fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

30 lipca był jednym z najszczęśliwszych dni dla australijskiego żużla w ostatnich latach. Właśnie wtedy Kangury odjechały znakomity finał Speedway of Nations i stanęły na najwyższym stopniu podium. O trudnych wyborach, radzeniu sobie w wymagających warunkach torowych oraz powrocie Drużynowego Pucharu Świata opowiada nam Mark Lemon, menedżer mistrzów świata.

 

Po 20 latach znów jesteście najlepszą drużyną narodową na świecie. Jak wielka była radość, gdy Jack Holder i Max Fricke przekroczyli linię mety w finale?

To było to oczywiście niesamowite uczucie. Wyjątkowy moment, w który trudno było uwierzyć, że się wydarzył. Był też wielki oddech ulgi po świetnej po walce chłopaków. Obok mnie stał Jason Doyle, więc mocno się przytuliliśmy, podobnie jak z całą ekipą chwilę później. Czekaliśmy na to 20 lat, to bardzo długo, ale znów zostaliśmy mistrzami świata. To będą niezapomniane chwile.

Jak świętowaliście to wielkie zwycięstwo? Była zabawa do białego rana?

Mieliśmy fajny wieczór, ale świętowaliśmy „na lekko”. Rozmawialiśmy z wieloma przyjaciółmi z Australii. Z uwagi na różnicę czasu większość znajomych dopiero się budziła. Rozmawialiśmy z Craigiem Boycem i wieloma innymi byłymi żużlowcami. To była świetna noc, siedzieliśmy na hotelowym tarasie i rozmawialiśmy. Byliśmy bardzo zmęczeni następnego dnia, ale celebrowanie zwycięstwa to wyjątkowe uczucie.

W finale nie skorzystaliście z usług Jasona Doyle’a. To była trudna decyzja, by zostawić mistrza świata na ławce rezerwowych? Jak on zareagował na fakt, że nie będzie jeździł?

Była to oczywiście trudna decyzja. Nie było takiego planu, ale po środowym półfinale najmocniejszym duetem byli Max oraz Jack. Zdecydowaliśmy, że ta para zacznie zawody, ale cały czas możliwe było wprowadzenie Jasona. Myślę, że szczególnie w biegu, w którym wygraliśmy 7:2 z Polską chłopcy pokazali, że tego układu nie należy zmieniać. Max w czwartej serii przywiózł zero, więc zastanawiałem się czy ta decyzja była dobra. To był jednak niepokonany zawodnik w środowy wieczór i czułem, że nie powinien być zmieniany. Dałem mu kolejną szansę. Zaufałem instynktowi i postawiliśmy dalej na tę samą dwójkę. Nie były wiec to łatwe decyzje, ale myślę, że najlepsze dla zespołu.

Jack Holder. fot. Taylor Lanning

Bohaterem finału był Jack, który zdobył aż 23 punkty. W tym sezonie miał sporo słabszych spotkań w Polsce. Jaki był jego sekret tak znakomitej jazdy?

Jack był świetny przez cały turniej. Zdobył miejsce w drużynie, choć jego forma przed turniejem stała pod znakiem zapytania. Inaczej było w przypadku Jasona Doyla, który ostatnio jeździł jak w najlepszych momentach kariery. Jack jednak pukał do drzwi drużyny narodowej w ostatnich latach. Chcieliśmy mieć go w zespole w 2020 w Lublinie, ale wtedy odmówił. To już jest historia i wszystko zaczęliśmy od nowa. W zeszłym roku nie został wybrany i pomyślałem, że wybranie go na ten turniej to dobre rozwiązanie. Czułem, że da z siebie absolutnie wszystko i złapie tę szansę obiema rękami. Turniej pokazał, że był w stanie to zrobić.

To nie była łatwa decyzja, aby wybrać najlepszych trzech z pięciu zawodników. Byli jeszcze przecież Chris Holder i Brady Kurtz, który ostatnio złapał prędkość i jeździ coraz bardziej dojrzale. Jack odjechał znakomite zawody. Był bardzo dobry podczas półfinału i niesamowicie szybki w finałowym turnieju. To dowodzi, że jego umiejętności pozwalają na robienie znakomitych wyników i osiąganie tak świetnego poziomu w najważniejszym momencie.

Podczas finałowego turnieju spadł deszcz, a tor był wymagający. Uważa Pan, że to mocno pomogło Pańskim podopiecznym, którzy mają doświadczenie w startach w lidze brytyjskiej?

Decyzja o przenosinach z Esbjerg do Vojens dużo zmieniła w podejściu do tych zawodów. Tor w Vojens jest bardziej techniczny, jesteśmy też z nim bardziej obeznani. To trochę brytyjski tor i ci chłopcy, którzy ścigali się w Wielkiej Brytanii mieli pewną przewagę, zwłaszcza gdy spadł deszcz. Nasi zawodnicy wiedzieli czego można się spodziewać. Tory w Polsce są teraz przygotowywane perfekcyjnie i chłopcy rzadko mierzą się z takimi warunkami. My mieliśmy drużynę, która była w stanie się z nimi zmierzyć. Kiedy spojrzymy na zmagania w finale, to świetnie radził sobie też chociażby Dan Bewley, który tory w Wielkiej Brytanii także zna świetnie.

Zaskoczyło Pana to, że Polacy, którzy byli faworytami turnieju, ostatecznie znaleźli się dopiero na szóstym miejscu?

Polacy z pewnością rozczarowali w tym turnieju, ale my nie skupialiśmy się na innych zespołach. Speedway of Nations może nie być formułą odpowiednią dla Polaków. Z wielu powodów bardziej preferujecie Drużynowy Puchar Świata. W Polsce jeździ się na dużych torach i gładkich jak skóra dziecka. Kiedy są gorsze warunki wiele się zmienia. Tylko Bartosz Zmarzlik potrafi spisywać się w nich dobrze i często ciągnie wynik drużyny. Ostatecznie na podium byliśmy my, Brytyjczycy i Szwedzi. Uważam, że dla naszego sportu jest to dobre rozstrzygnięcie.

Jack Holder. fot. Taylor Lanning

W przyszłym roku wraca wspomniany Drużynowy Puchar Świata. W Pana opinii to dobry pomysł? Jak Pan ocenia siłę Australii w takim formacie?

Myślę, że wszyscy zawodnicy, menedżerowie i kibice czekają na tę imprezę. Nie było jej długo i to wielka tradycja. Rozmawialiśmy o tym już na podium, że nasza uwaga skupia się na kolejnych latach i właśnie tych zawodach w Polsce. Zasady są takie, że te zawody są jeszcze bardziej drużynowe. Jest więcej zawodników i być może przez to ten turniej ma więcej reprezentacyjnego smaku. Polska też jest krajem, który ma wielu bardzo dobrych zawodników. W przeszłości widzieliśmy też, że Rosja była mocna. Ostatnio nie mogli oni startować z uwagi na to, co dzieje się na świecie i to na pewno było dla nich frustrujące. Miejmy nadzieję, że wszystko wróci do normy i ich też będziemy widzieć w podobnych turniejach. Cieszymy się, że ten turniej wraca do kalendarza. Nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy tam potwierdzić naszej siły z Speedway of Nations. Chcemy to zrobić.

Niebawem wracamy do Grand Prix w Cardiff. Australijczycy na razie są daleko w klasyfikacji. Liczy Pan na to, że druga połowa będzie lepsza w wykonaniu Pana podopiecznych?

Grand Prix do tej pory nie układało się dla naszych chłopaków zbyt dobrze. Chłopcy z pewnością liczyli na więcej. Liczę, że to złoto w Speedway of Nations da im kopa na resztę cyklu. Cardiff to bardzo ekscytujący turniej i nasi zawodnicy również nie mogą się doczekać. Myślę, że chłopcy odbiją się w klasyfikacji, bo na to zasługują.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Chce przebić Thomsena. Jak wygra w Cardiff, to rozbierze się do naga! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Widziano go w Ekstralidze, ale Wybrzeże zamknęło temat. Zdunek: Rasmus chce ustabilizować poziom – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

POLECAMY:

Żużel. Lektura na lato. Żużlowe rozmowy i opowieści – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

One Thought on Żużel. Mark Lemon: Wygrana w SoN to niezapomniane chwile. W DPŚ chcemy udowodnić naszą siłę (WYWIAD)
    Żużel. Dwaj mistrzowie w świetnych relacjach. Pedersen: Bardzo dobrze dogaduję się ze Zmarzlikiem - PoBandzie - Portal Sportowy
    12 Aug 2022
     8:34am

    […] PrevPoprzedniŻużel. Mark Lemon: Wygrana w SoN to niezapomniane chwile. W DPŚ chcemy udowodnić na… […]

Skomentuj

One Thought on Żużel. Mark Lemon: Wygrana w SoN to niezapomniane chwile. W DPŚ chcemy udowodnić naszą siłę (WYWIAD)
    Żużel. Dwaj mistrzowie w świetnych relacjach. Pedersen: Bardzo dobrze dogaduję się ze Zmarzlikiem - PoBandzie - Portal Sportowy
    12 Aug 2022
     8:34am

    […] PrevPoprzedniŻużel. Mark Lemon: Wygrana w SoN to niezapomniane chwile. W DPŚ chcemy udowodnić na… […]

Skomentuj