Żużel Loża VIP w powietrzu, tor na betonie i najlepszy żużel w Niemczech, czyli Night of the Fights w Cloppenburgu (REPORTAŻ)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeśli jest się prawdziwym fanem żużla w Niemczech, to na „rozpisce” zawodów, które się powinno zobaczyć choć raz osobiście, widnieje turniej rozgrywany w położnym w Dolnej Saksonii Cloppenburgu. Od 2012 roku zawodnicy spotykają się regularnie na torze i walczą o zwycięstwo w zawodach Nighf of the Fights. Turniej był też na „liście” naszego portalu, ale dopiero w miniony  piątek przyjrzeliśmy się mu z „bliska”.

 

Rzadko kiedy można w Niemczech być świadkiem sytuacji, w której jest problem z nabyciem biletów na zawody żużlowe. Tak jednak jest w 40-tysięcznym Cloppenburgu. Ten, kto chciał w ostatniej chwili zakupić bilety siedzące, niestety musiał obejść się smakiem. Jak co roku, zostały szybko wyprzedane. Trybuny na kameralnym stadionie były zapełnione, a zawody oglądało około 4000 fanów żużla. Bilet siedzący na zawody kosztował niecałe 27 euro, stojący był sześć euro tańszy. 

Brama wejściowa na obiekt MCS Cloppenburg

–  Jak Pan widzi, mamy już tylko miejsca stojące i kolejka po nie jest spora. Cloppenburg to małe miasto i ten turniej, który organizujemy od lat wpisał się w jego tradycję. Nie wyobrażam sobie, aby nie odbywał się on nadal – mówiła nam przed zawodami jedna z kasjerek.

Parking zawodów

– Na naszym torze zazwyczaj emocji nie brakuje i mamy nadzieję, że będzie tak i tym razem. Nasz tor jest specyficzny. Nawierzchnia, nasypana jest na „twarde” podłoże. Tor liczy sobie 235 metrów i tym samym jest trzecim najkrótszym torem świata – informował spiker przed zawodami. 

Żużel. Lebiediew odjechał rywalom! Madsen wskoczył na podium (TABELA SEC) – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Speedway wraca na Ukrainę. Polacy dostali… zakaz – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

– No mają tu specyficzny tor totalnie. On jest tak naprawdę nasypany na betonie, a jego długość i geometria sprawia, że w łukach trzeba się mocno nagimnastykować, aby dobrze jechać. Słyszałem, że Cloppenburg właśnie przez fakt, iż tor jest taki krótki, nie może startować w Bundeslidze – dodawał jeden z niemieckich zawodników. 

Z której strony by na zawody nie popatrzeć, to nie ma się czego „przyczepić”. Stawka zawodów gwarantowała emocje i te w połączeniu z nietypowym torem jak najbardziej były. Organizacja imprezy –  iście niemiecka. Wszystko zaplanowane co do minuty i profesjonalnie przygotowane. Nie zabrakło sesji „autografowej” dla kibiców z obecnością wszystkich zawodników czy specjalnego, okolicznościowego kubka w strefie gastronomicznej. Nie może być w tym dziwnego, biorąc pod uwagę, że klubem dowodzi lokalny biznesmen, Lothar Koopmann, który z powodzeniem działa w branży elektrycznej, a w piątkowy wieczór sam bacznie doglądał czy wszystko funkcjonuje jak należy.

Na te zawody tutaj jeździmy od lat z Hamburga i co roku jest naprawdę fajnie. Po raz pierwszy byliśmy jak wygrywał Tobias Kroner. Oni tutaj potrafią przygotować żużel taki, który jest reklamą tego sportu. Gdyby inne kluby działały podobnie, to żużel u nas pewnie byłby w innym miejscu – mówił nam Andreas z Hamburga. 

Niemiec, który w latach 2012- 2015 czterokrotnie z rzędu stawał na najwyższym stopniu podium zawodów w Dolnej Saksonii oczywiście na zawodach był obecny i pomimo obecności w „cywilu” jego rozpoznawalność wśród niemieckich fanów jest wciąż wysoka. 

– Co jest lepszego do roboty w piątek wieczorem, aniżeli taki turniej. Nie ukrywam, że jest miło jak kibice o mnie jeszcze pamiętają. Ja go wygrywałem cztery razy z rzędu, a dziś przyjechałem pooglądać kolegów i zaprosić na nasz coroczny turniej w Dohren, który odbędzie się 12 października. Korzystając z okazji zapraszam wszystkich kibiców z Polski czy fanów żużla mieszkających w Niemczech  – mówił nam były żużlowiec Wybrzeża Gdańsk a obecnie prezes klubu z Dohren. 

Żużel. Złe wieści z Zielonej Góry. Hampel z poważnymi urazami! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Na zawodach nie zabrakło kibiców z Polski, pobliskiej Holandii czy innych  gości „specjalnych”. Wśród swoich kolegów obecny był poruszający się obecnie na wózku inwalidzkim, Sonke Petersen, witano obecnego na trybunach, doskonale znanego choćby z wieloletniej  współpracy z Tomaszem Gollobem, właściciela firmy HN Nowak – Petera Nowaka. 

Jak to w Niemczech bywa, na gastronomię nie można było narzekać i co ważne, ceny były niższe aniżeli na wielu obiektach u naszych zachodnich sąsiadów. Tradycyjna, słusznych rozmiarów jak na apetyty zachodnich sąsiadów „gięta” w okolicach 4 euro, frytki euro mniej, a pragnienie można było ugasić czy to alkoholowo czy bez w cenie trzech euro, nalewanych do wspomnianego już wyżej, okolicznościowego kubka.

Działacze Cloppenburga, okazuje się, mają nietypowe pomysły, które raz stanowią atrakcję dla kibiców, a dwa – poprawiają stan klubowej kasy. Tuż obok trybun postawiono specjalny podnośnik, który na „słuszną” wysokość wznosił  w specjalnym wagoniku kibiców chcących obejrzeć fragment  zawodów z „lotu ptaka”. Taka wersja, Lublin premium. Do „podniebnej” podróży chętnych nie brakowało. Do atrakcji cały czas była kolejka.

– Można powiedzieć, że to taka nasza loża VIP. Ten pomysł to sposób na zbieranie dodatkowych środków dla naszej żużlowej szkółki. Każdy płaci tyle, ile może, wsiada, a ja wciągam do góry i pokazuję zawody z lotu ptaka – mówił nam „operator” nietypowej atrakcji w czasach niepandemicznych. 

W zawodach wystartowało trzech zawodników z Polski. Najlepiej spisał się Damian Ratajczak. Słabszy wieczór mieli Norbert Krakowiak i Adrian Gała. Ten ostatni stawał już na podium zawodów. – Popatrz sam. Super atmosfera, pełne trybuny i mamy okazję do dobrego ścigania i nauki jazdy na tak nietypowym dla nas torze. Według mnie to najlepszy żużel w Niemczech. Popatrz, oni starają się dbać o każdy szczegół. Widziałeś gdzieś w Niemczech na zwykłych zawodach taką tablicę dla zawodników w parkingu? – mówił nam Adrian Gala. 

Zawody „opędzlował” w piątkowy wieczór firmowy jeździec firmy Koopman, Mads Hansen, który tego wieczoru doskonale łapał nie kąty, a łuki. Z bardzo dobrej strony pokazał się Martin Smolinski, który – jak widać – jeszcze nie zamierza mówić żużlowi pas. – No jechałem na tyle, na ile mogłem. Szkoda trzeciego miejsca w półfinale, ale było ok. Czterdzieści lat minęło, ale coś tam jeszcze można – mówił nam ze śmiechem Bawarczyk. 

Aby się nie rozpisywać, przyznamy że poznaliśmy fenomen „Night of the Fights”. Specyficzny technicznie, dobrze przygotowany tor plus doskonała organizacja zawodów sprawia, że nie bez powodów wielu kibiców ma oznaczony w kalendarzu ten turniej jako „must to be”. My byliśmy po raz pierwszy i tylko możemy polecać. Mimo, że w Niemczech żużel obecnie ma niskie notowania, to raz w roku można być świadkiem doskonale pod wieloma względami zorganizowanej imprezy.