Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Australijczycy nie będą dobrze wspominali tegorocznej edycji Speedway of Nations. Przed turniejem ekipa Kangurów była wymieniana jako ta, która może zagrozić Polakom w walce o złoto, a zakończyła zmagania na czwartym miejscu. Mark Lemon, menedżer australijskiej reprezentacji, przyznaje, że jego drużyna liczyła na medal i nie ukrywa, iż jego podopiecznym zabrakło wygranych w starciach z najmocniejszymi drużynami.

 

Ostatecznie na koncie Australijczyków znalazło się 49 punktów. Znamienny jest fakt, że na sześć starć z Polakami, Brytyjczykami i Duńczykami wygrali tylko jedno. W aż czterech biegach z kolei zawodnicy z Antypodów przegrywali 2:7.

– Przyjechaliśmy do Manchesteru z wielkimi chęciami i nadziejami, ale to nie był nasz weekend. Moi zawodnicy ciężko pracowali, jednak nie dowoziliśmy ważnych punktów, kiedy było trzeba. Ciężko się patrzy na to, gdy moi zawodnicy nie osiągają tego, co są w stanie osiągnąć i nie zdobywają medali. Zwłaszcza po wysiłku, który włożyli w ten turniej. Może być tylko jeden zwycięzca i bardzo gratuluję zespołowi Wielkiej Brytanii. Miejsce poza podium jest frustrujące, ale nie narzekamy. Jesteśmy zawzięci, jesteśmy dumnym narodem, wrócimy mocniejsi – mówił nam Mark Lemon.

Zdecydowanie pewniejszym zawodnikiem w kadrze australijskiego menadżera był Max Fricke. Spore problemy miał natomiast Jason Doyle. Mistrz świata z 2017 roku nie przypominał jednego z najskuteczniejszych zawodników tegorocznej PGE Ekstraligi i w dwóch rundach SoN wywalczył zaledwie 15 punktów.

– Żużel czasem jest zabawny i przewrotny. Jesteś dobry, gdy jesteś pewny siebie i wszystko ci sprzyja. W końcu to się odmienia i jest zupełnie na odwrót. Okoliczności nie sprzyjały Jasonowi. Brakowało mu szybkości w motocyklu i pewności siebie. Było to widać na torze, ale jestem pewien, że to były chwilowe problemy. Nie ma człowieka, który dumniej reprezentuje kraj niż Jason Doyle – zapewnia opiekun Kangurów.

Dla menadżera turniej w Manchesterze był szczególny również dlatego, że zawody o miano najlepszej drużyny narodowej na świecie odbywały się na jego domowym torze. W Premiership jest on bowiem opiekunem ekipy Belle Vue Aces.

– Polacy byli najszybszymi zawodnikami dnia, ale to jest żużel, niczego nie można być pewnym do końca zawodów. Cieszę się, że na torze Belle Vue udało się zorganizować taki turniej. Myślę, że klub stanął na wysokości zadania. Dla ekipy Wielkiej Brytanii taki finał turnieju to naprawdę duże wydarzenie – podsumował Lemon.