Żużel. Marcin Nowak: Prezes Skrzydlewski to rzetelna postać, których coraz mniej w polskim żużlu. Kibice Orła są świetni (WYWIAD)

Marcin Nowak. Foto: KŻ Orzeł Łódź
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Marcin Nowak, swego czasu podstawowy junior GKM-u Grudziądz, w sezonie 2021 będzie starał się pogodzić obowiązki ojca nie tylko z występami w łódzkim Orle, ale również z podróżami do Szwecji. Z rodowitym leszczynianinem porozmawialiśmy o różnych etapach jego kariery.

Jesteś takim zawodnikiem, że nawet zmieniając barwy pozostawiasz za sobą wśród kibiców bardzo dobre odczucia. Ja pochodzę z Grudziądza, więc coś o tym wiem – ostatnio na grupie GKM Speedway Fans, kiedy urodziła się córka Gabrysia, posypały się szczere gratulacje. Jak Ty to robisz?

Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie (śmiech). Po prostu jestem sobą. Zawsze po meczu, np. w social mediach, staram się nawiązywać rozmowę z kibicami. Dla mnie to jest oczywiste, że powinienem mieć dobry kontakt z nimi, przecież dla nich jeździmy! Chcę cieszyć ich swoją jazdą.

Marcin, Ty cały czas mieszkasz w Lesznie, tak?

Tak, cały czas mieszkam w Lesznie.

Jaka była przyczyna tego, że tak trudno było Ci się dobić do miejsca w formacji juniorskiej w Lesznie? To kwestia dużej konkurencji, chociażby w postaci braci Pawlickich?

Myślę, że ten czynnik w postaci dość dużej konkurencji miał największe znaczenie. Byli bracia Musielakowie – jak Sławek został seniorem, to nadal był Tobiasz, później doszedł Piotrek Pawlicki. Ciężko było wejść do tego składu. Może nie chodziło o sam sprzęt, ale moje umiejętności też nie były wystarczające. Musiałem szukać jazdy w innych klubach. Z perspektywy czasu myślę, że to przyniosło pozytywne skutki. Z roku na rok robię progres, może nie tak duży jak Piotr Pawlicki czy Tobiasz Musielak, jednak małymi kroczkami idę wciąż do przodu.

Czy to prawda, że Krzysztof Kasprzak to Twój kuzyn, macie ze sobą kontakt? Rozmawiałeś z nim o jego przejściu do GKM-u?

Tak, to mój kuzyn. Lepszy kontakt mam jednak z Robertem, bratem Krzyśka, który obecnie jest jego mechanikiem i to z nim rozmawiałem na temat Grudziądza. Oczywiście poleciłem ten klub, bo mam z nim bardzo dobre wspomnienia.

W 2020 roku prezes grudziądzan, Marcin Murawski, wybrał Cię jako podstawowego juniora w grze drużyna dekady. Miałeś w tej zabawie również 100 głosów od kibiców. W parze z Artiomem Łagutą przywoziłeś swego czasu za plecami doświadczonych seniorów…
Jakie masz więc najlepsze wspomnienia z jazdy w Grudziądzu?

Trzy lata spędzone w Grudziądzu to same dobre wspomnienia. Były wzloty i upadki, ale myślę, że to właśnie tam poczyniłem największy progres. Klub zaufał mi, zainwestował we mnie, otrzymałem porządny sprzęt od Ryszarda Kowalskiego. Ten kontrakt to był krok naprzód.

Dobrze, wróćmy z przeszłości. Na 2021 rok masz następujące plany: Szwecja i Łódź. W Szwecji wybór padł na Masarnę, już w 2020 była o niej mowa, ale ostatecznie wybrałeś Vetlandę.

Dokładnie tak było. Rozmowy z Masarną w 2020 stanęły na pewnym etapie i zdecydowałem się wybrać klub z Vetlandy. Z perspektywy czasu nie żałuję.

Czym kierują się polscy zawodnicy wybierając kluby w Szwecji?

Zależy mi po prostu na częstej i regularnej jeździe. To jest ten czynnik, dzięki któremu podpisuję gdzieś kontrakt. W 2021 roku miałbym ciężko w Vetlandzie przy takich nazwiskach jak Bartosz Zmarzlik czy Szymon Woźniak. Mam nadzieję, że dostanę wiele okazji do jazdy. Choć pod względem logistycznym jest to trudny klub – z promu w samej Szwecji trzeba jechać 650 km w jedną stronę, a to sporo. Porównując do Vetlandy miałem 200 km z promu.

Jak jesteś w Szwecji, to masz okazję coś zobaczyć lub np. skosztować miejscowej kuchni?

Czasem mamy trochę czasu przed meczem. Te mecze są o 19:00, z promu zjeżdżamy zazwyczaj o godzinie 6 rano. Jest więc trochę czasu, żeby przejść się po mieście, w którym jest dany mecz. Udało się zobaczyć chociażby bardzo ładny Nyköping. Jeśli chodzi o zatrzymywanie się i zwiedzanie, to nie za bardzo. Po meczu zazwyczaj pakujemy busa i spieszymy na prom, grafik jest bardzo napięty.

Powiedz, jakie były powody pozostania w klubie z Łodzi? Kibice Orła przyjęli bardzo entuzjastycznie Twoją decyzję.

Szczerze? Nie widziałem żadnych minusów. Pan Witold Skrzydlewski jest rzetelną osobą, których coraz mniej w polskim żużlu. Chciałbym też mu się odwdzięczyć za to, że wyciągnął mnie z II ligi w ubiegłym sezonie, z PSŻ-tu Poznań. Myślę, że częściowo już się odpłaciłem, ale chciałbym jeszcze więcej dać z siebie. Ciężko na to pracuję. Kibice też są świetni – pomimo obostrzeń przychodzili licznie na piękny stadion, dopingowali nas. Tor, na którym się świetnie jeździ, trener… Długo mógłbym wymieniać.

Pan Witold Skrzydlewski to bardzo barwna postać, słynąca ze szczerych komentarzy. W którymś z wywiadów powiedział, że wie, że jest nerwowym i wymagającym szefem. Jak ty odbierasz Pana Witolda?

Troszeczkę właśnie odbieram tak, jak mówi, chociaż z powodu tej pandemii Pana Witolda było mniej w parku maszyn, więc ta presja była mniejsza (śmiech). Jest z pewnością wymagającym człowiekiem, ale nie ma się co dziwić. Jest głównym sponsorem klubu, pakuje w to potężne pieniądze. Nie ma co roztrząsać tego, dlaczego ma takie oczekiwania. Dla mnie to wychodzi na plus. Presja motywuje mnie do działania.

Czyli podsumowując – dwa kluby i rola świeżo upieczonego taty. Pogodzisz to wszystko?

Mam wspaniałą narzeczoną, która przejmuje obowiązki nad Gabrysią w nocy, żebym mógł się wyspać przed następną sesją treningową. Codziennie trenuję ogólnorozwojowo. Myślę, że razem z nią jesteśmy w stanie to pogodzić. Sam na pewno bym nie podołał.

Widziałam, że przygotowujesz się do sezonu również na motocrossie, na torze w okolicach Leszna. Z jakich jeszcze form treningu korzystasz?

Tak, dokładnie w Wilkowicach. Dochodzi crossfit, bieganie, rower… Jak był śnieg, to nie ryzykowałem biegania, żeby nic sobie nie złamać przed sezonem. W piwnicy śmigam na orbitreku. Myślę, że to przynosi dobre efekty, gdyż siły czy wydolności nigdy mi nie brakowało.

Chciałabym jeszcze zapytać o Twój jeden post. Przed sezonem 2020, pod koniec przerwy zimowej, napisałeś coś takiego: „Czysta głowa to połowa sukcesu – tak mówią. Mogę tylko powiedzieć, że praktycznie każdy cel, który postawiłem sobie na te kilka miesięcy, został zrealizowany.” Czy przed sezonem 2021 możesz powiedzieć to samo i czy to przygotowanie głowy jest teraz według Ciebie równie ważne?

Oczywiście. Może skłamałbym, gdybym powiedział, że 50-50, bo dochodzi jeszcze sprzęt… Myślę, że przygotowanie głowy jest tak samo ważne jak przygotowanie kondycyjne. Sprzęt swoją drogą, ale również na bieżąco współpracuję z trenerem mentalnym. Razem wyznaczamy cele, eliminujemy słabe punkty… W miesiąc się wszystkiego nie pozbędę, ale staram się jak mogę. Fakt, że jak zacząłem swoją przygodę z żużlem to z nikim nie współpracowałem w tym zakresie. To dzieje się u mnie od jakichś czterech lat. Myślę, że zawodnicy z wyższego szczebla już dawno współpracowali, tylko nikt o tym nie mówił, bo to dość intymny temat. Coraz częściej jest poruszany i dla mnie to dobrze. Ja się tego nie wstydzę, że pracuję nad swoją psychiką.

Czy chciałbyś coś jeszcze dodać albo kogoś pozdrowić?

Przede wszystkim moją narzeczoną, która tak dzielnie przejmuje obowiązki w nocy nad dzieckiem. W dzień oczywiście się dzielimy. Poza tym, całą rodzinę – rodziców, brata, oni cały czas są w środku tego. Jak np. mam mecz dzień po dniu – mama pierze kevlary, ja działam nad sprzętem. To tak funkcjonuje, że nie mógłbym o nich nie wspomnieć. Sponsorzy również nie odwrócili się ode mnie w tych czasach, gdzie każdy walczy o przetrwanie, za co im dziękuję. Na koniec oczywiście dziękuję kibicom, którzy tak pięknie dopingują.

Dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas i wszystkiego dobrego!

Również dziękuję i wzajemnie!

Rozmawiała DARIA JAGODZKA