poprawę mojego rytmu. Cieszę się na myśl o podjęciu pracy w Rybniku. Klub mi zaufał, zmieniam otoczenie, a to może wpłynąć na wzrost mojej formy.

Jak stawiasz sobie cele na nadchodzący sezon?

Przede wszystkim mam nadzieję, że sezon uda się odjechać zgodnie z planem, do końca. W ostatnich dniach odbyły się pierwsze treningi na torze. Zarówno ja, jak i moi mechanicy jesteśmy zadowoleni z efektów. Jestem podekscytowany na myśl o początku sezonu. Jeżeli chodzi o mnie, chciałbym po prostu zrobić postęp względem poprzednich sezonów i na tym się skupiam.

Jak sądzisz, czy współpraca z prezesem Mrozkiem będzie układała się łatwo? Prezes słynie z dość trudnego charakteru…

Będzie ciężko (śmiech). Oczywiście żartuję. Odkąd pamiętam, z prezesem miałem bardzo dobry kontakt. Ja jestem człowiekiem bezpośrednim, podobnie jak Krzysztof Mrozek. Ponadto lubię szczerość, a nie owijanie w bawełnę. Jestem przekonany, że się dogadamy.

Co uznajesz za swój największy sukces do tej pory?

Z pewnością to, co udało mi się osiągnąć w 2012 roku. Dostałem dziką kartę na Grand Prix w Vojens. Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Po fazie zasadniczej miałem na swoim koncie 7 punktów, z czego nie byłem do końca zadowolony. Zazwyczaj 7 punktów to zbyt mało, by awansować do półfinałów. W Parkingu ludzie podawali sprzeczne informacje. Na tablicy wyników przedstawiano, że się nie zakwalifikowałem, co oznaczałoby dla mnie koniec zawodów. Okazało się inaczej. Dostałem się do półfinału i zająłem w nim drugie miejsce. Następnie w finale wyprzedziłem na ostatnim okrążeniu Nickiego Pedersena, co dało mi zwycięstwo w całym turnieju. Wieczór w Vojens to był prawdziwy rollercoaster. Nigdy nie zapomnę tej radości. Po średnim początku udało mi się rzutem na taśmę wjechać do półfinału, a następnie wygrać zawody. Spotkanie, które nie toczyło się do końca po mojej myśli okazało się być zwycięskie. Po fakcie, nadal uważam, że zawody w Vojens nie należały do najbardziej udanych, ale radość ze zwycięstwa była iście szalona. Podobne uczucie towarzyszyło mi wcześniej podczas turnieju Grand Prix w Parken. Tam również wywalczyłem 7 punktów i nie byłem do końca zadowolony z wykonanej pracy. W Vojens wiedziałem, że taka zdobycz może nie wystarczyć. Okazało się zupełnie inaczej (śmiech).

Zostawmy na moment żużel. Czym się interesujesz, jakie masz inne hobby?

Bardzo lubię motocross, spędzanie czasu z rodziną oraz przyjaciółmi. Lubię po prostu cieszyć się czasem, który mam (śmiech).

Masz dziewczynę lub narzeczoną? Wspiera Cię podczas startów na żużlu?

Owszem, mam i oczywiście bardzo mnie wspiera.

W jaki sposób radzisz sobie z niepowodzeniami, trudnymi chwilami w trakcie kariery? Przeżywasz słabe występy, analizujesz, a może starasz się nie patrzeć w przeszłość?

Oczywiście, że przeżywam, czasami nawet zbyt mocno. Żużel to bardzo specyficzny sport. Czasami drobna korekta może sprawić, że wszystko wróci na właściwe tory. Innym razem możesz przejść przez sto zmian, dokonać rewolucji, a i tak stoisz w miejscu. Z pewnością uprawiając tę dyscyplinę trzeba nauczyć się cierpliwości.

Gdybyś mógł cofnąć się w przeszłość, zmieniłbyś coś w swoim życiu?

Tak, chciałbym wymazać przykre rzeczy oraz wspomnienia, których doświadczyłem, a które to wyhamowały mój rozwój.

Kto był Twoim największym idolem w momencie, gdy zaczynałeś swoją przygodę z czarnym sportem?

Jak wspomniałem na początku, w tamtym okresie nie wiedziałem kompletnie nic o żużlu, nie miałem z nim do czynienia. Pierwszym moim idolem był Hans Nielsen, którego podziwiałem za styl jazdy. Natomiast najlepszym zawodnikiem na świecie, w moim przekonaniu był Tony Rickardsson. Prawdziwa legenda oraz wzór do naśladowania.

Na sam koniec, co chciałbyś przekazać kibicom tuż przed startem sezonu?

Chciałbym przekazać, że mocno trzymam kciuki abyście powrócili na trybuny stadionów. Bez was, kibiców jazda cieszy nas mniej. Marzę, abyśmy wkrótce znów mogli razem przeżywać emocje podczas meczów żużlowych w normalnych warunkach i zdrowej rzeczywistości.

Dziękuję za rozmowę. Życzę powodzenia w nadchodzącym sezonie.

Dziękuję bardzo.

Rozmawiał SEBASTIAN SIREK

One Thought on Żużel. Jepsen Jensen: Miałem dużo pecha i przykrych wspomnień. W Rybniku chciałbym się odbudować (WYWIAD)
    Slawek
    9 Mar 2021
     7:11pm

    I tak uważam że facet ma dobre papiery na ściganie, nie wiem skąd takie skoki formy u niego, chyba za dużo myśli i kombinuje, trochę stabilności i chłodnej głowy, a powinien wrócić do dobrego scigania. Życzę mu aby się odbudował w pierwszej lidze. Niekiedy warto zrobić krok w tył, aby ruszyć do przodu.

Skomentuj

One Thought on Żużel. Jepsen Jensen: Miałem dużo pecha i przykrych wspomnień. W Rybniku chciałbym się odbudować (WYWIAD)
    Slawek
    9 Mar 2021
     7:11pm

    I tak uważam że facet ma dobre papiery na ściganie, nie wiem skąd takie skoki formy u niego, chyba za dużo myśli i kombinuje, trochę stabilności i chłodnej głowy, a powinien wrócić do dobrego scigania. Życzę mu aby się odbudował w pierwszej lidze. Niekiedy warto zrobić krok w tył, aby ruszyć do przodu.

Skomentuj