Mateusz Cierniak. fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Inauguracja Speedway Grand Prix 2 z pewnością zostanie zapamiętana na długo. W pierwszej części trzygodzinnych zawodów fani obserwowali walkę zawodników z torem. Końcówka przyniosła jednak emocjonujące wyścigi. Ostatecznie najlepszy w turnieju okazał się Mateusz Cierniak. Junior Motoru Lublin przyznał, że to jego najważniejsza wygrana w karierze i nie ukrywał, że tor w stolicy Czech sprawiał spore problemy.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TUTAJ

Wygrywasz po bardzo trudnych zawodach i akcji w ostatnim biegu. Trudno chyba o lepszy początek startów w nowym cyklu Speedway Grand Prix 2…

Dokładnie tak. Lepiej sobie tego nie mogłem wymarzyć. Dzisiejszy dzień był trudny. Mieliśmy bardzo dobry trening, a potem nie było już tak kolorowo. Zaczął padać deszcz i dużo się zmieniło. Nie było do końca pewne to, czy ostatecznie pojedziemy, ale zapadła decyzja, że zawody się odbędą.

W trakcie zawodów bardzo dużo mówiło się o torze. Jak oceniasz warunki, które spotkały Was na Markecie?

Tor był naprawdę bardzo trudny. Wymagał dużego pomysłu na jazdę. Trzeba było też sporo pracować nad dopasowaniem sprzętu, aby to wszystko dobrze się zgrywało i jazda była w miarę komfortowa. Potem ten tor się trochę wyrównał i można było jechać wieloma ścieżkami. W finale czułem się już na tyle pewnie, że byłem w stanie przeprowadzić ten skuteczny atak.

Wiktor Przyjemski mówił mi, że błędem było to, iż tor na początku nie był równany. Zgadzasz się z jego opinią?

Tak. Tym bardziej, że nie było zagrożenia tym, że będzie dalej padać. Mieliśmy czas na takie prace. Można było śmiało działać. Pierwsza seria pokazała, że tor jest naprawdę trudny i wszyscy się męczą. Nawet ci co potem jechali w finale nie jechali do końca płynnie. Nie wiem, co dokładnie stało się Kevinowi, który nie dokończył zawodów, ale mogło to skończyć się znacznie gorzej. Dobrze, że szczęśliwie dojechaliśmy do końca.

Jesteś liderem po pierwszej rundzie mistrzostw świata. Celem jest zatem medal czy może mierzysz już w złoto na koniec cyklu?

Mam dużo czasu do zastanowienia się nad tym celem. Kolejnej rundy nie mamy za tydzień czy dwa, a odbędzie się ona dopiero w połowie sierpnia. Przede mną sporo czasu i kolejnych zawodów ligowych. Wtedy będzie też końcówka rundy zasadniczej PGE Ekstraligi. Cieszę się, że nic mi się dzisiaj nie stało i szczęśliwie dojechałem do końca. Mogę wracać do domu z pięknym pucharem.

Ten puchar będzie miał szczególne miejsce w Twojej gablotce?

To moja najważniejsza wygrana. Mam jednak taki system, że układam puchary wielkościowo. Od najmniejszego do największego. Są większe, więc będzie trochę dalej, ale na pewno miło będzie na niego spojrzeć. Na pewno będzie przypominał tę ostatnią akcję, której już w sumie nie pamiętam, ale obejrzę sobie powtórki.

Kolejny turniej odbędzie się w Cardiff. Występ na tak wielkim stadionie, który nazywany jest perłą w cyklu Grand Prix, to dla Ciebie duża nobilitacja?

W zasadzie już tutaj czułem ogromną radość, że mogę tu być. Stadion w Pradze nie jest jakiś ogromny, ale otoczka tego wszystkiego robi niesamowitą atmosferę. Człowiek czuje się totalnie inaczej. Miałem okazję jeździć na PGE Narodowym. Jeśli chodzi o takie duże imprezy, to pewnie podobnie będzie w Cardiff. Na pewno będzie to wydarzenie, które zapamiętam do końca życia.

Wspomniałeś o otoczce. Spędzacie czas w boksach, przy oprawie dokładnie takiej, jaka towarzyszy najważniejszym zawodom żużlowym na świecie, czyli Grand Prix. To motywuje Was do tego, żeby pracować, aby za kilka lat regularnie ścigać się w takich zawodach?

Na pewno można poczuć się jak w prawdziwym Grand Prix. To jest bardzo fajne i motywuje do pracy. Jest to świetne doświadczenie. Dzisiaj na najwyższym stopniu podium stoję ja, a jutro może stać w tym samym miejscu Bartek Zmarzlik czy Tai Woffinden. Jutro będę oglądał zawody i mogę powiedzieć: „Ja tam byłem”. To wszystko jest tak świetnie zorganizowane, że czujemy się znakomicie.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA